Bartosz Bereszyński ponownie od pierwszej minuty. Karol Linetty od pierwszej minuty. Dawid Kownacki wreszcie od pierwszej minuty. W momencie ogłoszenia składów na dzisiejsze starcie Sampdorii Genua z Fiorentiną było już jasne, który z niedzielnych meczów będzie najbardziej interesujący z perspektywy polskiego kibica. Co najważniejsze – po 90 minutach na nierównej murawie Stadio Luigi Ferraris wcale nie czujemy, że był to czas zmarnowany. Choć widowisko skradł dziś 34-letni Fabio Quagliarella, fani polskich piłkarzy z Genui mogą być całkiem usatysfakcjonowani.
Przede wszystkim – żaden z Polaków nie zagrał źle. Żaden nie zagrał też krótko – bo nawet zdjęty w 58. minucie Kownacki dostał sporo gry jak na jego dotychczasowe występy w barwach Genui. To już coś, bo przecież zdarzały się mecze, nawet całkiem niedawno, podczas których poznański tercet siedział w komplecie na ławce przez większą część spotkania.
Na tym nie koniec z dobrymi wiadomościami, ale zacznijmy może od zarzutów. Tych najwięcej da się postawić Kownackiemu, szczególnie za pierwszą niezłą sytuację Sampdorii, w której “Kownaś” stanął oko w oko z leżącym bramkarzem. Dobitkę strzału z ostrego kąta mógł zaplanować w dowolny sposób, miał przed sobą tyle miejsca, a jednocześnie był tak samotny, że przeszłaby chyba nawet próba obrócenia się i uderzenia piętą. Były piłkarz Lecha prawdopodobnie był przekonany, że bramkarz już nie zdoła się wyciągnąć, więc wybrał uderzenie po ziemi w środek bramki. Dokładnie w miejsce, w które przerzucił się Sportiello.
Ech.
Co poza tym w wykonaniu Kownackiego? Błąd wychwyciliśmy jeszcze jeden – gdy bez sensu próbował uderzać z nieprzygotowanej pozycji i ostrego kąta, zamiast wystawiać do Quagliarelli. Poza tym raczej bez błysku, ale też bez większych błędów, szczególnie przy pracy zespołowej. Kownacki zazwyczaj był tam, gdzie powinien być, gdy Sampa podchodziła wyższym pressingiem, wyciągał obrońców, wychodził do piłek. Jeśli trenerzy wybaczą mu te dwie katastrofalne decyzje, raczej nie wyleci z rotacji za jakiś wyjątkowo nieudany występ.
Zupełnie inaczej sprawa wygląda z Linettym i Bereszyńskim – obaj stanowili bardzo mocny punkt zespołu, zarówno w grze ofensywnej, jak i obronnej. Linetty zaliczył między innymi bardzo istotny przechwyt i jednocześnie “asystę drugiego stopnia” przy golu na 2:0. Bereszyński bezustannie kursował od pola karnego do pola karnego, przeciągając na prawdę flankę i Gastona, i Kownackiego. Z Bereszyńskim grano zdecydowanie więcej akcji, niż całą lewą flanką, a co ważniejsze – Bartek rzadko zawodził kolegów. Gdy Praet grał z nim na ścianę – otrzymywał dobrą piłkę zwrotną. Gdy Gaston wychodził po skrzydle – też nie robił pustych przebiegów. Poza tym to właśnie od Bereszyńskiego zaczęła się akcja na 1:0. Po rozegraniu na prawym skrzydle w jej ostatniej fazie Praet dośrodkował do Quaglarelli, który wyśmienitym przyjęciem zgubił swojego obrońcę.
Co poza tym? Godna uwagi może jeszcze techniczna sztuczka Linettego, który totalnie ośmieszył Benassiego, ewentualnie gol dla Fiorentiny, gdy krycie zawalili Bereszyński i Praet. Nie ma jednak wątpliwości, że cokolwiek zrobili w tym meczu Polacy – to i tak było tylko tło dla Quagliarelli. Nestor trzy razy trafił do siatki, ale dorzucił też do tego stertę świetnych dryblingów czy podań napędzających akcję. Naprawdę przyjemnie patrzyło się na jego przyjęcia, strzały czy próby podań między obrońcami. A ostatni gol, wliczając w to też asystę piętą Ramireza- bajka. “Kownaś” ma się od kogo uczyć, nie ma wątpliwości.
Nasze prognozy na kolejne tygodnie? Kownacki wróci jednak do roli jokera, trochę się spalił na początku, widać, że to jeszcze nie jest poziom napastnika pierwszego wyboru dla drużyny celującej w Serie A w miejsca premiowane europejskimi pucharami. Linetty i Bereszyński zaś, o ile zdrowie pozwoli, wiosną powinni mieć stałe miejsce w pierwszym składzie Sampdorii.
To z pewnością doskonała informacja przede wszystkim dla Adama Nawałki.