Rzygać się chce od takich błędów. Nie miejcie złudzeń – w niewydrukowanej tabeli, którą opublikujemy po całej kolejce, Legia na pewno nie będzie miała dopisanych trzech puntów. Jakim cudem tego, że piłka przy dośrodkowaniu Artura Jędrzejczyka wyszła poza boisko nie widział ani liniowy Siejka, ani bramkowy Jarzębak – tego nie wiadomo. NIEPOJĘTE. Jeśli obaj panowie nie dostrzegli czegoś aż tak oczywistego, to istnieje ryzyko, że już nigdy niczego mogą nie zauważyć. Zamiast badać arbitrom kondycję, czas najwyższy przebadać im wzrok.
Legia wygrała 2:1, w prawidłowych golach było 1:1. Od razu zaznaczamy, że nie podzielamy zdania komentatorów Canal+, że za rękę Tomasza Jodłowca należał się „Białej Gwieździe” rzut karny – nie, zagranie nie było celowe, legionista został po prostu trafiony. A skąd Marcin Rosłoń wytrzasnął interpretację, że skoro piłkę kopał piłkarz Legii Michał Ł»ewłakow, to jedenastkę należało odgwizdać – tego nie wiemy. Ale na pewno nie z przepisów.
Błąd naprawdę poważny był więc jeden, ale kluczowy – przy golu na 0:1. Liczba arbitrów, którzy powinni zauważyć aut bramkowy, jest zastanawiająca. To była kompromitacja na miarę sędziego Garbowskiego, który w poprzedniej kolejce nie dostrzegł symulki Mariusza Stępińskiego. Z tą różnicą, że Garbowski był dość daleko od akcji, a sędziowie w Krakowie mieli wszystko widoczne jak na dłoni. Chwaliliśmy Jarzębaka wielokrotnie, ponieważ naprawdę dobrze prowadził mecze, ale teraz zaufanie wobec niego spadło do poziomu wyjściowego, albo jeszcze niżej. Siejki nigdy specjalnie nie ceniliśmy. No i źle mu z oczy patrzy.
Wiślacy mogą być rozżaleni. Skoro nawet Daniel Sikorski strzelił gola to znaczy, że Legię zdecydowanie dało się ukłuć. Miał ku temu okazję Małecki, miał Bunoza, miał przede wszystkim Boguski jeszcze w pierwszej połowie. Każdy z nich uderzał z kilku metrów i… żaden nie trafił w bramkę. To po części pech, ale przede wszystkim – niestety – brak podstawowych umiejętności. W tyłach też brakowało jakości. Pareiko to był ni mniej ni więcej tylko zawieszony na poprzeczce ręcznik – wpadało wszystko, co wpaść mogło. Arkadiusz Głowacki przy pierwszym golu nie zblokował uderzenia Dwaliszwilego, a drugą bramkę strzelił osobiście.
Zespół Jana Urbana nie pokazał niczego nadzwyczajnego, po kwadransie uznał, że mecz sam się wygrał. Taką grą, jaką wiosną prezentuje Legia, można wywalczyć mistrzostwo tej śmiesznej ligi, ale w pucharach można zostać zamiecionym przez pasterzy z Mołdawii. Ponownie kiepsko grał Ljuboja, który o nowy kontrakt zamiast na boisku, to walczy w prasie – puszczając jakieś pierdy o wirtualnych ofertach z Lique 1. Nie za dobry dzień mieli też Radović i Kosecki, a to jednak jest tak, że jeśli oni dwaj nie błyszczą, to nie błyszczy cała ofensywa warszawskiego zespołu.
I ostatnie spostrzeżenie dotyczące spotkania w Krakowie – jeszcze w 90. minucie Łukasz Garguła dość ostentacyjnie żuł gumę. Jeśli ktoś po całym meczu wciąż ma gumę w ustach, to znaczy, że ani razu tak naprawdę się nie zmęczył, ani razu nie miał ochoty wypluć płuc, nie zrobił dziesięciu sprintów, po których by go „zatkało”. Cwaniackie żucie sprawiało, że na Gargułę nie dało się inaczej patrzeć, jak na oldboya. Niestety.
Ciekawie było w Warszawie, gdzie Polonia oddała… jeden celny strzał i zdobyła dwa gole. A i ten jeden celny strzał to chyba jednak było bardziej złe przyjęcie piłki przez Kiełba, niż kontrolowane uderzenie. Śląsk sprawiał lepsze wrażenie, Sebastian Mila zdobył fantastycznego gola, ale na trzy punkty to jednak nie wystarczyło. W efekcie, wrocławianie mają aż trzynaście punktów straty do Legii i ostatecznie muszą się pogodzić z tym, że mistrzami kraju będą już bardzo niedługo. Ale kto wie – może działacze się cieszą? Skoro do dzisiaj nie znaleźli pieniędzy na wypłacenie piłkarzom premii za tytuł zdobyty blisko 11 miesięcy temu, to tym bardziej nie potrafiliby się rozliczyć za najnowszy sukces.
Jak to możliwe, że piłkarzom można przez rok nie płacić premii, które są przecież częścią składową wynagrodzenia, i jednocześnie dostawać licencję od PZPN – trudno zrozumieć.
Pierwszego gola dla Polonii wypracował Miłosz Przybecki, za co należą mu się brawa. W drugiej połowie postanowił zmienić stronę boiska i wtedy jużâ€¦ czapką chłopaka nakrył Krzysztof Ostrowski, do niedawna były piłkarz. To też pokazuje młodemu poloniście, ile się jeszcze musi uczyć. Kolejny jałowy mecz zanotował Paweł Wszołek – w siedmiu wiosennych kolejkach nie zanotował ani gola, ani asysty.
Jeszcze gorzej spisali się piłkarze Bełchatowa, którzy głównemu rywalowi w walce o utrzymanie nie potrafili wbić ani jednej bramki. W trakcie tego meczu zastanawialiśmy się nawet nad reaktywowaniem często używanej przez dwoma sezonami noty „zero”, która przysługiwałaby przynajmniej trzem zawodnikom z Grzeszczykiem, Wiluszem i Ł»urkiem na czele. Warto odnotować, że w końcu przebudził się strzelec dwóch goli, Maciej Jankowski, choć trzeba wziąć poprawkę na to, że w Bełchatowie światło zgaszono już przed tą kolejką i dzisiejszy mecz został przez podopiecznych Kamila Kieresia przespacerowany. Zabrakło tylko – jak już pisaliśmy w LIVE – kijków do nordic walking, by idealnie podsumować występ tej przypadkowej bełchatowskiej zbieraniny.
A oto efektowne oprawy kibiców Legii i Wisły…

