Antimadridistas i puta Barcelona. Nienawiść dla dzieci…

redakcja

Autor:redakcja

12 marca 2013, 12:09 • 3 min czytania

Jakiś koleś skomentował mój tekst na fanpage’u Wyszło. Kliknąłem, patrzę, ma w ulubionych jakieś strony, że niby nienawidzi Madrytu, coś takiego. Wow, chłopcze, ostro grasz, jak widzę.
***

Antimadridistas i puta Barcelona. Nienawiść dla dzieci…
Reklama

Kiedy byłem mały, to kibicowałem Legii. W zasadzie nie wiedziałem za wiele o piłce, ale jestem z Warszawy, a jak jesteś z Warszawy i urodziłeś się w latach 80-tych, to kibicowałeś Legii. Kropka.

Moi koledzy też kibicowali Legii. Domyślam się, że w Poznaniu było tak samo: urodziłeś się w tym mieście, to byłeś za Lechem. W Łodzi jesteś za ŁKS-em lub Widzewem, w Krakowie – za Cracovią albo Wisłą. Do pewnego momentu ten wzór funkcjonował idealnie: jeśli miałeś obok siebie na tyle przyzwoity klub, że w chodzeniu na mecze nie było obciachu, to trzymałeś za niego kciuki i nie myślałeś o innych.

Reklama

Gdyby ktoś powiedział, że nie jest za drużyną ze swojego miasta, w mojej szkole kazano by mu zjadać kredę z tablicy.

Kiedy byłem małolatem, na przerwach nie było też dyskusji o tym, że Gullit to pedał, a Romario to frajer. W zasadzie nie przypominam sobie nienawiści do kogokolwiek z zagranicy. Zbierało się naklejki do albumów, raz na tydzień obejrzało mecz w pucharach, czytałeś „Piłkę Nożną”, to wyobrażałeś sobie twarze bohaterów rubryki transferowej. Kupowaliśmy z kumplami każdy numer, ale nie pamiętam, żebyśmy czuli nawet ślady niechęci. Raczej marzenia: zobaczyć ich kiedyś na żywo, porównać występy do dziennikarskich opisów.

Gdyby wtedy, w latach 90-tych, ktoś powiedział mi, że nie cierpi jakiegoś klubu z miasta oddalonego od Polski o kilka tysięcy kilometrów, nawet bym nie wiedział, jak zareagować. Pewnie bym go nie uznał za idiotę. Strasznie bym mu chciał pomóc, zrozumieć. Jakoś nam się to nie mieściło w głowach: czuć takie emocje w stosunku do zdjęcia w tygodniku.

Bo te kluby to były dla nas zdjęcia. Jedenastki przed meczem, pięciu na dole, sześciu na górze, proporczyki. Czytałeś historię zespołu w „PN Plus” i wyobrażałeś sobie stare legendy. Gdybym wiedział, że autorzy piszący o piłkarzach pokroju Di Stefano także nie widzieli go na oczy, oszczędziłbym sobie czytania na kilka miesięcy życia. No, ale skąd mogliśmy wiedzieć. Połykałeś co miesiąć historię futbolu, ciężko było Ci kogoś znienawidzić. To były dla nas posągi.

I nagle to przyszło, nie wiem, skąd. Zamiast: „Polonia kurwa” to „Real kurwa”. Arsenal to „gówno”, Juve to „cwele”. Próbuję to wstawić na oś czasu, pewnie trafię gdzieś na przełom wieków. Figo był już zdrajcą, to na pewno. Ale Luis Enrique – jeszcze nie. Cztery lata. Taką linię bym postawił. Enrique zmienił Real na Barcę w 1996 roku. Figo Barcę na Real w 2000. Tego pierwszego nie widziałem jeszcze w Canale+ (i nikt z moich kolegów też nie). Tego drugiego – tak. Może to być przyczyna? Nie sądzę. C+ miało wtedy z tysiąc osób na krzyż w Polsce.

W 2000 roku miałem już grupy dyskusyjne, było parę stron internetowych. Ronaldo – ten pierwszy Ronaldo – był już tłuściochem, Beckham pedałem. Gianluigi Lentini nie był pedałem kilka lat wcześniej. Maldini też, a przecież wymuskany podobnie. Może ci starsi, ci, którzy w piłce byli zanim zaczęliśmy rozpoznawać w ogóle nazwiska, mieli immunitet pana piłkarza? Weterani pod ochroną, małolaci na celownik? Może.

Co tym ludziom odbiło, żeby wyzywać graczy, których nigdy nie zobaczyli na żywo?

Pamiętam studio przed jednym (jeśli dobrze pamiętam) Gran Derbi. Lubię oglądać Gran Derbi, to zawsze dobra piłka. W studiu jakaś laska, transmituje chyba TVP, oni zawsze zapraszają gości z dupy. Czas: dawno temu.

Aby przeczytać ciąg dalszy artykułu, KLIKNIJ TUTAJ

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
2
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama