Skandal we Włoszech. Boateng wypiął się na rasistów, a ci dopięli swego…

redakcja

Autor:redakcja

03 stycznia 2013, 20:17 • 2 min czytania

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Do budynku sądu wpada jakiś niepoczytalny typ i zaczyna wykrzykiwać pod adresem jednego z sędziów wulgarne epitety. Najpierw „zwykłe”, potem rasistowskie. Na znak protestu sędzia opuszcza placówkę, a w ślad za nim idą wszyscy jego koledzy. Dziś – choć oczywiście sytuacja sytuacji nierówna – do podobnego zdarzenia doszło podczas sparingu Milanu. Grupa zwyrodnialców zwyzywała Kevina Prince’a Boatenga, więc ten zszedł z boiska, wylał swe żale w internecie, a we Włoszech wybuchła wielka afera.
Sami jesteśmy przeciwnikami rasizmu (trzeba być chorym, by być jego zwolennikiem), ale czy kilka wyzwisk to naprawdę powód, by obrócić się na pięcie, robić wielkie halo i od razu przerywać mecz? Można zrozumieć Kevina, że w pewnym momencie puściły mu nerwy i przywalił z całej siły piłką w trybunę, ale po co te wszystkie manifestacje? Przyjechał Milan do jakiejś śmiesznej czwartoligowej Pro Patrii, kilkunastu lub kilkudziesięciu idiotom zachciało się rozgłosu, zwyzywali czarnoskórych i… swój cel – dzięki zachowaniu Boatenga – niestety osiągnęli.

Skandal we Włoszech. Boateng wypiął się na rasistów, a ci dopięli swego…
Reklama

Z Ghańczykiem oczywiście wszyscy się solidaryzują, z każdą minutą płyną do niego kolejne wyrazy poparcia na zasadzie: „brawo, pokazałeś jaja”, „wykopmy rasizm z futbolu” i tak dalej, i tak dalej… Pytanie tylko, czy efekt nie będzie odwrotny od oczekiwanego. Teraz każda poważniejsza drużyna, która przyjedzie do buraków z Pro Patrii usłyszy to samo, a nie zdziwimy się, jeśli kibice innych drużyn z niższych lig postąpią podobnie. W końcu „będą w telewizji”. Im więcej antyrasistowskich inicjatyw, tym więcej rasizmu. Taka przykra rzeczywistość.

Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama