25 kwietnia 2014 roku – Robinho dostaje dziewięć minut w meczu z Romą, nie jest jednak w stanie odwrócić losów meczu, Milan przegrywa z rzymianami 0:2. 540 sekund, które w kontekście tamtego sezonu nic nie znaczyło, było jednak jakimś zobrazowaniem kariery Brazyliczyka w Europie, naznaczonej synonimami słowa „rozczarowanie”. Po tym meczu piłkarz zerwał kontakt z europejskimi boiskami, grając w Brazylii i Chinach, ale teraz – dość niespodziewanie – wraca. Będzie występował w Sivassporze.
To drużyna w tureckich warunkach mocno przeciętna. Dziś zajmuje ósme miejsce w ligowej tabeli, ale trzeba podkreślić, że jest beniaminkiem – w sezonie 15/16 spadli z ligi, rok później awansowali i obecnie walczą o nawiązanie do lepszych czasów. A od tych sporo dni minęło, od wicemistrzostwa blisko 10 lat, od przyzwoitego piątego miejsca cztery. Ściągnięcie Robinho jest więc dla Sivassporu czymś szczególnym, na razie przynajmniej marketingowo. To duże nazwisko, w kadrze zespołu na pewno największe, do tej pory można by uznawać za takie Arounę Konę, czyli nie znowu bohatera europejskich podwórek.
A sportowo? Cudów pewnie po 33-letnim Brazylijczyku oczekiwać trudno. Dwa lata temu w barwach Atletico Mineiro walnął 11 bramek i zaliczył sześć asyst, rok temu miał siedem goli i cztery ostatnie podania. Nie są to liczby kozackie, szczególnie jeśli chodzi o ubiegły rok, ale i tak w sumie… najlepsze od dłuższego czasu. Weźmy przygodę Robinho w Chinach – dziewięć meczów, ledwie trzy bramki i szybki zjazd do bazy, a więc do Brazylii.
Do Turcji przychodzi z kartą na ręku, toteż Sivasspor – przynajmniej w kwocie odstępnego – nic nie ryzykuje. Kontrowersje budzi oczywiście inna sprawa, chodzi tu naturalnie o kłopoty z prawem piłkarza. Pisaliśmy:
Brazylijski piłkarz w pierwszej instancji usłyszał od sędziego: 9 lat więzienia. (…) Chodzi o dokonany 22 stycznia 2013 roku zbiorowy gwałt na wówczas 22-letniej obywatelce Albanii. Włoskie media nie mają wątpliwości, że to był zwykły gwałt. Nie żadne „bo ona się zgadzała”, nie żadne „chce wykorzystać, że jestem bogatym piłkarzem”. Nie w sytuacji, gdy to gwałt zbiorowy, nie w sytuacji, gdy całość dzieje się w nocnym klubie. Razem z Robinho skazano pięciu innych mężczyzn, a tego typu wyroków nie wydaje się na podstawie niepotwierdzonych poszlak.
Robinho się odwołał i tym samym zyskał na czasie, do więzienia może trafić dopiero wtedy, gdy wykorzysta wszystkie furtki we włoskim sądzie. A że takie sprawy lubią się przeciągać, piłkarz może dostać chwilę, by dopisać choćby przyzwoity epizod w swojej (sportowej!) europejskiej karierze.