Działacze Ruchu Chorzów chyba idą na rekord – proszę sobie wyobrazić, że nie zapłacili piłkarzom premii za sezon… 2010/2011. Humor jednak działaczom dopisuje. Nie tak dawno Piotr Stawarczyk zapytał prezesa, co z pieniędzmi. – Pieniędzy nie mam, ale mogę dać ci wino – usłyszał w odpowiedzi zawodnik.
Normalnie ubaw po pachy. Koń by się uśmiał! Nic, tylko wziąć taką butelkę wina i przygrzmocić z całej siły.
Nierozliczony sezon 2010/2011… To się w głowie nie mieści. Płacone są pensje, ale jedynie ze względów licencyjnych. Dlatego zapłacono wynagrodzenia podstawowe za 2012 rok (aby otrzymać licencję, należy zamknąć rok kalendarzowy), ale już w 2013 aktualnie są trzymiesięczne zaległości. Z wyegzekwowaniem premii – za 2010/2011, 2011/2012 i 2012/2013 – problem będzie olbrzymi. W klubie nie ma nic i perspektyw też raczej nie widać.
Co gorsza, pan Dariusz Smagorowicz (swoją drogą, kolega Ireneusza Króla) sprawia wrażenie człowieka, który lubi dużo mówić, nawet jeśli miałoby to być bez sensu. Dzisiaj w „Przeglądzie Sportowym” wypowiedział się na temat reformy ekstraklasy – że on generalnie nie jest przeciwko, tylko chciałby się dowiedzieć, o co w niej chodzi. I wniosek taki, że wszyscy kibice już wiedzą, jak miałaby wyglądać ekstraklasa w nowym kształcie, tylko Smagorowicz nie miał czasu rzucić okiem. Faktycznie, dobrze byłoby wprowadzić go w temat.
Stwierdził: – Poza wszystkim mogę powiedzieć, że rozmawiałem z naszym byłym znakomitym snajperem Krzysztofem Warzychą, który powiedział mi, że w Grecji jest podobny system rozgrywek do tego, który chcemy wprowadzić w Polsce. Tyle że Grecja chce się z niego wycofać, bo się nie sprawdził.
Rzeczywiście podobny…
Oprócz tego, że na Greków w ogóle nie ma co patrzeć, bo mają swoje problemy, daleko wykraczające poza futbol i oprócz tego, że ich liga zdycha nie z powodu reformy, ale z powodu braku pieniędzy i wcześniejszego życia ponad stan, to… reforma grecka nie ma z polską NIC wspólnego. Tak w skrócie to tam:
– sezon zasadniczy wyłania mistrza kraju oraz spadkowiczów
– po sezonie zasadniczym jest rozgrywana mini-liga (mecz i rewanż, razem sześć spotkań), dla klubów z miejsc 2-5, a stawką jest druga „wejściówka” do Ligi Mistrzów, pozostałe grają w Lidze Europy
– Piąty zespół sezonu zasadniczego zaczyna „mini-ligę” z zerem punktów, dalej różnica punktowa między kolejnymi klubami jest dzielona przez pięć i zaokrąglana w górę.
Naprawdę trzeba było nie zadać sobie trudu przeanalizowania polskiej reformy, żeby ją porównać do greckiej. Tu przecież nie ma nawet ani jednego punktu stycznego. Tymczasem szanowny pan prezes nie wstydzi się opowiadać takich głupot w gazecie. Niepojęte.
Ale w końcu mówimy o klubie, w którym piłkarzowi zamiast pensji oferuje się wino.