Szanowny Doktorze Pawle,
jakiś czas temu zrobiło mi się przykro nieopisanie. Oznajmiłeś bowiem w jednym ze swych niezrównanych tekstów na Weszło, że „jakiś kretyn napisał, że z polską piłką źle, bo odeszli Drzymała, Wojciechowski, Klicki, a pójdą następni… Walter, Solorz”. To byłem ja. Smutek jednak minął, gdy zdałem sobie sprawę z tego, jak wiele dla mnie uczyniłeś. Taki Krzysztof Stanowski sam u siebie zdiagnozował zidiocenie. Zgodnie z zasadą „Polaku, lecz się sam” i ogólnym stanem służby zdrowia. Ale wiadomo jak jest z tą samodzielną diagnoząâ€¦ Ja więc polegam na opiniach specjalistów i Ty – Pawle – mi taką diagnozę postawiłeś. Jestem po stokroć za to wdzięczny i przy najbliższej okazji dowód wdzięczności – jak każde medyczny obyczaj w Polsce – zamierzam Ci wręczyć.
Jak każdy szanujący się, nowoczesny pacjent konsultuję jednak opinię najlepszych nawet specjalistów – do których i Ciebie rzecz jasna zaliczam – z innym doktorem. Doktorem Internetem. Wybacz. Ten ostatni z kolei mówi, że kretynizm – nazywany dzisiaj, z powodu poprawności politycznej, wrodzonym zespołem niedoboru jodu – występował w rejonach górskich. Łudzę się zatem, Pawle, że twa diagnoza wynika z faktu, że pochodzę z Tarnowskich Gór. Śpieszę donieść, że choć drugi człon nazwy brzmi poważnie, to jeśli chodzi o położenie z górami mamy tyle wspólnego akurat, co Szczecin z morzem. Ale nie o to idzie przecież i nie będziemy się zajmowali drobnostkami, bo nie jesteśmy przecież małostkowi. Z pokorą diagnozę przyjmuję, tylko proszę Cię o rozwianie wątpliwości natury bardziej merytorycznej.
Otóż jestem kretynem, gdyż uważam, że odejście prywatnego biznesu z polskiej piłki jest złe. Bo ten prywatny biznes to ludzie, których w tym samym tekście określiłeś (cokolwiek złośliwie – jak sądzę) jako patrona, złodzieja, wariata, naciągacza, bajarza i wzór. Otóż to właśnie i pewnie masz słuszną rację. Jednak ja zapytam Ciebie, dlaczego obrażać ludzi, którzy dają jednak swoją kasę prywatną na polską piłkę? Przez jakiś czas przynajmniej i pewnie nie całkiem bezinteresownie. Odejmują od ust chleb własnym swoim dzieciom, rezygnują z jachtu czy kolejnego mercedesa. Oczywiście, często z pobudek biznesowych, bo na przykład chcą przekształcenia posiadanych gruntów. I dlaczego nie jest złe, że Ci ludzie odchodzą od sponsorowania piłki w Polsce. Sponsorowania, dzięki któremu przecież również dziennikarze sportowi – pośrednio, mniej lub bardziej – żyją.
Nie rozumiem, jakiż to kretynizm chowa się w stwierdzeniu, że żal w piłce Wojciechowskiego, biznesmena, który jako jedyny potrafił rozruszać rynek transferowy w Polsce i dzięki któremu żyje Polonia, Ruch oraz Górnik. Gdzie nie zgadzasz się ze stwierdzeniem, że wycofywanie się prywatnych sponsorów jest niekorzystne dla polskich klubów? Z tego co widzę, głosisz raczej inne poglądy, tak jak w jednym z ostatnim wpisów, gdzie opisując Lechię wprost mówisz, polityka won od piłki.
Jakoś tak przed świętami jechałem sobie spokojnie samochodem, słuchałem radia. Słysząc komunikat „reklama”, nie przywiązałem do tego żadnego znaczenia. Podobnie do treści, gdzie jakiś facet cytował wiersz księdza Twardowskiego i życzył Wesołych Świąt. Wszystko było w porządku, gdy na koniec gość się przedstawił. Był to burmistrz mojego miasta. Cwaniak, za publiczne, jak mniemam, pieniądze wykupił niby życzenia, a tak naprawdę prywatną reklamę swojej osoby. Ależ się wściekłem. Za publiczne, za moje tak się bawi? A któż mu dał prawo do tego? Nie do tego jest powołany. Ale ja i tak jestem w lepszej sytuacji niż mieszkańcy Wrocławia, Gliwic, Kielc, Bielska czy Zabrza i innych. Reklama w radiu w pestka. Gdzie indziej jaśnie panujący władcy bawią się bowiem w piłeczkę. I potem słyszymy: Wrocław 18.000.000 PLN, Gliwice, 12.000.000, Zabrze podobnie. 18 milionów złotych to lekką ręką jakieś 18 kilometrów nowego chodnika. Ale po co nam chodnik? Ważne, żeby było na kolejną flaszę dla Mraza. A mówimy tylko o kasie na bieżące utrzymanie. Do tego dochodzą koszty utrzymania boisk, sponsoring spółek miejskich, pokrywanie rachunków za media czy budowa stadionów. To są dziesiątki, jeśli nie setki milionów w skali kraju. Miliardy. Skandal!
Ale co tam samorządy, prawdziwa kasa idzie z kasy państwowej. KGHM, Lotos, Energa, Kompania Węglowa, PGE, Węglokoks, Police to tylko wierzchołek góry lodowej. Wyjmijmy dzisiaj z polskiej piłki pieniądze publiczne – samorządowe i państwowe – a cała te ekstraklasa w sekundzie się zawali i będzie w niej grało z pięć czy sześć zespołów. Tak jak komunizm to była władza radziecka plus elektryfikacja, tak dzisiejsza nasza piłka to kasa państwowa plus widzimisie centralnych i lokalnych kacyków. Siedzi taki na urzędzie, ministerstwie, spółce Skarbu Państwa, jak jego ideowy pobratymca w Afryce na kupie ziarna i decyduje o rozdawnictwie nie swojego. Temu dam, bo dobrze buty liże, a tamtemu nie, bo na urodziny mi kiepski prezent przyniósłâ€¦ To jest dopiero złodziejstwo.
Zaraz mi wypomnisz, Pawle, że będąc w Górniku sam rozpocząłem rozmowy z Kompanią Węglową. Rozpocząłem, bo dlaczegoż Górnik niby miał być gorzej traktowany niż premierowska Lechia czy schetynowski Śląsk? Dlaczego inni mogą mieć Lotos, czy Tauron, a my nie możemy? Ograniczania mają sens pod warunkiem, że są stosowane przez wszystkich i są dla wszystkich. Zakaz publicznych pieniędzy na sport profesjonalny. Koniecznie! Są do cholery inne potrzeby. Na przykład na lekarza specjalistę, który potwierdzi Twoją diagnozę.
Pawle, znamy się słabo. Raptem flaszka, może dwie. Ale cenię Cię jako dziennikarza sportowego w kraju mającym sport w dupie. To chyba równie trudne jak bycie Eskimosem na Saharze. Dlatego się nie obrażam, tylko proszę o konsekwencję. Od pewnego czasu opisujesz cudne, chwytliwe historyjki o… i z udziałem Listkiewicza Michała. Fajnie, że starasz się staremu znajomemu pomóc w potrzebie, ale nie wiem czemu robisz za jego apologetę. Zwłaszcza, że jak powszechnie wiadomo, Misiek lubił cygaro od pewnego „wariata” przypalić. I nie był to Zidane – z tego, co widziałem. Podkreślam, że nie mam żalu o Twoją diagnozę. Pewnie trafna. Parafrazując znane polskie przysłowie, wolałbym jednak z Wojciechowskim stracić niż z Listkiewiczem zyskać. Ale, cóż, jestem kretynem. To wiele tłumaczy.
ŁUKASZ MAZUR