Reklama

Zamiast oglądać TV woli brać udział w rajdach. 80-letni Fin zadziwia sportowy świat

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

08 stycznia 2018, 15:49 • 3 min czytania 1 komentarz

Co robią ludzie, gdy dobijają do osiemdziesiątki? Przeważnie siedzą w fotelu i oglądają telewizję, czytają książki, ewentualnie wyjdą na spacer do parku. Co bardziej aktywni pojadą na ryby lub zagrać w golfa. To większość. Są też takie oryginały, jak Rauno Aaltonen, który tuż po skończeniu 80. roku życia, ogłosił, że wystartuje w Historycznym Rajdzie Szwecji.

Zamiast oglądać TV woli brać udział w rajdach. 80-letni Fin zadziwia sportowy świat

To zresztą w jego przypadku żadna nowość. Fin, jeden z najbardziej znanych kierowców wyścigowych z lat 60., już w zeszłym roku pojawił się na starcie Historycznego Rajdu Monte Carlo. Dla niego była to specjalna edycja, bo odbywająca się równo 50 lat po tym jak wygrał tę imprezę. Aaltonen jechał wówczas dokładnie tym modelem Mini, którym ścigał się przed pięćdziesięciu laty, choć nie był to ten sam samochód. – To auto, które zostało wybudowane w tym samym czasie i jeżdżono nim w rajdach. Kiedy zdecydowaliśmy, że go użyjemy, wymieniono w nim wszystko. Zostało też przemalowane na czerwono, żeby wyglądało jak oryginalny samochód, a potem złożone. Wszystkie zużyte części były odnowione, ponieważ te auta mają nawyk do gubienia kół – sam zgubiłem ich sto w ciągu swojego życia – mówił dziennikarzom.

Cała przygoda Fina z rajdami zaczęła się, gdy miał 18 lat. Jak sam wspomina, pierwszy taki przejechał „na ślepo” – w gęstym śniegu, bez notatek z rozpoznania trasy. Tak, jak jeżdżono niegdyś w jego ojczyźnie. Poza rajdami parał się wyścigami… motorówek. I tam również odnosił sukcesy.

W 1962 roku w Monte Carlo, już jako jeden z uznanych kierowców, uległ poważnemu wypadkowi: „Utknąłem w płonącym aucie, potem usłyszałem mojego pilota, wołającego do mnie, żebym wyszedł, ale pasy były już stopione, więc próbowałem się wykręcić”. Udało mu się, a już rok później ponownie pojawił się na trasie rajdu.

Całkiem niedawno opowiadał też dziennikarzom „śmieszną historię”, jak sam to określił, o tym, jak jego auto kilkukrotnie przekoziołkowało w trakcie zimowego rajdu w Finlandii. „W trakcie stłukło się tylne okno i przy każdym kolejnym obrocie do środka wpadał śnieg. W końcu auto wylądowało z powrotem na drodze. Kiedy już się tam znaleźliśmy, spojrzałem do tyłu i zobaczyłem, że leżą na niej dwa zapasowe koła, notatki z trasy, kamera Henry’ego, mojego pilota, mnóstwo papierów i kilka puszek Castrola.”.

Reklama

Kajetan Kajetanowicz, trzykrotny rajdowy mistrz Europy, przypomina, że na cześć Fina nazwano jedną z figur, którą zresztą wymyślił właśnie Rauno: „Aaltonen jest znany nie tylko z bardzo fajnej, szybkiej jazdy, ale też z tzw. Aaltonenów [obrót samochodu o 360 stopni – przyp. red.]. Czasami ludzie dużo o tym mówią, opowiadają, że «A ten zrobił Aaltonena» albo «Zrób Aaltonena». Mówią o tym, ale nie wiedzą, na czyją cześć została taka figura tak nazwana. Był to kierowca jeżdżący bardzo efektownie”.

Teraz Aaltonen, już jako osiemdziesięciolatek, stanie na trasie Historycznego Rajdu Szwecji. Mówi Maciej Wisławski, utytułowany pilot rajdowy i mistrz Europy w parze z Krzysztofem Hołowczycem:

– Za parę dni kończę 74 lata, jestem czynnym pilotem rajdowym i to w rajdach klasycznych o randze mistrzostw Polski, nie historycznych. Podejmuję się tego i się z tego wywiązuję. Prowadzę aktywny, naturalny tryb życia, to po pierwsze. Po drugie zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności jaka jest w rajdach. To, i odpowiednia filozofia brania w nich udziału, że ja mogę, ale nie muszę, są dla mnie takimi lokomotywami. Po trzecie – muszę ze swojej pracy wywiązywać się w stu procentach, nie mam marginesu błędu, to daje mi radość i sprawia satysfakcję. To, że Rauno Aaltonen pojedzie w takim rajdzie, w ogóle mnie nie dziwi. To jest naprawdę wielki wyczyn i jest to godne podziwu dla wielu ludzi, ale dla mnie to jest coś normalnego. Jest w dobrej formie psychicznej, fizycznej, zna się na tym, umie jeździć, bo tego się nie zapomina, więc startuje. Jest takie piękne powiedzenie: «Jedni są wiecznie młodzi, inni są wiecznie starzy, to sprawa charakteru, nie kartek kalendarzy».

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...