Przesmycki broni sędziego, Jeleń próbuje się podnieść, a Hajto gra o posadę?

redakcja

Autor:redakcja

12 marca 2013, 09:31 • 9 min czytania

Środek tygodnia, tak więc w większości tytułów jest dość cicho i spokojnie. Można rzucić okiem na rozmówkę z Jeleniem na łamach Super Expressu, czy z Przesmyckim w Przeglądzie, który twierdzi, że karne w meczu Górnika z Lechem były dyktowane słusznie.

Przesmycki broni sędziego, Jeleń próbuje się podnieść, a Hajto gra o posadę?
Reklama

FAKT

Tekst pt. Wszołek marnuje swoją szansę.

Reklama

Rewelacyjny jesienią Paweł Wszołek (21 l.) w rundzie wiosennej jest jednym z najgorszych piłkarzy Polonii Warszawa. Trener Czarnych Koszul Piotr Stokowiec (41 l.) nie ukrywa, że ma duży problem z tym zawodnikiem. Skrzydłowego Polonii zabraknie też w kadrze Polski na najbliższe mecze z Ukrainą i San Marino. Na formę Pawła Wszołka wpłynęło przede wszystkim zamieszanie wokół niedoszłego transferu do Hannoveru. Polonista najpierw zgodził się na warunki proponowane przez Niemców, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i storpedował transfer. – Paweł nie ma mętlik w głowie, za dużo było wokół niego ostatnio szumu. Spadła na niego konieczność podjęcia życiowej decyzji, dlatego na wielu ostatnich treningach był obecny ciałem, ale nie duchem – twierdzi trener Stokowiec. Szkoleniowiec Polonii w ostatnim meczu z Wisłą posadził Wszołka na ławce rezerwowych, a na boisko wpuścił go dopiero po przerwie. Niepotrzebnie, bo zagrał bardzo słabo. Eksperci przekonują, że zamieszanie związane z transferem nie jest jedyną przyczyną załamania formy utalentowanego zawodnika.

Radosław Matusiak na gazie.

Przez kilka lat jego nazwisko kojarzyło się z sukcesem. Gole w reprezentacji Polski, transfer do Palermo, wakacje spędzane na Malediwach, zainteresowania giełdą i markowymi winami. Radosław Matusiak (31 l.) był nie tylko piłkarzem, ale stał się rozpoznawalnym nawet przez gospodynie domowe celebrytą. Teraz już nie kojarzy się ze sportem. Ostatnio po Łodzi zaczęły również krążyć opowieści, że został zatrzymany przez policję kierując samochodem pod wpływem alkoholu. Był czas, że Radosław Matusiak popularnością bił na głowę wszystkich polskich piłkarzy. Przystojny, dobrze ubrany, zawsze mający coś ciekawego do powiedzenia, a przede wszystkim skuteczny na boisku. W reprezentacji grał jak natchniony. W piętnastu spotkaniach kadry zdobył siedem bramek. O jego transferze do włoskiego Palermo i życiu w tym mieście rozpisywały się wszystkie gazety, nie tylko sportowe. Tam jednak się nie przebił, zaczął spadać coraz niżej. Ostatnie oficjalne spotkanie rozegrał w barwach Widzewa 6 maja ubiegłego roku przeciwko Lechowi.

RZECZPOSPOLITA

Tekst o watykańskiej… lidze kleryków.

Kardynałowie od dziś wybierają papieża, 
ale to nie powód, żeby odwoływać watykańską ligę kleryków. Wiadomo, że jak się gra na tyłach Bazyliki św. Piotra, to pewnego zamieszania nie uda się teraz uniknąć, ale klerycy radzą sobie, jak mogą. Po rezygnacji Benedykta XVI odwołali kolejkę, ale w ostatni weekend odbywały się mecze, a w najciekawszych faworyci ligi odnieśli pewne zwycięstwa. North American Martyrs pokonali 4:1 Collegio San Paolo, a seminarium Redemptoris Mater nie dali szans Collegio Pio Brasiliano i wygrali też 4:1. Brazylijczycy tłumaczyli się potem, że poszło im kiepsko, bo ich trener musiał zawieźć dwóch kardynałów do Asyżu, ale nawet ze szkoleniowcem na ławce mieliby w tym spotkaniu kłopoty. Redemptoris Mater to najbardziej utytułowana drużyna w historii ligi – trzy tytuły na koncie i do tego jeszcze jedno drugie miejsce.

GAZETA WYBORCZA

„Raz do roku, to i kij od miotły strzeli bramkę”. Tekst o ataku Śląska.

Śląsk skutecznością zawodników grających w napadzie nie porażał nawet w czasach ostatnich wielkich sukcesów, czyli mistrzostwa i wicemistrzostwa Polski. Tak źle jak teraz nie było jednak jeszcze nigdy. Cristian Diaz, فukasz Gikiewicz, Johan Voskamp i Jakub Więzik, czyli czterej wrocławscy napastnicy, strzelili w lidze zaledwie cztery bramki. W prostym przeliczeniu po jednej na zawodnika w 18 ligowych meczach. To wynik dramatyczny, wręcz niegodny ofensywnych graczy mistrza Polski. Gorzej od wrocławian prezentują się bowiem jedynie zawodnicy grający w ataku Pogoni Szczecin i GKS-u Bełchatów. Tyle że szczecinianie nie rywalizują w tym sezonie o nic, a bełchatowianie są niemal pewniakami do spadku z ekstraklasy. Zarówno Pogoń, jak i GKS znajdują się w trójce zespołów, które dotąd strzeliły w lidze najmniej goli. Tymczasem Śląsk jest w sytuacji kompletnie innej od wymienionych zespołów. Po pierwsze, wrocławianie z punktem straty do podium wciąż liczą się w walce o europejskie puchary. Po drugie, w przeciwieństwie do wielu innych rywali, podopieczni trenera Stanislava Levego gole strzelają często. Mistrzowie Polski zdobyli ich w tym sezonie już 28, czyli mniej jedynie od Polonii i Legii Warszawa.

Rozmówka z Bartoszem Bereszyńskim.

Trener mówił wcześniej, że grywałeś już na prawej obronie w Warcie Poznań.
– Zagrałem na prawej obronie w meczach z Lotnikiem Poznań i Jarotą Jarocin, ale nie byli to zbyt poważni przeciwnicy. Z Lotnikiem wygraliśmy go chyba 26:1, a ja, grając jako obrońca, strzeliłem dwa gole.

Dwa razy zagrałeś w lidze w Legii na skrzydle, teraz na obronie. Gdzie chciałbyś się zadomowić?
– Większe doświadczenie mam na prawej pomocy, ale nie zamykam się na grę w obronie. Trener mi cały czas powtarza, że z obrony można równie dobrze atakować, jak ze skrzydła. Było to widać w meczu z Podbeskidziem. W pierwszej połowie moje wrzutki mogły przynieść nam korzyść. Przekonałem się, że grając w obronie, można dużo wnieść do ataku. Pokazują to tacy gracze, jak Dani Alves, Fábio Coentrao albo Marcelo, którzy zdobywają bramki i asystują, grając jako boczni obrońcy.

To ci się jeszcze nie udało, ale drużyna wreszcie wygrała.
– I to jest najważniejsze! Wygrana z Podbeskidziem przyszła w odpowiednim momencie. Ten piątkowy mecz w Bielsku to był taki ostatni dzwonek, żeby się obudzić. Udało nam się zmazać plamę z dwóch pierwszych meczów, teraz trzeba zdobywać punkty w kolejnych.

SPORT

Doczekal chciałby postawić piwo, ale… nie może.

Bramka z Zagłębiem Lubin, dwa trafienia w Szczecinie. Gole Tomasa Doczekala dały Piastowi Gliwice cztery punkty. I pomyśleć, że gdyby nie kontuzja Wojciecha Kędziory, piłkarz grałby teraz dla Zagłębia Sosnowiec. Doczekal długo nie mógł przebić się do składu i pokazać swoich umiejętności. Sztab szkoleniowy Piasta dawał jednak do zrozumienia, że wciąż na niego liczy. – Zaufanie trenerów czułem cały czas. Wiedziałem, że oni „coś” we mnie dostrzegają. Koledzy z zespołu chyba podobnie, bo widzieli, jak prezentuje się na treningach – opowiada Czech. Wydawało się, że najlepszym rozwiązaniem dla Doczekala będzie wypożyczenie. I od tego piłkarz był zaledwie o krok. Rundę wiosenną miał spędzić w Zagłębiu Sosnowiec. Kontuzja Wojciecha Kędziory sprawiła jednak, że z transakcji nic nie wyszło. I – dla gliwiczan – na szczęście!

Białas: Plotki o odejściu Nawałki przeszkadzają piłkarzom?

Od jakiegoś czasu pojawiają się plotki, że Adam Nawałka po sezonie odejdzie do Wisły Kraków. Czy to może wpływać na postawę graczy Górnika Zabrze? – To na pewno dla piłkarzy balast mentalny – mówi Stefan Białas. Zdaniem Stefana Białasa, byłego zawodnika m.in. Ruchu Chorzów i klubów francuskich, spekulacje na temat odejścia Nawałki mogą wpływać na postawę i w efekcie na wiosenne wyniki zabrzan? – Nie uciekałbym od takiego skojarzenia. O tej przeprowadzce mówi się przecież otwarcie. I tak w Górniku robi się problem. Kiedyś Bordeaux po rundzie jesiennej zajmowało w Ligue 1 pozycję lidera i miało osiem punktów przewagi nad drugim zespołem w tabeli. Wtedy zaczęło się mówić, że po sezonie „Ł»yrondystów” opuszcza Laurent Blanc, by objąć reprezentację Francji. Efekt? Na mecie zmagań jego drużyna nie tylko nie sięgnęła po tytuł mistrzowski, ale nie zajęła nawet miejsca premiowanego startem w europejskich pucharach. Podobny „zjazd” może zanotować tej wiosny Górnik. Spekulacje na temat rychłego rozstania z trenerem to na pewno dla piłkarzy balast mentalny – uważa Białas.

DZIENNIK POLSKI

Małecki zapowiada, że Wisła jedzie do Białegostoku jak po swoje.

Na rewanżowy ćwierćfinał Pucharu Polski z Jagiellonią jedziecie w roli zdecydowanego faworyta?
– Przed tym meczem to my jesteśmy w lepszej sytuacji, bo w pierwszym spotkaniu wygraliśmy 2:0. Jagiellonia pokazała jednak nawet w meczu z nami w Krakowie, w drugiej połowie, że to nie drużyna z przypadku. Mają tam dobrych zawodników i trzeba będzie mocno skupić się na tym spotkaniu.

Dwubramkowa zaliczka z Krakowa Was nie uśpi?
– Nie będzie tak, bo wiemy, że Jagiellonia gra dobry futbol i są groźni przede wszystkim u siebie. Musimy być bardzo skoncentrowani. Myślę jednak, że pojedziemy tam jak po swoje. Chcemy zagrać dobry mecz i wywieźć awans.

W ostatnim ligowym meczu z Polonią Warszawa zagrał Pan w ataku. Jak się Pan czuł na tej pozycji?
– Było w porządku, choć jest to ciężka pozycja, bo trzeba grać tyłem do bramki, zgrywać piłkę. Nie jestem za wysokim zawodnikiem, żeby wygrywać pojedynki „główkowe”. Myślę jednak, że nie było najgorzej. Najważniejsze, że wygraliśmy na trudnym terenie. W tym spotkaniu pokazaliśmy charakter, wolę walki. Pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę i mamy w drużynie dobrych piłkarzy.

SUPER EXPRESS

Ireneusz Jeleń: Nie jestem jeszcze skończony!

Tajlandia, Chiny, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar. Ł»adna z tych egzotycznych ofert cię nie kusiła?
– Ł»adna, choć finansowo były na bardzo dobrym poziomie. Nie chcę jednak, żeby pieniądze przesłaniały mi świat. Zawsze dbałem, aby żona i dzieci dobrze czuły się w miejscu, w którym gram. A czy dobrze by się czuły w tej egzotyce? Nie sądzę. Poza tym decydujące było to, że na początku roku dowiedzieliśmy się o chorobie taty, którego zaatakował nowotwór. Nie wyobrażałem sobie, abym mógł go teraz zostawić i pojechać gdzieś daleko.

A jak tata się czuje?
– Właśnie jadę po niego do szpitala (rozmawialiśmy wczoraj po południu – przyp. PK). Lekarze mówią, że operacja się udała, oby dalej szło to w dobrym kierunku. Po trzech tygodniach od zabiegu zabieram go do domu, dzięki temu odżyje psychicznie. Wszyscy walczymy razem z nim.

Zawsze podkreślałeś, że jesteś kibicem Górnika. Jak to się zaczęło?
– Miałem dziewięć lat… U nas, w Cieszynie, niektórzy moi starsi koledzy kibicowali Legii i do tego samego namawiali mnie. Ale nie dałem się (śmiech). Zawsze coś mnie ciągnęło do Górnika.

PRZEGLĄD SPORTOWY

PS spekuluje, że Hajto gra o posadę.

Odpadnięcie z Pucharu Polski może Tomasza Hajtę kosztować utratę posady. Te rozgrywki to jedyna szansa, aby zespół z Podlasia mógł zakwalifikować się do europejskich pucharów. Pojawiły się już pogłoski, że nowym trenerem Jagiellonii będzie Dariusz Wdowczyk. W podobnej sytuacji co Hajto jest szkoleniowiec Wisły Tomasz Kulawik, który dostał od właściciela klubu ultimatum. Albo puchar, albo dymisja. – Gramy u siebie, więc jeżeli podejdziemy do meczu z jajem i odpowiednim zaangażowaniem, wszystko jest możliwe. A z szansą na puchary – spokojnie. Przychodząc do Jagiellonii nie obiecywałem pucharów. Naszym celem jest pierwsza szóstka w lidze – dodaje szkoleniowiec białostoczan. W tym sezonie Jagiellonia już nieraz odrabiała podobne straty bramkowe. – Dwa razy dogoniliśmy rywali w lidze. Ze Śląskiem z 0:3 wyciągnęliśmy na 3:3 i z Bełchatowem z 0:2 na 2:2. To pokazuje, że mamy charakter. Naszym problemem jest to, że gramy nierówno. Jesteśmy chyba najbardziej nieobliczalnym zespołem w ekstraklasie – mówi Hajto.

Rozmowa z szefem sędziów Zbigniewem Przesmyckim.

Znowu jesteście pod pręgierzem. Karny dla Lecha Poznań…
– Przerwę panu. Został podyktowany słusznie. Piłka odbiła się od zawodnika i trafiła w jego rękę.

Ale w sytuacji Marcina Borskiego z poprzedniej kolejki nie ma pan wątpliwości?
– Nie ma wątpliwości. To był błąd. Być może też mój, bo postawiłem na niedoświadczonego chłopaka za bramką.

Po co zatem ten dodatkowy sędzia, skoro popełnia takie błędy?
– Będę bronił tego rozwiązania. Jest bardzo pomocne dla sędziów. Ponad tysiąc meczów w Lidze Europy i Lidze Mistrzów dowodzi, że się to sprawdza.

Ale jest jedynie alternatywą dla powtórek telewizyjnych, a i tak nie eliminuje błędów do końca, czego dowodzą sytuacje z naszej ekstraklasy.
– Z drugiej strony gra to widowisko. Mówi pan o powtórkach, tymczasem zbyt wiele przerw, zbyt częsta ingerencja, mogłaby je popsuć. Oczywiście jest to sprawa do dyskusji, kiedy i ile razy można przerywać mecz, jak długo taka przerwa by trwała… Ale przykładowo ma pan sytuację z Sewerynem Gancarczykiem. Czy powtórka telewizyjna eliminuje nasze wątpliwości? Pan powie swoje, ja swoje, zostajemy przy naszych zdaniach.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama