Pareiko niebawem odejdzie, Kulawik znów o pucharach, Peszko ciągle na aucie

redakcja

Autor:redakcja

19 kwietnia 2013, 11:04 • 9 min czytania

Zapraszamy na piątkowy przegląd prasy, w którym naprawdę sporo ligowych informacji. Rzeczpospolita rozmawia z Bobo Kaczmarkiem, Przegląd Sportowy m.in. z Czesławem Michniewiczem, natomiast na łamach Super Expressu wciąż sporo tematów sędziowskich.

Pareiko niebawem odejdzie, Kulawik znów o pucharach, Peszko ciągle na aucie
Reklama

FAKT

Hajto dla Faktu: Mogę odejść z Jagiellonii

Reklama

Po ostatnich meczach można powiedzieć, że taką Jagiellonię chciałby pan oglądać zawsze?
– Jestem zadowolony nie tylko z wyników, ale i z gry swojej drużyny. Można powiedzieć, że każdy następny mecz gramy o wszystko. Już dawno powtarzałem, że liga tak naprawdę rozgrywa się w ostatnich kilku kolejkach.

Wasz zespół jest gotowy na awans do pucharów?
– W Białymstoku nie ma żadnego ciśnienia na puchary. Gramy o szóste miejsce. Pamiętajcie, że przegraliśmy tylko jeden mecz więcej, niż Legia! Potrzebujemy czasu, ciągłości pracy. Musiałem kilku chłopakom podziękować, nie mieścili się w moim planie, ale rozstaliśmy się w zgodzie. Tak to powinno wyglądać.

Pana pozycja w klubie jest teraz mocna?
– Śmieję się, że już 15 razy grałem o posadę. Nie no, dajcie spokój, to jest śmieszne. Cały czas gramy o szóste miejsce, a jeśli wywalczymy coś więcej, to będzie zapisane na plus całej drużyny. Tyle na ten temat.

Kolejny uraz może wykluczyć z gry فukasza Fabiańskiego.

Fabiański, to jeden z największych pechowców wśród polskich piłkarzy. Odzyskał miejsce w pierwszym składzie Arsenalu i doznał kontuzji. To nie pierwszy taki przypadek w jego karierze. Z powodu urazu żeber Fabiański nie zagrał we wtorkowym meczy Arsenalu z Evertonem. Jego miejsce między słupkami zajął Wojciech Szczęsny (23 l.). Prawdopodobnie na dłużej. Badania lekarskie wykazały bowiem u Fabiańskiego pęknięcie żeber. – Musi być hospitalizowany. To ciężka sytuacja, bo raz czuje ból, a innym razem nie. Nie wiem, kiedy wróci do gry – poinformował trener Arsenalu Arsene Wenger (64 l.).

RZECZPOSPOLITA

Wywiad z Bogusławem Kaczmarkiem.

Są w Polsce utalentowani zawodnicy?
– Są, tylko trzeba umieć ich znaleźć, mieć znajomości, sieć informatorów i nosa. Zawodnicy grający w Lechii to w większości wychowankowie klubu lub chłopcy pochodzący z północnej Polski, Warmii i Mazur. Spędziłem w Stomilu kilka lat, znam trenerów z tamtych okolic, oni przekazują mi informacje o zdolnych chłopcach. Mieszkam pod Sztumem i od lat oglądam mecze tamtejszej Olimpii. Z tego czwartoligowego klubu sprowadziłem do Lechii bramkarza Sebastiana Małkowskiego i pomocnika Wojtka Zyska. Obydwaj grali już w reprezentacjach Polski. Radosław Bartoszewicz, dziś piłkarz Widzewa, też grał w Sztumie.

Był pan, zobaczył, chłopcy mieli szczęście. A system?
– Kuleje. Ale nie w Lechii. Zapewne słyszał pan o turnieju Lotos Cup – dla młodych skoczków narciarskich – pod hasłem „Szukamy następców Małysza”. Mamy w Gdańsku program szkolenia pod nazwą Biały Lotos Lechia. Ten sam sponsor – prezes zarządu Grupy Lotos Paweł Olechnowicz. Pod opieką Lechii znajduje się około 700 dzieci w wieku od sześciu lat, bawiących się piłką w siedmiu ośrodkach województwa pomorskiego. W sumie przyglądamy się około 1300 chłopcom. Efekty przyjdą może za dziesięć lat, ale w piłce nie ma drogi na skróty. Jestem głównym trenerem w tym programie. W każdy weekend w rozgrywkach bierze udział 80 chłopców. Są pod opieką i obserwacją, uczą się od dobrych trenerów.

GAZETA WYBORCZA

Kulawik dalej opowiada o szansach na europejskie puchary.

Po porażce ze Śląskiem i odpadnięciu z Pucharu Polski mówił pan, że wszystkie decyzje zapadną w czwartek. I…?
– Czekam, podobnie pewnie jak dziennikarze. Zobaczymy, co będzie. Właściciel musi zdecydować, co będzie robił dalej i w jakim kierunku to wszystko powinno pójść.

Pan może decydować w sprawie piłkarzy. Wielu kończą się kontrakty, więc może teraz czas postawić na młodzież?
– Ale jest jeszcze szansa na europejskie puchary, bo Legia i Śląsk grają w finale Pucharu Polski, więc jeśli skończą ligę na podium, to w eliminacjach Ligi Europy zagra zespół z czwartego miejsca, a do tej pozycji tracimy siedem punktów. Nie można z tego rezygnować. W taki sposób mobilizuję zawodników, ale przede wszystkim mówię im, że gramy o zachowanie twarzy. Cztery najbliższe mecze będą najważniejsze, a na młodzież przyjdzie jeszcze czas.

A na strefę spadkową pan nie patrzy? Podbeskidzie Bielsko-Biała traci do was dziewięć punktów.
– Zawsze trzeba patrzeć do przodu.

Bieżąca rozmowa z Radosławem Janukiewiczem.

Po meczu z Widzewem szatnię opuszczał pan zły, remis nazywając porażką swojego zespołu. Oceniając na chłodno, widzi pan więcej pozytywów w grze Pogoni przeciwko łodzianom?
– Najważniejsze są wyniki, a nie dobra gra. Może wyglądało to nieźle przez 60-70 minut, ale po 90 wynik był 1:1. Dla mnie osobiście ten remis jest porażką.

Wy nie punktujecie, a robi to przedostatnie Podbeskidzie Bielsko-Biała, które traci do was już tylko pięć punktów. Temat topniejącej przewagi nad strefą spadkową przewija się w szatni?
– Czy ja wiem? Tak naprawdę to wszystko zależy od nas. Musimy odpalić. Mamy jeszcze bezpośrednie mecze czy to z Podbeskidziem, czy z GKS-em Bełchatów. Nie możemy panicznie się bać, tylko trzeba zacząć zdobywać punkty, nie myśląc o tym, co dzieje się za nami. Przy takim myśleniu czasami pojawiają się pewne blokady, nie zawsze człowiek może dać z siebie sto procent umiejętności. Trzeba podejść do tego spokojnie. Sytuacja dawno przestała być śmieszna, jest podbramkowa. W takich warunkach poznaje się właśnie prawdziwych facetów.

SPORT

Zbigniew Koźmiński krytykuje reformę ligi.

Koźmiński, były prezes Górnika Zabrze, podkreśla, że takie „strategiczne decyzje” może podejmować tylko walny zjazd, a nie „marketingowcy z rady nadzorczej”. – To dramat i bez sensu. Dziwię się ludziom z PZPN-u, włącznie z moim synem [Marek Koźmiński jest wiceprezesem związku – przyp. red.], że się na to godzą – mówi „Sportowi”. Koźmiński szuka też słabości polskiej ligi. – Nie mamy gdzie trenować, tutaj jest problem. Wydajemy grube miliony na marnych kopaczy, a nie budujemy boisk i ośrodków. Mamy nowe stadiony, a nie mamy gdzie trenować, szkolić młodzieży. Wybudowaliśmy sobie szklane domy, a raczej szklane stadiony, na których nie wolno trenować. Zapytał mnie kiedyś Marek [Koźmiński] w Zabrzu: „Tato, ile razy wychodzicie na główne boisko?”. „Dwa razy w miesiącu” – odparłem. Wie pan, ile Bogusław Cupiał [właściciel Wisły – przyp. red.] wybudował boisk przez 15 lat? Nic nie wybudował – podkreśla.

Czesław Michniewicz przed meczem z Bełchatowem.

Po wyjazdowych potyczkach z Ruchem Chorzów i Górnikiem Zabrze przed „Góralami” teoretycznie łatwiejsze wyzwanie i mecz z GKS-em Bełchatów. – Gramy u siebie, co jest atutem, ale należy pamiętać, że teraz każdy mecz będzie jeszcze trudniejszy niż dotąd. Bo my nadal potrzebujemy punktów, a nikt nas już nie będzie lekceważył. Każdy przygotowuje się na Podbeskidzie jak na drużynę ze środka tabeli, a nie zespół z przedostatniego miejsca. Ale my mamy swoje cele i chcemy je zrealizować – mówi szkoleniowiec. Michniewicz to kolarz amator, więc chętnie sięga po porównania z kolarskich wyścigów. Po wygranej z Ruchem stwierdził, że Podbeskidzie jest jak Mongoł w Wyścigu Pokoju – wciąż za peletonem. – Był jeden taki o nazwisku Ganbold, który radził sobie dobrze. Słyszałem także o Hindusach, którzy dojeżdżali do mety wieczorem, kilka godzin po peletonie z… latarkami. Znam jeszcze jedną kolarską anegdotę. Kiedyś, na etapie Wyścigu Pokoju do Berlina, prowadził kolarz z Rumunii. Enerdowcy nie chcieli, żeby wygrał, więc pokazali mu złą drogę i rzeczywiście zwycięstwo odniósł kolarz z NRD. Mam nadzieję, że nam nikt nie pokaże złej drogi i będziemy podążać tą, co dotychczas – mówi „Sportowi”.

SUPER EXPRESS

Michał Listkiewicz apeluje o wprowadzenie analizy wideo.

Jakie technologie mogą zmniejszyć liczbę pomyłek?
– Jest już wprowadzane sokole oka, które ma wyłapać, czy piłka przekroczyła linię bramkową. Ale są większe problemy – spalony, ręka w polu karnym czy faul, którego sędzia nie zauważy.

Technologia nie może pomóc sędziom?
– Czasami telewizyjne powtórki są przydatne, ale nawet po analizie wideo w studiu pięciu ekspertów mówi, że był karny, a dwóch, że nie było. Choćby w meczu Wisła – Legia. Zagranie Jodłowca ręką w polu karnym. Niektórzy uważają, że powinna być jedenastka. Ja uważam, że nie. Jak to rozstrzygnąć – zrobić głosowanie?

A może sędzia główny mógłby poprosić o analizę wideo?
– To jedyny kierunek, w którym możemy iść. Ale o zmianach nie decyduje FIFA tylko International Board – rada, w której zasiada kilku starszych konserwatywnych angielskich gentlemanów. Dużych zmian za szybko się nie doczekamy.

I jeszcze Tomasz Musiał, na którego ostatnio spadła krytyka po meczu Legia – Ruch.

Skąd tak duża ostatnio liczba błędów u polskich arbitrów?
– Najgorsze jest to, że przez miesiąc czy dwa nic się nie dzieje. Nagle w jednej kolejce pojawiają się błędy dużego kalibru. Wtedy trzeba posypać głowę popiołem i poprawić się w kolejnych meczach.

Również i pan nie uniknął błędów w meczu Legia – Ruch…
– Pierwsza połowa tego meczu w moim wykonaniu to było wysokie sędziowanie. O drugiej części już tego nie mogę powiedzieć. Jednak to nie znaczy, że stałem się nagle słabym arbitrem. Nie wypaczyłem punktowego wyniku meczu. Gdybym nie podyktował rzutów karnych, to mecz skończyłby się 1:0 dla Legii.

A nie powinien pan tych rzutów karnych dyktować?
– Lepiej byłoby ich nie dyktować, bo to były „miękkie” faule. Jednak na boisku odebrałem to inaczej. W obu sytuacjach można byłoby pokazać po żółtej kartce dla graczy Ruchu i Legii za symulowanie. Nie potwierdzam więc moich decyzji z boiska, ale nie do końca je neguję. Bo nawet powtórki tego jednoznacznie nie wyjaśniają.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Rozmówka z Pareiką, który niebawem odejdzie z Wisły.

Czy Wisła ma duże zaległości finansowe wobec pana?
– Ostatnio dostałem zaległe pensje za poprzedni rok. Mam też plan spłaty premii. Za obecny rok nie dostałem jeszcze nic.

Gra pan w naszej lidze już ponad dwa lata. Ja pan ją postrzega?
– Podoba mi się pod względem walki, zaciętości. Tu nie ma zespołu zdecydowanie górującego nad resztą. Każda kolejka przynosi jakieś niespodzianki, zaskoczenia. Każdy może wygrać z każdym. Stawka jest bardzo wyrównana. A polskie kluby, jak Lech, Wisła czy Legia, jeszcze niedawno grały z niezłym skutkiem w Lidze Europy. Do postępu konieczna jest jednak lepsza organizacja. No i lepsza baza treningowa.

W Wiśle przeżył pan dobre czasy i te bardzo złe. Na początku było mistrzostwo Polski, gra w Lidze Europy, a teraz miejsce na dole tabeli. Kiedy to wszystko zaczęło się psuć?
– Nie było jedno konkretnego momentu. Kryzys zaczął się, po tym jak opadliśmy z Ligi Europy. Nie było stabilizacji, spokoju. Ja mam tu już czwartego trenera. Odeszło wielu zawodników. Ponad 50 procent kadry zostało już wymienionej. Wygląda na to, że bardziej walczymy z sobą niż z rywalami.

Sławomir Peszko od dawna na aucie w Wolverhampton.

Początkowo Peszko nie wiedział, jak się zachować – iść na rozmowę do menedżera, chodzić obrażony, by pokazać swoje niezadowolenie, czy może zacząć jeszcze więcej trenować? W takiej sytuacji jak obecnie znalazł się bowiem po raz pierwszy w karierze. Wcześniej gdziekolwiek grał, zawsze był podstawowym piłkarzem drużyny. Teraz nawet nie siedzi na ławce. Na wszystkie mecze Wolverhampton Polak jeździ tylko dlatego, że taki ma obowiązek – menedżer Dean Saunders zabiera do autokaru 25 zawodników, z których pechową siódemkę – w tym Peszkę – wysyła na trybuny. Wypożyczony z 1.FC Köln Peszko nie jest w ogóle przewidziany do gry w rezerwach, więc ostatni raz na boisku podczas meczu widziany był 16 lutego. Wszedł wówczas na… minutę w spotkaniu z Derby County (0:0). Od tamtej pory ani razu nie znalazł się w kadrze meczowej i prawie na pewno tak pozostanie już do końca sezonu.

W dzisiejszym PS również duży wywiad z Czesławem Michniewiczem.

Najnowsze

Niemcy

Tragiczna śmierć niemieckiego piłkarza. Spadł z wyciągu narciarskiego

Maciej Bartkowiak
0
Tragiczna śmierć niemieckiego piłkarza. Spadł z wyciągu narciarskiego
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama