W dzisiejszej prasie całkiem sporo wywiadów. Począwszy od rozmowy z Marcinem Adamskim w Fakcie, przez Borysiuka i Saganowskiego w Super Expressie, kończąc na Wernerze Liczce w Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Rozmowa z Marcinem Adamskim o pierwszej kolejce ligi.
Ile spotkań 16. kolejki ekstraklasy pan oglądał?
– Wszystkie. Jako ekspert stacji telewizyjnej muszę wiedzieć jak grają zespoły, żeby być obiektywnym w ocenach.
Skoro rozmawiamy, to dawka nie była zabójcza.
– Pierwsza wiosenna kolejka nie była najgorsza. Rozegrano kilka ciekawych, stojących na niezłym poziomie spotkań. Padło sporo goli, a to najważniejsze. Warto było oglądać spotkania choćby dla akcji Lechii w meczu z Polonią, po której goście zdobyli bramkę. Nie powstydziłaby się jej nawet Barcelona.
Kto zaskoczył pozytywnie?
– Na pewno Lech. Sposób, w jaki rozprawili się z Ruchem, był imponujący. Poznaniacy nie dokonali zimą wielu transferów, ale chyba trafili ze wzmocnieniami. Teodorczyk i Hamalainen powinni być wzmocnieniami, choć z oceną Fina jeszcze bym się wstrzymał. W pierwszym meczu rundy jesiennej Lovrencsics też błyszczał, ale później było tylko gorzej. Nie wiem jednak, czy Lech będzie walczył o mistrzostwo, jeśli nie wzmocni defensywy, może mieć problemy z wygrywaniem z silniejszymi rywalami.
Tekst o zamieszaniu transferowym na linii Lech – Legia.
Czy w ostatnim dniu zimowego okienka wybuchnie transferowa bomba?. W Poznaniu aż głośno od plotek, że Lech niespodziewanie chce zabrać Legii Warszawa jednego z czołowych piłkarzy. W grę wchodzą Janusza Gol (28 l.) i Michał Kucharczyk (22 l.). Obaj stracili miejsce w podstawowym składzie Legii i w poznańskim klubie mieliby znacznie większe szanse na grę. Tym samym Lech chce zagrać na nosie swojemu odwiecznemu rywalowi, w odwecie za wcześniejszą utratę Bartosza Bereszyńskiego (21 l.). – Trwają rozmowy w sprawie kolejnych wzmocnień – potwierdził ostatnio trener Mariusz Rumak (36 l.). Szkoleniowcowi po wygranej w Chorzowie wrócił humor. Na dodatek zdaje sobie sprawę, że jeśli wypalą kolejne transfery, to Lech może być jeszcze silniejszy. Kolejorz chce wykorzystać, że Gol i Kucharczyk nie są ulubieńcami trenera Jana Urbana (51 l.). Obaj nie zagrali w ostatnim meczu ligowym z Koroną Kielce (2:3).
RZECZPOSPOLITA
PZPN podpisał umowę o współpracy z hiszpańską federacją.
Efekty? Za 15 lat. – Nie da się wszystkiego przenieść na polski grunt. Inny jest klimat, inna mentalność, ale wzory trzeba brać od najlepszych – mówi „Rz” Roman Kosecki, wiceprezes PZPN ds. szkolenia. Kosecki razem ze Zbigniewem Bońkiem, Jerzym Dudkiem i Markiem Koźmińskim na początku lutego przy okazji meczu reprezentacji Polski odwiedzili siedzibę hiszpańskiej federacji.
– Byliśmy pod wrażeniem nowego ośrodka treningowego, Ciudad del Futbol de las Rozas. To prawdziwy dom hiszpańskiego futbolu, z pięknym muzeum, boiskami, odnową biologiczną. Ośrodek pracuje przez cały rok, na zgrupowaniach mieszkają tam wszystkie reprezentacje Hiszpanii, łącznie z tymi juniorskimi. Co ciekawe, niemal wszystkich piłkarzy, którzy tam przyjeżdżają wita sam Vicente del Bosque. Trener, który doprowadził Hiszpanię do triumfu na mistrzostwach świata i Europy w Ciudad del Futbol jest codziennie. To jego normalna praca – mówi Kosecki.
GAZETA WYBORCZA
GKS Bełchatów przed meczem z Legią.
– Jesteśmy już po analizie meczu z Wisłą. Wiemy, jakie błędy popełniliśmy, i teraz skupiamy się już na meczu z Legią. Nie będziemy faworytem, ale nie trzęsiemy się ze strachu – mówi Kamil Kiereś, trener PGE GKS. W pierwszej kolejce rundy rewanżowej PGE GKS bezbramkowo zremisował z Wisłą Kraków. Nie poprawiło to jednak ich sytuacji w tabeli ekstraklasy. Wciąż zajmują ostatnie miejsce. – Remis z Wisłą dał nam mentalnego kopa. Piłkarze uwierzyli, że praca, jaką na co dzień wykonują, może przynieść efekty – mówi Kiereś. – Jesteśmy już po analizie tego meczu. Wiemy, jakie błędy popełniliśmy. Teraz zmierzymy się z podrażnionym liderem, który zaczął rundę od niespodziewanej porażki z Koroną. Nie będziemy faworytem. Już słyszę, że jesteśmy skazani na pożarcie, ale na pewno podejmiemy rękawice. Na pewno nie trzęsiemy się ze strachu.
Wydział dyscypliny PZPN zajmie się sprawą długów ŁKS wobec byłych piłkarzy.
Na tym kończą się, niestety, dobre wiadomości. W czwartek szefowie ŁKS-u staną bowiem przed Komisją Dyscyplinarną PZPN, aby wytłumaczyć się z długów wobec swoich byłych zawodników. Jako pierwsi poskarżyli się Robert Sierant, Tomasz Nowak, Cezary Stefańczyk i Damian Seweryn. – Skarga została jednak rozszerzona o pozew Seweryna Gancarczyka, który też domaga się ukarania naszego klubu – tłumaczy Zbigniew Domżał, dyrektor generalny spółki z al. Unii. Z jego słów wynika, że ŁKS porozumiał się ze swoimi wierzycielami. Gancarczyk twierdzi jednak, że żaden z łódzkich działaczy nie skontaktował się z nim. Również Stefańczyk jest mocno zawiedziony postawą ŁKS. – Na moje prośby i ponaglenia było zero odzewu – mówi „Gazecie”. – Nie miałem innego wyjścia, jak poprosić o pomoc związek.
GŁOS WIELKOPOLSKI
Tekst o budżecie i transferach Lecha.
– Budżet Lecha Poznań w 2013 r. to ok. 45 mln zł, czyli podobnie jak w 2012 r. Nie uwzględniamy w nim potencjalnych przychodów z rozgrywek europejskich. W tych trudnych czasach to powód do zadowolenia, bo pozwoli nam realizować nasze cele – mówi prezes Lecha Poznań Karol Klimczak. – Nie ścigamy się z nikim na liczbę wykonanych transferów. Nie wykonujemy nerwowych ruchów, nie korzystaliśmy z „wyprzedaży” w polskiej lidze. Mamy własną długofalową strategię budowy drużyny, której się trzymamy i którą staramy się realizować jak najlepiej. Nikt nas nie osłabił, bo mimo talentu Bartosza Bereszyńskiego nie był on czołowym zawodnikiem Lecha Poznań. Ta sytuacja jednak spowodowała dyskusję, z której główny wniosek jest taki, że musimy przemodelować nasze podejście do młodych zawodników. Szkoląc młodych piłkarzy, musimy zapewnić im też poczucie, że Lech Poznań to najlepsze dla nich miejsce do zrobienia prawdziwej kariery. A Bartoszowi życzymy powodzenia.
SPORT
Marcin Wodecki w Podbeskidziu Bielsko – Biała.
Marcin Wodecki nie był jedyną opcją dla trenera Dariusza Kubickiego. Szkoleniowiec Podbeskidzia Bielsko-Biała miał do wyboru jeszcze Davida Abwo z Zagłębia Lubin. Zdecydował się jednak na „Pszczółkę”. Dlaczego zdecydowano się na wypożyczenie Wodeckiego? – Po meczu z Jagiellonią Białystok już naprawdę poczuliśmy, że możemy się utrzymać w ekstraklasie. I właśnie takiego zawodnika potrzebowaliśmy. Mieliśmy wakat na pozycji lewonożnego, ofensywnego piłkarza – tłumaczy Wojciech Borecki, prezes Podbeskidzia.
POLSKA THE TIMES
Lechia spełnieniem marzeń Mohammeda Rahoui’ego.
Algierczyk niespodziewanie przeszedł pozytywnie testy sportowe w naszym klubie. Niespodziewanie, bo wcześniej grał… w piątej lidze francuskiej. – To, że grałem w piątej lidze, nie znaczy, że nie mam możliwości i umiejętności, by grać w ekstraklasie. We Francji naprawdę dobrze się szkoli piłkarzy, a piąta liga stała na dobrym poziomie – powiedział nam Rahoui, który wcześniej był zawodnikiem Olympique Noisy-le-Sec Banlieue 93. – Od początku wierzyłem, że stać mnie na znacznie więcej, że jestem w stanie grać na wyższym poziomie. Wcześniej miałem jednak trudną sytuację rodzinną i dopiero teraz zdecydowałem się na wyjazd. Teraz mam w sobie dwa razy więcej odwagi. Moja rodzina jest zawsze ze mną i zawsze będę dla nich. Jestem ich dumą i powinienem dawać dobry przykład na boisku oraz poza nim – przyznał Mohammed El Amine Rahoui.
SUPER EXPRESS
Rozmowa z Arielem Borysiukiem.
Dlaczego w dwóch meczach znalazłeś się poza kadrą II-ligowego Kaiserslautern?
– Do klubu sprowadzono dwóch piłkarzy, którzy mogą grać na mojej pozycji i trener postawił na nich. Nie było to miłe i zaniepokoiłem się, że nie znalazłem się w kadrze meczowej. Jestem niecierpliwym człowiekiem, głowa mi się trochę zagotowała i poszedłem na rozmowę z trenerem Fodą i prezesem Kuntzem. Spytałem ich, czy zgodzą się na moje wypożyczenie, jeśli nie ma dla mnie miejsca w składzie. Trochę zamieszania z tą rozmową narobiłem, ale chyba wielu zrobiłoby tak samo na moim miejscu. Tłumaczyłem trenerowi, że jestem w takim wieku, że chcę grać i nie zadowolę się rolą rezerwowego.
I co usłyszałeś?
– Po tej rozmowie sporo wskazywało na to, że odejdę. Tym bardziej że rosyjski klub Wołga Niżnyj Nowogród chciał mnie wypożyczyć na 3 miesiące. Ale podczas drugiej rozmowy, w poprzedni wtorek, trener Foda uciął wszelkie spekulacje. Usłyszałem od niego, że jestem potrzebny drużynie. Potwierdził to, dając mi szansę w meczu z Herthą.
Problemy w klubie przekładają się na kadrę. Z Irlandią nie zagrałeś ani minuty.
– Zdaję sobie z tego sprawę, aby grać w kadrze, muszę grać w klubie. Dlatego wierzę, że mecz z Herthą będzie przełomem i udowodnię, że stać mnie na grę w reprezentacji. Tym, że nie zagrałem z Irlandią, aż tak się nie przejąłem. Odnosiłem wrażenie, że trener Fornalik chciał sprawdzić Daniela Łukasika, bo moje możliwości już zna.
I jeszcze jedna – z Markiem Saganowskim.
To był pierwszy pana oficjalny występ po długiej przerwie spowodowanej problemami z sercem. Czuł pan jakiś niepokój, wychodząc na boisko?
– Nie, bo rozegrałem już wcześniej kilka sparingów. To był pierwszy mecz o stawkę, ale nie było czasu, żeby zastanawiać się, czy coś złego może się wydarzyć. Brakuje mi jeszcze trochę zgrania z kolegami z drużyny. W sparingach nie strzelałem za dużo goli, ale jestem na tyle doświadczony, że zdawałem sobie sprawę, że dopiero z meczów o stawkę będę rozliczany. Nie piję tutaj do nikogo, ale są piłkarze, którzy błyszczą w sparingach, gdy nie ma presji. Inni najlepiej grają dopiero, gdy drużyna walczy o punkty albo awans.
Cały ligowy mecz z Koroną (2:3) przesiedział pan na ławie. Był pan zaskoczony?
– Zaskoczony może nie, ale trochę zdenerwowany byłem. Każdy chce grać i ja też nie jestem tutaj po to, żeby spokojnie siedzieć na ławie i oglądać mecz. Ale rozumiem, że trener ma różne wizje, sezon jest długi, ciężki i trzeba czekać na swoją szansę. Teraz ją dostałem i chyba ją wykorzystałem.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Robert Lewandowski w krótkiej rozmówce.
Miał pan jeszcze siły w ogóle czytać o kolejnych plotkach i sensacyjnych doniesieniach związanych z przejściem do Bayernu?
– Ja się tym w ogóle nie przejmuje, naprawdę na razie mnie to mało interesuje. W gazetach są wypisane domysły i spekulacje wielu osób, ale nie mam z tego powodu stresu. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia przed i w trakcie meczu z Bayernem. Naprawdę nie ma teraz czego komentować.
Ale szefowie Bayernu: prezydent Uli Hoeness i prezes zarządu Karl-Heinz Rummenigge też się wypowiadali na pana temat. Pana menedżer Cezary Kucharski stwierdził natomiast, że decyzja jest już podjęta, pozostała jedynie kwestia, kiedy zostanie ogłoszona.
– Nie wiem, czy Czarek tak powiedział, dlatego na razie wstrzymajmy się z tego typu wnioskami. Na razie myślę o tym, że mogliśmy zagrać lepiej z Bayernem. Mam też nadzieję, że w piątek moja kara za czerwoną kartkę zostanie anulowana i będę mógł w sobotę zagrać z Hannoverem. To są dla mnie teraz ważne sprawy.
Ivica Vrdoljak dostał propozycję obniżki pensji.
Przyszłość Ivicy Vrdoljaka w Legii Warszawa stanęła pod znakiem zapytania. Piłkarzowi nie spodobała się proponowana obniżka pensji. Jego agent uważa, że Chorwat zasługuje na więcej szacunku. – Jestem rozczarowany ofertą Legii. Proponują Ivicy gorszy kontrakt, niż ma obecnie. Nie jest to duża obniżka, ale tak czy inaczej Vrdoljak zasługuje na więcej szacunku – denerwuje się Adrian Aliaj, menedżer chorwackiego pomocnika. – Nie mamy wygórowanych żądań. Wiemy, jakie teraz są czasy. Pragniemy przedłużyć umowę na obecnych zasadach. Ale nie na gorszych! Chcę, by Ivica został w Warszawie, ale zapewniam, że dzwonią do mnie inne kluby – dodaje Aliaj, który wcześniej mówił, że Rosjanie i Chińczycy oferują jego piłkarzowi kontrakt gwarantujący 700 tys. dolarów rocznie.
I jeszcze na koniec wywiad z Wernerem Liczką.
Wciąż regularnie ogląda pan na żywo mecze polskiej ekstraklasy. Jakie wrażenia po pierwszej wiosennej kolejce?
– Pozytywne. Na Baniku Ostrawa od 50 lat budują nowy obiekt, a w Polsce stadiony rosną w oczach. Przed ostatnim meczem Górnika Zabrze zrobiłem komórką zdjęcie betonowych, surowych jeszcze trybun, i posłałem je mojemu synowi Mario. Był zachwycony. Druga istotna sprawa to zmiana podejścia działaczy do szkoleniowców. Kiedy podejmowałem pierwszą pracę w Polonii Warszawa, ówczesny właściciel Janusz Romanowski powiedział, że za osiem miesięcy rozliczy mnie z wyników. W ostatnim sezonie mojej pracy w polskiej ekstraklasie dokonano aż 33 zmian trenerów w 16 klubach. Prawie nigdzie nie robiono długofalowych planów, nie rozumiano, że trener potrzebuje czasu, minimum dwóch okresów przygotowawczych, żeby coś zbudować.
Mówił pan niedawno, że Górnik gra piłkę, której nie musiałby się wstydzić w Europie. Jest aż tak dobrze?
– Odbiór piłki i sposób przejścia do ofensywy jest na najwyższym europejskim poziomie. Przede wszystkim jednak Górnik jest jak otwarta książka. Wyjściową jedenastkę znam na pamięć, system i organizację gry również. W polskich klubach często jest tak, że po długiej zimowej przerwie wszystko się zmienia. Ale ja widziałem kilka spotkań przy Roosevelta jesienią, a teraz inaugurację wiosny. I wszystko wyglądało tak samo, choć brakowało dwóch ważnych ogniw – Arkadiusza Milika i Prejuce’a Nakoulmy. Jesienią ci dwaj do spółki z Pawłem Olkowskim tworzyli ofensywny trójkąt. Jednak ich absencja nie spowodowała wielkich reperkusji. Górnik utrzymywał się przy piłce, dobrze rozgrywał atak pozycyjny, potrafił wyjść z kontrą i tylko skuteczności zabrakło.