Po meczu w Kielcach można było sądzić, że Legia nie umie: a) grać przeciwko tak ambitnie i ostro grającemu przeciwnikowi; b) grać na tak bagnistym boisku; c) grać w obronie przy rzutach wolnych przeciwników. Dzisiaj trzeba tę sprawę uprościć – Legia po prostu nie umie grać. W ogóle. Trwa wyścig, kto się bardziej skompromituje na początku rundy wiosennej (niektórzy ten wyścig nazywają dumnie „wyścigiem o mistrzostwo Polski”) i chyba trzeba przyznać, że zespół Jana Urbana właśnie wyszedł na prowadzenie. Walczyć o mistrzostwo i nie wygrać u siebie z Bełchatowem, to jak wystartować w rapowym freestyle’u i przegrać z Tadeuszem Mazowieckim.
Piłka nożna wiele już widziała, ale trudno nie odnieść wrażenia, że Legia Warszawa najmocniejsza jest od poniedziałku do piątku (chyba że mecz jest w piątek – wtedy do czwartku, rzecz jasna), i to raczej w gazetach. Oczywiście, wywalczony punkcik pozwolił póki co odskoczyć troszkę od wicelidera, bo to taka liga, w której nie umie grać de facto nikt. Ślepy ściga kulawego, czasami robią zamianę ról.
Wczoraj Lech Poznań oddał 25 strzałów, ale praktycznie żadnego groźnego, wszystko szło obok. Legia postanowiła wyciągnąć wnioski ze spotkania przeciwnika i tego błędu nie powtórzyła – w związku z tym nie strzelała prawie w ogóle. Danijel Ljuboja grał tak, jakby dzisiaj na balety wybierał się z pominięciem prysznica, niewidoczni byli też Saganowski i Dwaliszwili. Zresztą, co my tu o personaliach, jeśli w praktyce wszyscy legioniści postawili na środku murawy wielkiego, śmierdzącego klocka. Nic dziwnego, że publika opuszczała obiekt zniesmaczona i nie dowierzała w to, co właśnie zobaczyła.
Nie chcemy umniejszać małych sukcesików Bełchatowa, bo to oczywiście wyczyn tej drużyny, że nie przegrała ani z Wisłą, ani z Legią. Jednak znamienne, że do końca jeszcze nie wiadomo jaką klasę prezentuje nowy bramkarz GKS, Zubas, bo na razie robotę ma równie absorbującą, co pilnowanie stogu siana na angielskiej farmie. No, naprawdę, taką mamy ligę, że przyszedł facet do kleconego z przypadkowych bezrobotnych grajków outsidera, ale w dwóch meczach – z Wisłą i Legią – praktycznie nie miał okazji do interwencji. Podtrzymujemy więc nasz wniosek z wczoraj, że w tych czasach stanie na bramce w polskim klubie to robota przede wszystkim dla cierpliwych.
Trzeba chwalić Bełchatów, trzeba też przyznać, że ma coś w sobie trener Kiereś, a największymi durniami w klubie są ci, którzy go zwolnili na początku sezonu, mimo niezłej, aczkolwiek nieszczęśliwej gry zespołu. Facet wrócił i znowu nie ma antyfutbolu, tylko śmiałe próby konstruowania akcji. Tak, to wszystko prawda. Ale druga strona medalu jest taka, że przygotowujący się w taki sposób i z takimi piłkarzami Bełchatów powinien przyjąć trzy sztuki i grzecznie wrócić do siebie. Tak by było w normalnej lidze. Nasza normalna nie jest, bo – tu wracamy do początku – nikt, z liderem włącznie, nie umie grać w piłkę, nikt nie umie konstruować akcji, nikt nie umie prostopadle podać (nikt też nie umie wyjść na prostopadłe podanie), nikt nie umie strzelić z dystansu i nikt nie umie kiwnąć. To nas jednak troszkę różni od kilku innych krajów. Tylko u nas Szymon Sawala może stanowić przeszkodę nie do przejścia – gdzie indziej obiegaliby go z lewej, z prawej i między nogami.
Dwa mecze, jeden punkt Legii. Widać, że żaden piłkarz nie chce rywalizować z prezesem o miano największej gwiazdy w klubie. Prezes powiedział, że nawet Justyna Kowalczyk może się czasami potknąć, ale prosilibyśmy jednak, by Justynę zostawić w spokoju, póki co należałoby raczej porównywać się do Pauliny Maciuszek. W następnej kolejce legionistów czeka „niezwykle trudny” – tak na pewno powiedzą – mecz z Podbeskidziem, którego „nie można lekceważyć”. Chyba należałoby napisać, że żaden wynik nie będzie niespodzianką.
Swoją fatalną passę przerwał Ruch Chorzów – wreszcie wygrał, 3:0 z Widzewem Łódź. Z przykrością przyznajemy, że przebieg spotkania umknął trenerowi Jackowi Zielińskiemu, który mimo czerwonej kartki dla bramkarza Widzewa i mimo rzutu karnego w drugiej połowie, i tak naskoczył na sędziego. – Nie wiem, co robili nasi sędziowie podczas zimowego zgrupowania w Turcji, ale jeżeli dalej będzie to tak wyglądać, to mecze będziemy kończyć w siódemkę – powiedział, ponieważ arbiter miał czelność pomylić się w ocenie jednej sytuacji i niesłusznie pokazał żółtą kartkę Marcinowi Baszczyńskiemu. Trenerowi Zielińskiemu chcielibyśmy napisać, że jeśli jego drużyna zacznie grać tak dobrze jak dobrze sędziuje Paweł Raczkowski to naprawdę na stadion będą walić tłumy. Jak na razie jednak się na to nie zanosi. Wskazane byłoby raczej podziękować Raczkowskiemu, że zauważył zarówno rękę bramkarza Widzewa poza polem karnym, jak i faul Kaczmarka na Starzyńskim, zwłaszcza że w tej drugiej sytuacji jedynie arbiter zachował głowę – Starzyński źle kopnął, Kaczmarek źle interweniował, tylko Raczkowski dobrze gwizdnął.
To naprawdę jakaś piramidalna głupota, że po meczu, w którym sędzia pokazał zawodnikom Ruchu raptem trzy żółte kartki Zieliński wyskakuje z takim akurat tekstem. Przydałaby się jakaś herbatka uspokajająca.
Na koniec zostawiliśmy sobie spotkanie Piasta Gliwice z Zagłębiem Lubin. Piłkarze obu drużyn zdecydowanie woleli nie wchodzić w paradę zawodnikom Realu i Barcelony. Z góry uznali, że i tak nikt nie patrzy, więc nie ma sensu się wysilać. W spotkaniu, które stało na poziomie rozgrywek parafialnych, padł remis 1:1. Zasłużony pod tym względem, że ani jedni, ani drudzy nie zasłużyli na jakiekolwiek słowa uznania, a już na pewno nie zasłużyli na trzy punkty. Zapewne był to jeden z tych meczów, w trakcie których kibice na trybunach zmęczyli się bardziej od piłkarzy na boisku. Samo utrzymywanie powiek otwartych wymagało sporego wysiłku.
Legia Warszawa – GKS Bełchatów 0:0
Legia: Dusan Kuciak 6 – Artur Jędrzejczyk 4, Michał Ł»ewłakow 4, Inaki Astiz 3, Tomasz Brzyski 2 – Jakub Kosecki 3 (70. Bartosz Bereszyński 3), Ivica Vrdoljak 2 (46. Janusz Gol 3), Dominik Furman 3, Marek Saganowski 2, Wladimer Dwaliszwili 1 – Danijel Ljuboja 2.
Bełchatów: Emilijus Zubas 6 – Adrian Basta 6, Seweryn Michalski 6, Maciej Wilusz 6, Rafał Kosznik 7 – Mateusz Mak 6, Patryk Rachwał 7, Piotr Witasik 5 (35. Szymon Sawala 6), Kamil Wacławczyk 6 (86. Łukasz Grzeszczyk), Łukasz Madej 6 – Bartłomiej Bartosiak 4 (52. Mouhamadou Traore 4).
Piast Gliwice 1-1 Zagłębie Lubin
TomÃ¡Ł¡ DoÄekal 57 – Adam Banaś 90
Piast: Dariusz Trela 5 – Damian Zbozień 4, Łukasz Krzycki 4, Jan Polák 4, Adrian Klepczyński 2 – Pavol Cicman 3, Radosław Murawski 3 (85, Kornel Osyra), Mateusz Matras 3, Rubén Jurado 3, Tomasz Podgórski 3 – TomÃ¡Ł¡ DoÄekal 4 (61, Artis Lazdiن١ 3).
Zagłębie: Michał Gliwa 5 – Paweł Widanow 4, Adam Banaś 5, Bartosz Rymaniak 2, Costa Nhamoinesu 3 – Szymon Pawłowski 2 (77. Adrian Błąd), Róbert Jeپ 4, JiŁ™Ã BÃlek 2, Kamil Wilczek 3 (71, Damian Kowalczyk 2), Maciej Małkowski 2 (77, Élton Lira 3) – Michal Papadopulos 3.
Ruch Chorzów 3-0 Widzew Łódź
Maciej Jankowski 17, Marek Zieńczuk 52 (k), Mindaugas Panka 90
Ruch: Michal Pesković 6 – Marcin Kikut 5, Marcin Baszczyński 5, Piotr Stawarczyk 4, Martin Konczkowski 4 – Pavel Sultes 7 (83. Jakub Smektała), Marcin Malinowski 6, Arkadiusz Lewiński 6, Filip Starzyński 5 (88. Mindaugas Panka), Marek Zieńczuk 6 (76. Łukasz Janoszka 5) – Maciej Jankowski 8.
Widzew: Milos Dragojević 1 – Łukasz Broź 3, Thomas Phibel 2, Hachem Abbes 1 (67. Bartłomiej Kasprzak 3), Marcin Kaczmarek 1 – Alex Bruno 3 (44. Maciej Krakowiak 7), Radosław Bartoszewicz 2, Princewill Okachi 2 (58. Krystian Nowak 2), Mariusz Rybicki 1, Bartłomiej Pawłowski 4 – Mariusz Stępiński 2.