Jednym z ciekawszym wydarzeń rundy wiosennej w ekstraklasie będzie powrót do gry Miroslava Radovicia. Już 34-letnia gwiazda Legii Warszawa po raz ostatni widziana była na boisku na początku czerwca poprzedniego roku, za nią operacja i żmudna rehabilitacja. Gdzieniegdzie pojawiają się głosy, że trudno liczyć na powrót Serba do formy sprzed kontuzji. Że więcej może dać drużynie w szatni niż na boisku. Nie potrafimy tego wykluczyć, ale jedną rzecz chcemy przypomnieć – już raz na “Rado” krzyżyk stawiano.
My również, nie mamy zamiaru zaprzeczać. Dokładnie dwa lata temu ofensywny pomocnik Legii trafiał do słoweńskiej Olimpiji Ljubljana. Był świeżo po zmarnowaniu blisko roku w drugiej lidze chińskiej i ciężkiej kontuzji. Maślane oczy robiły do niego niektóre – trochę biedniejsze niż Legia – kluby ekstraklasy, ale ostatecznie okazał się poza zasięgiem.
Pisaliśmy wtedy: Radović zdecydował, że będzie kontynuował karierę w Słowenii. Być może się tam odbuduje i uda mu się wrócić do Legii, a być może nie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że losy Serba nikogo już w Warszawie specjalnie nie grzeją, a w jego kontekście najczęściej spotykaną reakcją jest obojętność. Jak się odbuduje, to spoko, jak nie, to też spoko. Grunt, że Legia jest w stanie poradzić sobie bez niego.
Rzecz jasna zwolennicy Radovicia, jak i sam piłkarz, mogą się oszukiwać, że jego wybór nie jest jakiś tragiczny. Mogą mówić, że Miro poszedł do lidera tamtejszej ligi, i że przed rokiem inny słoweński klub grał w Lidze Mistrzów. Prawda jest jednak nieco inna.
Później wypłynęły fotki “Rado” w nowych barwach.
No coraz wyraźniejsze były te sygnały, że “Rado” to już hobby-player. Ligi słoweńskiej nie podbił – grał we wszystkich meczach, ale 2 gole i 2 asysty do jak na niego śmieszny wynik.
A później przyszedł sezon 2016/17. Zaczął się równie źle, bo od odpadnięcia z Ligi Europy z Partizanem Belgrad, gdy lepsi okazali się zawodnicy Zagłębia Lubin, ale skończył fantastycznie. Na mecz, po którym Legia świętowała mistrzostwo, wychodził z kapitańską opaską na ramieniu. W międzyczasie były jeszcze kapitalna jesień w jego wykonaniu, w trakcie której ładował bramki i asysty oraz zaliczał bardzo dobre występy. Również na poziomie Champions League.
I właśnie dlatego Radovicia przed zaczynającą się w piątek rundą wiosenną skreślić nie potrafimy…