W sezonie 2015/16 Piotr Zieliński 35 razy wychodził w pierwszym składzie Empoli na spotkania w Serie A. Sezon później, już w barwach Napoli, 18 razy rozpoczynał ligowe mecze w wyjściowej jedenastce. W obecnych rozgrywkach, na 12 kolejek przed końcem, mecze od pierwszej minuty rozpoczynał… 8 razy. Oczywiście, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej nigdy nie będzie w pełni obiektywny przy ocenie zawodników reprezentacji Polski, ale spoglądając na liczby, porównanie Bońka sprzed paru dni, gdy zestawił Zielińskiego z Kevinem De Bruyne nie jest do końca uzasadnione.
Wczoraj Napoli znęcało się nad Cagliari. Skończyło się na pięciu bramkach, pewnym zwycięstwie i przedłużeniu passy wygranych meczów ligowych do dziesięciu. Piotr Zieliński, już niemalże tradycyjnie, pojawił się na murawie po ponad godzinie gry. Ogółem w tym fantastycznym marszu neapolitańczyków tylko dwukrotnie rozpoczynał mecze, za to aż siedem razy nie dostawał nawet 30 minut gry. Właściwie moglibyśmy zakończyć porównania z Kevinem De Bruyne na tym, że w ostatnich dziesięciu meczach Manchesteru City w Premier League, Belg wychodził na murawę w wyjściowym składzie… dziesięć razy. Ewentualnie można to trochę rozszerzyć:
– Zieliński grał od pierwszej minuty w 8 spośród 26 ligowych meczów Napoli (30%)
– De Bruyne grał od pierwszej minuty w 27 spośród 27 ligowych meczów Manchesteru City (100%)
Boniek wspomina też o tym, że obaj mają identyczny wpływ na drużynę, ale mamy wrażenie, że 5 goli i 2 asysty Zielińskiego trochę bledną przy 7 golach i 14 asystach De Bruyne.
Okej, pośmialiśmy się, więc teraz na poważnie. Kim właściwie jest Piotr Zieliński, jeśli ustaliliśmy z dość mocnym przekonaniem, że na razie nie jest jeszcze Kevinem De Bruyne?
Przede wszystkim – jest zawodnikiem lidera ligi włoskiej, poważnego kandydata do tytułu, do zdetronizowania wielkiego Juventusu, który w ostatnich latach wygrywa na krajowym podwórku wszystko, co jest do wygrania. Jest zawodnikiem jednej z najmocniej komplementowanych drużyn spośród czterech najlepszych lig, jest wciąż dość młodym piłkarzem, który już teraz bardzo śmiało rywalizuje z największymi gwiazdami włoskiej piłki. Zarówno z przeciwnikami z innych drużyn, jak i rywalami do miejsca w składzie – bo chociażby 45 minut przeciw Lazio, gdy zmienił słabego w tym spotkaniu Hamsika, to niemal jak jasna deklaracja – jestem gotowy, by wygryźć legendę. To jest wstęp, który jest absolutnie konieczny do zrozumienia sytuacji Zielińskiego. Napoli w sezonie 2017/18 nie jest już tym samym Napoli, co w ubiegłym sezonie, gdy pościg za Juventusem od początku wydawał się skazany na niepowodzenie. Szeroko o sytuacji polskiego pomocnika pisaliśmy zresztą niecały tydzień temu, wskazując choćby na status Hamsika w Neapolu oraz specyfikę gry Napoli, gdzie z trójki pomocników Zieliński ze swoim stylem gry może wygryźć tak naprawdę jedynie najlepszego z nich – czyli Hamsika właśnie.
Już wtedy użyliśmy w tekście sformułowania popularnego we Włoszech – dwunasty zawodnik. Gdyby Zieliński był koszykarzem, kto wie, może nawet walczyłby o oficjalną i dość prestiżową nagrodę “6th man of the year”. Pierwszy do wejścia z ławki, czego świadectwem rozegrane już 1750 minut w tym sezonie, pełne mecze w Lidze Mistrzów i Lidze Europy, a także w Pucharze Włoch. Gdy tylko trzeba pociągnąć drużynę w końcówce – to w stronę Zielińskiego obraca się Maurizio Sarri. Gdy tylko trzeba zastąpić odpoczywającego Hamsika na innym froncie niż walka o scudetto – reprezentant Polski jest pierwszym wyborem. I pod tym względem wydaje się, że padł ofiarą… siły swojego zespołu.
Dlaczego w ubiegłym sezonie, mimo podobnego personalnie składu, Zieliński dostawał więcej szans w lidze? Między innymi dlatego, że pomyłki na murawie miały mniejszy koszt. Neapol na przełomie 2017 i 2018 objęła obsesja mistrzostwa. Nikt nawet się nie kryje z olewaniem rozgrywek na innych frontach – zwycięstwo 3:0 nad Szachtarem w LM obejrzało na stadionie trochę ponad 10 tysięcy osób, mecz z RB Lipsk – nieco ponad 14 kafli. Lepiej wyglądał ćwierćfinał Coppa Italia z Atalantą, gdy na trybunach usiadło 27 tysięcy widzów, ale to i tak nic, w porównaniu z ligą. SPAL? 34 tysiące. Hellas Verona? 40 tysięcy. Fanatyczny, żywiołowy doping od pierwszej do ostatniej minuty. Jeśli sam Neapol, mówiący głosem kibiców z neapolitańskich ulic, tak głośno opowiedział się za rzuceniem wszystkich sił na ligę – kimże jest Sarri, by wobec tego protestować? Dlatego też rotacje, bardzo głębokie w meczach pucharowych, w lidze praktycznie nie zachodzą. Sarri nie nadwyręża żadnego ze swoich najlepszych zawodników, o ile nie ma ku temu potrzeby, ale i w drugą stronę – nikt nie bawi się we wprowadzanie zawodników po kontuzji, w ogrywanie młodzieży. Gra żelazna jedenastka, a właściwie dwunastka – bo można tutaj dodać wchodzącego zawsze z ławki Zielka.
Ofiara walki o mistrzostwo? Brzmi to dość kuriozalnie, ale istotnie, Zieliński z pewnością grałby więcej, gdyby margines błędu był choć odrobinę mniejszy. Tymczasem w warunkach ligi włoskiej, pojedynczy remis może przekreślić marzenia o tytule – bo w ślad za Napoli cały czas idzie Juve, wygrywając mecz za meczem. Jedno potknięcie i wysiłek z całego sezonu może pójść na marne. Na razie wypada się cieszyć, że w ogóle grywa w tak silnym klubie – bo patrząc na reprezentację Polski, w tym momencie nie mamy raczej przedstawicieli na wyższym poziomie, poza Robertem Lewandowskim oczywiście. Grosik? Championship. Milik? Jego pozycja w Napoli i przed urazem była słabsza niż Zielińskiego. Piszczek w Borussii znaczy więcej niż Zieliński w Napoli, ale czy Borussia jest obecnie lepszym klubem od neapolitańskiego pretendenta do mistrzowskiego tytułu? Monaco z Glikiem po letniej wyprzedaży jest już zupełnie innym zespołem, Szczęsny, jakkolwiek spojrzeć – jest pod Zielińskim i w tabeli Serie A, i w liczbie rozegranych minut. Naszych piłkarzy w Sampdorii wypada szanować, ale ich klub traci do Napoli 25 punktów.
Zieliński nie jest ani w tak fatalnej sytuacji, jak sugerują krytycy wiecznie narzekający na liczbę rozegranych przez niego w lidze minut, ani w tak fantastycznej, by zestawić go z De Bruyne. Odpowiednim określeniem będzie luksusowy rezerwowy. Bardziej Toni Kukoc z Chicago Bulls niż Orlando Sa u Berga, ale jednak rezerwowy.
Fot. newspix.pl