Jak się patrzy na to, co dzieje się w Polsce, to można dojść do wniosku, że stadion może sobie zbudować pierwszy lepszy lump. Dziwnym trafem, nikt nie buduje obiektów handlowych sprzedawcom skarpetek, nikt nie buduje lokali gastronomicznych kucharzom, nikt nie przeznacza terenów pod parkingi na życzenie parkingowych. Natomiast stadion – o, stadion to chce mieć każdy. Bardzo wygodne. Któż z nas by nie chciał, by miasto zbudowało nam za darmo siedzibę firmy?
O dziwo – miasta budują.
Najbardziej absurdalny jest przykład Lublina, gdzie właśnie wydano pozwolenie na budowę obiektu za około 140 milionów złotych. Trybuny zadaszone, na ponad piętnaście tysięcy miejsc.
Niestety, jeśli spojrzymy na ostatnie pięć meczów Motoru na własnym boisku, to frekwencja kształtowała się następująco:
ze Świtem – 150 osób.
z Resovią – 200 osób.
z GarbarniąÂ – 100 osób.
ze Zniczem – 200 osób.
z Concordią – 150 osób.
Dopóki Polaków nie ogarnął stadionowy szał, to nam się zawsze wydawało, że większe stadiony buduje się wtedy, gdy dotychczasowe okażą się zbyt małe. U nas odwrotnie – ponieważ ludzie nie przychodzą na mecze, dlatego buduje się jeszcze większe obiekty. A nuż przyjdą. Oczywiście lublinianie mogą sobie z własnymi pieniędzmi robić co chcą, mogą nawet stuzłotówkami wytapetować ratusz. Nie byłoby to wprawdzie zbyt roztropne, ale mogą. Tak jak mogą zbudować piętnastotysięcznik dla dwustu osób, które chcą oglądać tułający się po trzeciej lidze Motor (tak, tak – oficjalnie to druga liga).
Z tego co czytamy, mieszkańcy Lublina są lekko zakłopotani nową inwestycją miasta – czyli zastanawiają się, czy urzędnicy na pewno nie nadużywają jointów. Jaką naiwnością jest przekonanie, że ludzie na mecze przychodzą oglądać stadion, a nie drużynę – o tym przekonano się już w innych miastach, ale Lublin musi koniecznie uczyć się na błędach własnych. Jeśli tak bardzo ktoś chciał lublinianom pokazać ładny obiekt to chyba taniej byłoby zorganizować miejską wyprawę na Wembley.
Nieważne. Zostawmy Lublin, bo wcale nie szczyt absurdu.
Szczyt jest w Poznaniu, gdzie miasto już jeden stadion zbudowało, a teraz pani prezes Warty Poznań poprosiło o zbudowanie drugiego. To znaczy nie o stadion poprosiła – aż tyle tupetu nie miała – ale o ziemię pod budowę. Nie wiadomo, dla kogo chce budować, skoro na mecze Warty nikt nie chodzi. Nie wiadomo też, za co chce budować, skoro właśnie skończyły się jej pieniądze na utrzymywanie zawodników i większość rozjechała się po Polsce. Mamy tu więc przykład niezwykłego zamysłu piłkarskiego – nie będzie ani piłkarzy, ani kibiców, tylko będzie stadion.
Hmm.
Być może wyjaśnieniem zagadki jest cytat z poznańskiej „Gazety Wyborczej”: „Według jej planów najpierw wokół stadionu miałyby wyrosnąć małe pawilony handlowe, które później zastąpiłby nowoczesny obiekt o funkcjach komercyjnych. Pani”.
Czyli chcą tam zrobić bazar. Trzeba było tak od razu, prosto z mostu, a nie na okrętkę.
PS Idąc za przykładem Lublina – chyba zgłosimy do władz miasta wniosek o budowę filharmonii. Jak już miasto zbuduje, to my się nauczymy brzdąkać. Wypisz wymaluj – sytuacja jak tam.