Forma, lepsze zarobki i więcej goli, czyli jak Demjan ratuje w Bielsku swoją karierę

redakcja

Autor:redakcja

16 kwietnia 2013, 12:15 • 6 min czytania

Do podpisania kontraktu z Podbeskidziem wystarczył mu występ w jednym sparingu. Choć przyjechał do Bielska ledwie parę dni wcześniej, zaraz po meczu z Zagłębiem Sosnowiec w klubowej restauracji dostał gotową umowę z uzgodnionym każdym szczegółem. Robert Kasperczyk nie miał wielkich argumentów, żeby na niego postawić. Decydował się na piłkarza, którego polecił menedżer. 28-letniego Słowaka zesłanego do rezerw Viktorii Ł»iżkow. Napastnika, który w dotychczasowej karierze nigdy nie strzelał goli seriami. Kupił kota w worku, opierając się na krótkiej obserwacji i… zaufaniu do ludzi, z którymi współpracował. Od tamtej decyzji minęły prawie trzy lata. Dziś nagle zapowiada się, że w letnim oknie transferowym Robert Demjan będzie jednym z najsmaczniejszych kąsków na polskim rynku.
Kto wie, czy kiedykolwiek grałby w Ekstraklasie, gdyby do Bielska nie trafiłâ€¦ Richard Zajac. Pół roku wcześniej Podbeskidzie, które właśnie straciło فukasza Merdę na rzecz Cracovii, szybko potrzebowało bramkarza. Nie miało wiele czasu na poszukiwania. Postawiło na Zajaca, którego polecił menedżer Michał Karpiński, współpracujący ze swoim słowackim wspólnikiem Michalem Holescakiem. Po dwóch dniach treningów agent dostał sygnał od władz klubu, że chcą odbyć rozmowy na temat warunków kontraktu. Zajac szybko dopasował się do zespołu i zaczął regularnie grać w pierwszej lidze. – Nie ukrywam, że mając takie otwarcie, łatwiej było mi później przekonać Podbeskidzie, że nie stracą też na Robercie – przyznaje dziś Karpiński, który do Polski sprowadził też m.in. Dusana Kuciaka.

Forma, lepsze zarobki i więcej goli, czyli jak Demjan ratuje w Bielsku swoją karierę
Reklama

Sam Demjan mówi, że Kasperczykowi będzie wdzięczny do końca życia. W pierwszym sezonie Słowak strzelił dziewięć goli. Krótko po awansie do Ekstraklasy dołożył jeszcze cztery, ale później zaciął się na trzynaście meczów. – Nie zapomnę mu tego, że nawet wtedy wystawiał mnie w pierwszym składzie, mimo że nie musiał dłużej we mnie wierzyć…

Reklama

Ostatnie miesiące przed przyjazdem do Polski spędził na indywidualnych treningach, odsunięty od zespołu. Trenerem Viktorii Ł»iżkow był Vlastimil Petrzela. Doświadczony Czech, który pracując przez cztery lata w rosyjskim Zenicie zarobił duże pieniądze, ale w międzyczasie głowę zostawił w kasynie i zaczął podejmować dziwne decyzje. – Leczył się z problemów z hazardem. Kiedy wrócił z odwykowej terapii, na jednym z pierwszych treningów odsunął od składu… wszystkich Słowaków. Wszystkich, którzy byli w zespole – opowiada Demjan. – Nie mogłem trenować ani z pierwszą drużyną, ani z rezerwami. Nie dostawałem pieniędzy. Przez kilka miesięcy zdany tylko na siebie robiłem indywidualne treningi. Zastanawiałem się czy tego nie rzucić, nie zrezygnować z gry w piłkę. Dopiero kiedy odszedł Petrzela, pozwolili mi wrócić do rezerw, bo mieli w nich za mało piłkarzy – dodaje.

Kiedy wreszcie odchodził z Ł»iżkowa, nie narzekał na nadmiar możliwości. – Mogłem wrócić na Słowację, ale chciałem spróbować jeszcze czegoś nowego, więc przyjechałem do Bielska. Czuję się jak w domu. Bardzo mi się tutaj podoba. Poza tym, dużo więcej zarabiam – mówi. Dużo więcej… choć jak na warunki Ekstraklasy przecież ciągle niewiele. Z grubsza licząc, jakieś dziesięć razy mniej niż to, ile na starcie Cwetan Genkow dostał w Wiśle Kraków.

Kasperczyk na początku jeszcze się miotał czy stawiać na Demjana w roli jedynego napastnika, czy wspierać go drugim. Grać w systemie 1-4-5-1, czy typową czwórką w pomocy. – Na poziomie Ekstraklasy atuty Cieślińskiego, Malinowskiego albo Demjana są nam szybko wybijane i nie zawsze możemy sobie poradzić – przyznawał w wywiadzie dla Weszło. Wtedy miał prawo do dylematów. Niewiele wskazywało, że Słowak może być kiedyś główną siłą Podbeskidzia, czołowym strzelcem ligi i zarazem jednym z lepszych asystentów.

Czesław Michniewicz porównuje dzisiaj swój zespół do… mongolskiego kolarza, który pedałuje coraz mocniej, ale strata jest tak duża, że i tak ciągle pozostaje za peletonem. Przyznaje: – Robert jest w świetnej formie, ale używając dalej terminologii kolarskiej, dobrze, że są jeszcze inni, którzy go chronią od wiatru.

Sam Demjan, pytany dlaczego właśnie teraz, po trzydziestce, wypracował najwyższą formę w karierze, odpowiada krótko: – Cieszę się z niej, ale nie wiem. Nie umiem tego wyjaśnić.

Trudno posądzić go o wielką charyzmę. W szatni nigdy nie był i nie będzie liderem. Cichy, ułożony, ale lubiany. Na każde pytanie odpowiada jednym zdaniem. Zajeżdża banałem. Trudno znaleźć osobę, która opowie o nim choćby jedną spektakularną historię. – Spokojny, niepozorny. W szatni zawsze siedzi z boku. Z wszystkiego się śmieje, ale żeby samemu się z czymś wychylić, to jakoś nie bardzo – mówi Błażej Telichowski. – Ostatnio przyszedł do mnie zapytać czy może się zwolnić z treningu, żeby pojechać z dzieckiem do lekarza. Jest jak grzeczny chłopczyk z podstawówki. Imponuje tym, chociaż liga zaczyna się na nim poznawać i na boisku coraz częściej musi siłą przestawiać obrońców – dodaje Michniewicz. Jeszcze raz Telichowski: – Pełen szacunek, że Robert strzela tyle goli. Dla mnie to idealny przykład piłkarza typowo meczowego. Czasem wygląda jakby chciał, żeby trening jak najszybciej się skończył, ale to tylko wrażenie, bo później na boisku pokazuje całkiem inne oblicze.

– Muszę go spytać o której chodzi spać, bo wiem, że lubi się bawić w komputerowca. Ale mówiąc poważnie, niczym mi na razie nie podpadł. Robi co do niego należy – prostuje trener.

Kasperczyk chwali go, że nie jest typowym napastnikiem, który czeka na swoją okazję. Ciągle jest w ruchu, wychodzi do podań, rozdziela piłki. Choć przecież ciągle nie wiadomo jak poradziłby sobie w innym, lepszym zespole. W styl Podbeskidzia wpasował się idealnie, ale trudno dawać gwarancję, że w nowym, trudniejszym środowisku odpali tak samo, że znowu nie zaliczy serii trzynastu meczów bez gola i trafi na trenera, który szybciej straci do niego cierpliwość. Niewiele trzeba zrobić w tej lidze, żeby się pozytywnie wyróżnić, a jednocześnie niemało widzieliśmy już podobnych upadków. Demjan deklaruje, że jeśli Podbeskidzie utrzyma się w lidze, a on sam dogada się w sprawie warunków kontraktu, to chętnie zostanie. Zimą negocjował nowa umowę z Markiem Glogazą, który był skłonny zaproponować mu znaczną podwyżkę, ale kiedy w klubie pojawił się prezes Borecki – uznał, że oferta jest nie do zaakceptowania. Dlatego za kilka tygodni Słowak może odejść za darmo.

– Klubów zainteresowanych Robertem jest sporo. Dzwonią też menedżerowie, którzy chcą zaoferować współpracę przy transferze zagranicznym. Zdziwiłbym się, gdyby zabrakło na niego chętnych, bo realia mamy, jakie mamy. Każdy klub w tej lidze szuka skutecznego napastnika i lewego obrońcy – mówi reprezentujący go Karpiński. Sam Demjan podkreśla, że dopóki nie będzie wiadomo które miejsce w Ekstraklasie na koniec sezonu zajmie Podbeskidzie, on nie zamierza dyskutować w mediach o jakichkolwiek opcjach transferu. – Gramy jeszcze u siebie z Bełchatowem, gramy z Pogonią. Wszystko może się zdarzyć. Sam mam szansę na króla strzelców. Czemu nie? Byłoby fajnie – znów odpowiada tak prosto i lakonicznie jak tylko jest to możliwe.

Przez ostatnimi meczami dostawał kompilacje goli Henry’ego i Van Persiego. Michniewicz mówi: – Przynosiłem mu je, bo widziałem, że bardzo chętnie ogląda. Obserwuje jak strzelają inni, kilka godzin przed meczem, przy kawce. Wszystko zaczyna się i kończy w głowie. Pozytywne myśli tworzą pozytywne czyny, więc chyba będę mu musiał wynaleźć kolejne…

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama