Pierwsza liga: cała Flota Świnoujścia zatopiona jednym strzałem z wiatrówki

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2013, 15:17 • 3 min czytania

Nawet najbardziej kreatywnym pisarzom mogłoby tutaj zabraknąć porównań i metafor. Banalne „starcie Dawida z Goliatem” jest i tak nadużywane, może więc lepiej użyć „starcie niemieckiego czołgu wspieranego amerykańskim nalotem bombowym z kotem dachowcem spod Raciborza”? Albo „walka Wanderleia Silvy z Alicją Janosz w formule Mixed Martial Arts”? Nie potrafimy znaleźć słów oddających nastroje przed meczem Floty z Polonią Bytom.
Lider z 40 punktami na jesieni jedzie do outsidera, który uciułał w całym sezonie… cztery remisy. Faworyt do awansu, dyskutujący raczej o tym, czy uda mu się dostosować do Ekstraklasowych wymogów licencyjnych jedzie do ekipy, która już buduje paczkę na utrzymanie w II lidze zachodniej. Cała flota armii dużego państwa płynie ostrzelać fort, broniący się jedną, wciąż zacinającą się wiatrówką. Trener Trzeciak mówi przed meczem: mam dwóch nominalnych obrońców. Tymczasem już od pierwszych minut atakuje Polonia, i to atakuje w sposób absolutnie niepowtarzalny. Przykład: gość próbuje strzelać z woleja, ale wychodzi mu podanie do tyłu. Ten który przyjmuje piłkę po tym podanio-strzale, bez zastanowienia napieprza z połowy i prawie zdobywa w ten sposób gola. To rzadki widok – kiksuje napastnik Polonii i tym samym stwarza okazję dla swojego zespołu. Flota absolutnie nie istniała, a kolejne okazje tych mocno nieporadnych chłopaków z Bytomia tylko dobitniej podkreślały jak słaby jest ten papierowy tygrys, zajmujący obecnie pozycję lidera. Nawet jeśli ataki Polonii przypominały momentami zmagania pingwinów z życiem na dwóch nogach:

Pierwsza liga: cała Flota Świnoujścia zatopiona jednym strzałem z wiatrówki
Reklama

To i tak podopieczni Trzeciaka spisywali się o wiele, wiele lepiej, niż szeroko promowany „Pan Faworyt” ze Świnoujścia. Ostateczny wynik: 2:1 dla gospodarzy i był to zdecydowanie najlżejszy wymiar kary. Nie chcemy tutaj wyciągać zbyt daleko idących wniosków, ale Flota przegrała pięć meczów z rzędu. To nie wygląda już na kolejne „wypadki przy pracy”. Nazwalibyśmy to raczej ordynarnym, bezwstydnym i chamskim odpuszczaniem walki o Ekstraklasę. A jeśli nie jest to odpuszczanie walki o Ekstraklasę… Tym gorzej dla Świnoujścia. Popisy nieudolności sięgające dotąd nieosiągalnych szczytów zaklepanych przez Legię w ubiegłorocznym rajdzie po mistrzostwo.

Reklama

Ale z drugiej strony, Flota nie ma się przecież co załamywać. Drugi faworyt do awansu, Zawisza, też nie potrafił wygrać swojego meczu, mimo sporej przewagi w starciu z GKS-em Tychy. Trzy najważniejsze wydarzenia meczu to:

– pies na murawie (zdjął go z boiska Piotr Rocki, wyglądał z tą psiną jak Schwarzenegger w komediach familijnych; jedyna ciekawa sytuacja w pierwszej połowie),
– bardzo ładny gol Abbotta (pierwszy raz widzieliśmy jego czyste uderzenie zza pola karnego, do tej pory gole zdobywał przede wszystkim brzuchem, plecami, kolanami i piszczelami),
– świetna, szybka końcówka, która w 15 minut przyniosła więcej emocji, niż pozostałe 75 bezładnej kopaniny

Poza tym – mizeria. Zawisza wciąż traci do Floty cztery, do Termaliki dwa, a do Cracovii jeden punkt. Inna sprawa, że ta pierwszoligowa nieprzewidywalność ma swój urok – oglądasz sobie spokojnie reklamy na bandach wokół boiska, ekscytujesz się grą cieni w okolicach ławki rezerwowych, podziwiasz logo Orange Sport w rogu ekranu i wykonujesz jeszcze szereg innych czynności ciekawszych od śledzenia gry, a tu nagle Abbott (ABBOTT!) ładuje gola, że szczęka opada. Po prostu pierwsza liga, where amazing happens.

***

Przywołamy jeszcze to, co pisaliśmy już w relacji live – cały ten wyścig po awans to jedna wielka komedia. Stoi tych pięciu niegramotnych gości przed drzwiami z napisem „Ekstraklasa” i ni w ząb, nie mogą zdecydować się kto pójdzie przodem.
– Proszę, panowie przodem.
– Ależ nie, pan przodem, zapraszam.
– Nie, nie, nalegam, pan przodem.
– Panowie, ja pójdę ostatni, wy wejdźcie pierwsi.

Aż boimy się kogo w końcu wypchną na czoło. Olimpię Grudziądz? GKS Tychy z Bizackim i Rockim?

***

Jeszcze na koniec z obowiązku: w ostatnim meczu Gieksa bez emocji i niespodzianek – miękkie 2:0 w Poznaniu i zgodnie z planem Warta powinna powoli patrzeć z niepokojem za swoje plecy. Inna sprawa, że pościg gigantów ze Stomilu Olsztyn, فKS-u, czy Okocimskiego jest równie groźny, jak niepilnowany w polu karnym Daniel Sikorski.

Tyle w tym tygodniu. Aż strach patrzeć na to co nas czeka w przyszłym.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama