Jeszcze niedawno informowanie o występach Polaków na obczyźnie miało niezwykle ponury ton – bo nie dość, że mało kto grał, to ci, co już grali, musieli co chwila wywinąć jakiś numer. A tu proszę, nagła lawina dobrych wiadomości dla selekcjonera kadry PZPN: z zimowego snu obudził się Cywka, dał nadzieję Sobiech, ktoś w niesamowitym gazie zaczął występować w koszulce Majewskiego, a dziś kolejne radosne nowiny. Pierwsza, że Ariel Borysiuk jednak w Kaiserslautern nie został skreślony i tej rundy wcale nie musi spisać na straty. I druga, o wiele bardziej zaskakującą, że w Hiszpanii wyciągnęli z szafy Dariusza Dudkę.
Wiecie, kiedy swój pierwszy i ostatni mecz w Primera Division zanotował Dudka? 27 sierpnia 2012 roku, czyli – o ile nam się kartki w kalendarzu nie skleiły – pół roku temu! Przez długi czas męczyły go kontuzje, a jak w końcu męczyć przestały, to wydawało się, że jest bez najmniejszych szans na grę, a i niektórzy sugerowali powrót do kraju. A tu taka niespodzianka – najpierw Dudka w czwartek wszedł na ostatnie siedem minut w LE z Olympiakosem, a teraz w lidze na osiemnaście z Osasuną. Ł»e Levante po jego wejściu straciło dwa gole i przegrało – no cóż, bywa. Akurat dziś postanowiliśmy szukać samych pozytywów, to i narzekać nie będziemy.
Z Niemiec sygnał do selekcjonera wysyła też Ariel Borysiuk, którego można było typować jako jednego z przegranych zimowego okresu przygotowawczego. W końcu w trzech pierwszych wiosennych meczach nie zmieścił się nawet na ławce, a dziś nie dość, że na niej usiadł, to i po przerwie wstał. I to wcale nie na rozgrzewkę… Drobny problem jednak w tym, że Borysiuk, tak jak i Dudka, kolegom szczęścia nie przyniósł. Po jego wejściu Kaiserslautern straciło jedynego gola, przegrało i… znacznie skomplikowało swoją sytuację w tabeli. Dzięki temu od teraz oglądamy ciekawą rywalizację Polaków o miejsce gwarantujące baraże o Bundesligę: trzeciego Borysiuka (39 pkt), czwartego Matuszczyka (36 pkt) i piątego Wojtkowiaka (33 pkt).
