Jaroslav Mihalik tak bardzo marzy o grze w Hiszpanii, że postanowił się do niej zbliżyć przynajmniej geograficznie. Sprawiający same problemy w Cracovii Słowak wyrwał się wreszcie z niewoli Janusza Filipiaka i został wypożyczony aż na półtora roku do MSK Żylina z opcją pierwokupu. W praktyce oznacza to krzyż na drogę, a tak długie wypożyczenie to zapewne asekuracja, gdyby piłkarz nie doszedł do formy w najbliższej rundzie. Miałby potem jeszcze cały rok, żeby przekonać MSK do transferu definitywnego.
Co prawda dla krnąbrnego 23-latka to powrót do punktu wyjścia, bo właśnie z tego klubu odchodził za milion euro do Slavii Praga, ale nie czepiajmy się. Skoro ktoś tak dobry jak Mihalik mówi o Hiszpanii, to przecież nie o jakichś zadupiach typu Eibar czy Leganes. Szanujmy się, tak? Wiadomo, że chodzi o Barcelonę i Madryt. A skoro tak, spójrzmy na FAKTY:
– z Krakowa do Barcelony jest 2255 km
– z Żyliny do Barcelony jest już tylko 2087 km
Mihalik jest do przodu o 168 km.
Mało tego:
– z Krakowa do Madrytu jest 2823 km
– z Żyliny do Madrytu jest już tylko 2684 km
Mihalik jest do przodu o 139 km. I kto tu jest głupi, hę?
Mówiąc serio – jeżeli gość nie zmieni swojej mentalności, skończy w jakiejś drugiej lidze albańskiej. W Ekstraklasie rozegrał dla “Pasów” pół dobrego meczu, w mediach grilluje właściciela swojego klubu, wprost mówi, że nie chce w nim grać, a na koniec oskarża dziennikarza robiącego wywiad o kłamstwo. O dziwo Cracovia nie uwierzyła zawodnikowi i z wyrzuconych w błoto wydanych na niego 850 tys. euro odzyskała 10, wlepiając mu karę. Odzyska znacznie więcej, jeżeli MSK go wykupi. Jeżeli…
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl