– Panu Filipiakowi powiedziałem: „Możecie mnie wykupić, ale jak tylko dostanę ofertę, to chcę odejść”. On stwierdził, że nie ma problemu, bo ma dwie dobre oferty dla mnie. Myślałem, że Cracovia chce ubić interes – wykupić mnie za te 850 tysięcy, a później sprzedać drożej. Niestety, okazało się, że prezes mówił nieprawdę. Usłyszałem, że jednak nie było żadnych ofert. A może on za moimi plecami odmówił innym drużynom, przekazując mi coś zupełnie innego? – zastanawia się w wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego” skrzydłowy Cracovii Jaroslav Mihalik.
RZECZPOSPOLITA
Piotr Żelazny o tym, dlaczego w Lechu wcale nie ma żałoby po nieudanej sprzedaży Gumnego. Teraz czas na dojście, co konkretnie z jego kolanem jest nie tak i temu zaradzić.
W Lechu nie narzekają, że ostatecznie do transferu nie doszło – i nie jest to robienie dobrej miny do złej gry. Gumny ma dopiero 19 lat, miał grać w lidze i reprezentacji młodzieżowej, rozwijać się i dopiero za jakiś czas wyjechać na Zachód. Oferta z Niemiec pojawiła się w poniedziałek i pierwotnie wynosiła 6 milionów euro. Została natychmiast odrzucona. Na transfer naciskał jednak piłkarz i jego rodzina, a także strona niemiecka, dlatego po krótkich notatkach zgodzono się na odejście prawego defensora. Piotr Rutkowski, prezes Lecha, zapewnia na łamach „Przeglądu Sportowego”, że wierzy, iż nieraz jego klub rekord transferowy pobije, więc tym bardziej nie jest mu przykro.
SUPER EXPRESS
Legia sprzedała obcokrajowców za dobrą kasę. 2,5 miliona euro za Moulina i Sadiku.
Tak gorących ostatnich godzin okienka transferowego nie było w Legii od lat. Jeszcze w sobotę Sadiku strzelił gola w sparingu z duńskim Silkeborgiem (2:0), a już w środę odbył pierwszy trening z nowymi kolegami z Levante. Sprawa jego transferu rozstrzygnęła się w kilka godzin we wtorek. Z Benidorm, gdzie mistrzowie Polski są na zgrupowaniu, Albańczyk pojechał do Walencji na badania lekarskie. Po nich sfinalizowano transfer za milion euro. Według umowy Legii z poprzednim klubem Sadiku – FC Zurich, na konto Szwajcarów wpłynie 20 proc. od kwoty sprzedaży powyżej 500 tys. euro, czyli ekipa z Łazienkowskiej na Sadiku zarobi nieco ponad 800 tys. euro. Niewiele, jeśli wierzyć prezesowi Dariuszowi Mioduskiemu, który chwalił się, że Armando jest najdroższym nabytkiem Legii i kosztował go latem 1,5 mln euro.
Marcin Komorowski od 28 miesięcy nie gra w piłkę, a i tak czeka go kolejny zabieg. Polak walczy nie o powrót do poważnej piłki, a do normalnego funkcjonowania.
Komorowski od początku sam pokrywa koszty leczenia. – Najgorsza jest ta bezradność, kiedy lekarze diagności kręcą głowami nie wiedząc co jest przyczyną nieustannego bólu, a człowiek nie wie co robić. Przez ten czas na leczenie wydałem tyle, że mógłbym kupić nowy samochód. I żadnych efektów nie ma – opowiada piłkarz. Na którego zły los chyba się uwziął, bo na skutek przeciążeń podczas rehabilitacji i prób powrotu do gry, w chorej nodze w 60 procentach naderwał ścięgno Achillesa.
– Jakaś nadzieja jeszcze się w człowieku tli, ale powoli uczę się życia bez piłki. Jeszcze grając w Rosji zacząłem inwestować. Teraz wcielam w życie plan B. Nie przepuściłem oszczędności, rodzina głodu nie zazna. Ale człowiekowi brakuje adrenaliny, szatni, szumu pełnego stadionu. Tych emocji nic nie zastąpi – mówi ze smutkiem w głosie Marcin.
PRZEGLĄD SPORTOWY
W „Przeglądzie” na jedynce niedoszły rekord transferowy ekstraklasy.
Tenże rekord musi bowiem poczekać. Dla Gumnego wzorem postępowania w podobnej sytuacji powinien być jego były klubowy kolega, Karol Linetty.
W 2015 roku Karol Linetty siedział na trybunach Jan Breydel Stadion w Brugii. Obserwował mecz Club Brugge z Manchesterem United w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Kilka godzin wcześniej przeszedł testy medyczne i czekał tylko na podpisanie kontraktu. Ale na ostatniej prostej kluby poróżniły się co do kwoty odstępnego i musiał wracać do Poznania. Jasne, w tamtym momencie był rozczarowany, ale nie rozpaczał, nie załamywał się, tylko dalej robił swoje.
W następnych miesiącach wywalczył na stałe miejsce w reprezentacji Polski, a dokładnie rok później trafił za 3,2 mln euro do jeszcze lepszego klubu – włoskiej Sampdorii Genua. Nie ma wątpliwości, że to świetny przykład dla Gumnego, że świat nie kończy się na tej jednyj, wymarzonej w danym momencie ofercie. 19-latek ma taki potencjał i już tak wysokie umiejętności, że jeśli dalej będzie grał na takim poziomie, jak do tej pory, to prędzej czy później posypią się kolejne propozycje i możliwe, że jeszcze będzie autorem rekordowego transferu.
Ze względu na powrót Gumnego do Poznania, wysypał się temat przejścia do Lecha Pawła Olkowskiego.
Kolejorz zamierzał wypożyczyć go do końca sezonu z opcją pierwokupu latem. Piłkarz zaakceptował warunki wicelidera ekstraklasy na początku tygodnia. Lechowi pozostało dogadać się z Köln, które preferowało już teraz transfer definitywny. Strony najprawdopodobniej doszłyby do porozumienia. Jednak wraz z upadkiem rekordowego transferu Gumnego, temat Olkowskiego w Lechu również nie jest na tę chwilę aktualny. Nie ma bowiem sensu ściągać piłkarza na dobrze zabezpieczoną pozycję.
„Przegląd” wylicza też inne transfery, które padły podczas testów medycznych – Aly’ego Cissokho, Ruuda van Nistelrooya, Johna Carewa, Nevena Suboticia czy Uliego Hoenessa.
Kolejne okienko, kolejny sprzedany z Legii kluczowy zawodnik. Tym razem Thibault Moulin. A wraz z nim odchodzi przecież też dobijający się do składu Armando Sadiku.
Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że Romeo Jozak będzie miał komfort, o którym jego poprzednicy tylko mogą pomarzyć. Przed pierwszym obozem Legia sfinalizowała cztery transfery, wreszcie nowi piłkarze nie pojawili się w klubie za pięć dwunasta. Mogły go martwić jedynie kontuzje sprowadzonych graczy, ale one były coraz mniejszym kłopotem. W ostatnich dniach jedynym, który nie brał udziału w treningach był Marko Vešović. We wtorek sytuacja całkowicie się zmieniła. Najpierw zgrupowanie w Benidormie opuścił Armando Sadiku, potem okazało się, że z zespołu ma odejść także Thibault Moulin. Francuz był bardzo ważną częścią drużyny, którą budował Chorwat, Sadiku dobijał się do pierwszego składu. Tydzień przed startem ligi Jozak musi więc przebudowywać drużynę, szukać innych rozwiązań, wprowadzać nowych, którzy w najbliższych dniach pojawią się w jego zespole. Po części podzieli więc los poprzednich szkoleniowców.– Rzeczywistość piłkarskiego świata jest taka, że nieprzewidziane rzeczy mogą zdarzyć się w nocy. To była dobra okazja dla Legii, szanuję decyzję klubu – twierdził Romeo Jozak.
Do klubu mają zaś przyjść dwaj defensywni pomocnicy z Francji.
Są młodzi, mają niezłe CV, występują w Ligue 1, ale ostatnio przestali grać, skupiają się głównie na destrukcji – tak można podsumować przymierzanych do Legii Chrisa Philippsa i Habiba Maigę.
Bliżej transferu jest bardziej znany z tego duetu, czyli Philipps. 45-krotny reprezentant Luksemburga ma dziś przejść testy medyczne. Niespełna 24-letni zawodnik to środkowy obrońca lub defensywny pomocnik. Prawie całą karierę związany był z Metz, poza tym przebywał na zasadzie wypożyczenia w niemieckim trzecioligowcu Preussen Munster.
Jaroslav Mihalik w wywiadzie z Kubą Radomskim głośno mówi o żalu, jaki ma do prezesa Cracovii.
Wtedy jeszcze był pan wypożyczony do Cracovii i wydawało się, że działacze nie zdecydują się na transfer. Był pan zaskoczony, że ostatecznie wyłożyli 850 tysięcy euro? Cracovia nigdy nie wydała tyle na zawodnika.
Miałem poczucie, że zagrałem dobry mecz przeciwko Polsce i że to może trochę zmienić podejście działaczy. Podczas turnieju napisał do mnie wiadomość trener Michał Probierz. „Spotykamy się w Krakowie. Chcę, żebyś był moim zawodnikiem” – brzmiała. Zaimponował mi. Zobaczyłem, że ceni moje umiejętności. Ale jestem osobą szczerą, więc od razu mu odpisałem, że nie interesuje mnie gra dla Cracovii. Że chcę odejść. Później spotkałem się z trenerem i prezesem. Panu Filipiakowi powiedziałem: „Możecie mnie wykupić, ale jak tylko dostanę ofertę, to chcę odejść”. On stwierdził, że nie ma problemu, bo ma dwie dobre oferty dla mnie. Myślałem, że Cracovia chce ubić interes – wykupić mnie za te 850 tysięcy, a później sprzedać drożej. Niestety, okazało się, że prezes mówił nieprawdę. Usłyszałem, że jednak nie było żadnych ofert. A może on za moimi plecami odmówił innym drużynom, przekazując mi coś zupełnie innego? I teraz jestem tutaj, choć nie chcę. Marzy mi się liga zagraniczna, najlepiej hiszpańska. Nie ukrywam, że prezes Filipiak swoimi działaniami trochę zniechęcił mnie do futbolu.
Wisła Kraków znalazła inwestora. Część udziałów ma zostać sprzedana zagranicznej firmie.
– Ostatnie kilka dni, razem z preesem Dukatem i Danielem Gołdą, dyrektorem wykonawczym, spędziliśmy w podróży. Przebyliśmy niemal sześć tysięcy kilometrów. Przez dwie doby prowadziliśmy negocjacje z potencjalnym inwestorem zainteresowanym kupnem części akcji Wisły. Wcześniej kilka miesięcy wymienialiśmy dokumenty. Poddaliśmy się audytowi, który wypadł pomyślnie. Doszliśmy do porozumienia. W środę o 4.22 dostaliśmy przelane na papier przez prawników warunki umowy, którą można określić jako przedwstępną – mówi prezes Wisły Marzena Sarapata. Nie zdradziła na razie, o jaką firmę chodzi. Zaprzeczyła jedynie, że to firma z Hiszpanii.
– Negocjowaliśmy w Walencji, bo chcieliśmy wspólnie odwiedzić drużynę. Poza tym bezpieczniej prowadzić takie negocjacje na neutralnym gruncie. Dla Wisły to wejście w świat ogromnego biznesu. Podmiot, z którym negocjujemy, to twórca stu rozpoznawalnych na całym świecie przedsiębiorstw.
fot. FotoPyK