Dziwimy się nieco Arkowi Milikowi, że tak otwarcie mówi o chęci odejście do Manchesteru United, skoro dopiero trafił do Leverkusen. Wiadomo, do ambitnych świat należy, ale takie wypowiedzi – kiedy już trafią do niemieckich mediów – mogą mu tylko zaszkodzić. I niekoniecznie będą mile widziane przez nowego pracodawcę.
FAKT
– trener Polonii postawi na słabych juniorów
– Waldemar Fornalik obejrzy Bartosza Salamona
– Lech ściąga Andrasa Drusztusa
– Zygmunt Solorz ma pomysł na Śląsk
– rozmówka z Markiem Saganowskim
Będzie pan gotowy na sto procent do pierwszego treningu po zimowej przerwie?
– Oczywiście. Przez dwa miesiące nabrałem już wystarczająco świeżości. Teraz trzeba odbudować i szlifować formę. Nawet jak na polskie warunki okres przygotowawczy będzie dość krótki. Trzeba zdać sobie sprawę, że runda wiosenna będzie zdecydowanie trudniejsza od pierwszej części sezonu.
Mówił pan, że na takie mecze jak przeciwko reprezentacji Anglii czeka się przez całą karierę. Dobre występy w klubie walczącym o mistrzostwo Polski znowu powinny panu otworzyć drogę do kadry?
– Koncentruję się przede wszystkim na tym, co czeka mnie z Legią. Mam nadzieję, że w tym sezonie wreszcie zdobędziemy mistrzostwo. Nie zapominam jednak o reprezentacji, bo trener Waldemar Fornalik udowodnił już, że nie rzuca słów na wiatr, a wiek zawodników nie jest dla niego najważniejszy. Kiedy selekcjoner mówił, że cały czas na mnie czeka, te słowa bardzo mnie budowały i mobilizowały. Także trener i pracownicy Legii także wspierali mnie na każdym kroku. Wierzę, że jeśli dojdę do dyspozycji z jesieni, kadra nie jest dla mnie tematem zamkniętym.
SUPER EXPRESS
Tekst o ewentualnym odejściu Danijela Ljuboji.
Kilka dni temu Ljuboja udzielił wywiadu serbskim mediom, w którym powiedział: – Coś jest na rzeczy z FC Nantes. Nie sądzę jednak, aby Legia puściła mnie już teraz, bo mam jeszcze sześciomiesięczny kontrakt – tak wyraził się najlepszy strzelec ligi. Okazuje się jednak, że to nie Nantes poluje na Serba, a odwrotnie – to jego przedstawiciel próbował wcisnąć go Kicie.
– Odpowiedzieliśmy, że Nantes nie jest zainteresowane. Mamy grupę dobrych piłkarzy i nawet latem, gdy Ljuboja będzie wolnym zawodnikiem, nie zamierzamy go sprowadzać. Owszem, obserwujemy polski rynek i wiemy, kto się wyróżnia w Ekstraklasie. Bardzo podobał nam się ten młody piłkarz Górnika Zabrze, Milik, ale już zmienił pracodawcę. Mamy w notesach nazwiska dwóch, trzech Polaków i niewykluczone, że latem będziemy chcieli kogoś pozyskać. Ale nie Ljuboję – podkreśla jeszcze raz Kita, którego FC Nantes jest liderem drugiej ligi francuskiej, o punkt wyprzedzając AS Monaco.
GAZETA WYBORCZA
Sebastian Mila może łamać przepisy, rozmawiając z Azerami.
W tym wszystkim jest jednak pewien problem. Menadżerowi zawodnika ani samemu Sebastianowi Mili na razie nie wolno prowadzić żadnych rozmów transferowych z innymi klubami niż Śląsk! I niczego nie zmienia tu fakt, że Śląsk ostatnio zawiesił rozmowy z Milą w sprawie przedłużenia z nim umowy.
Kontrakt piłkarza wygasa ze Śląskiem 30 czerwca 2013 roku. Zgodnie z przepisami piłkarz, czy jego menadżer może podjąć rozmowy z innymi pracodawcami, a nawet podpisać umowę przedwstępną z nowym klubem, na pół roku przed zakończeniem trwającej umowy. Czyli Mila oraz reprezentujący go agent zgodnie z przepisami UEFA i PZPN mogą negocjować z innymi klubami niż Śląsk dopiero od 1 stycznia 2013 roku.
Z wypowiedzi piłkarza i informacji, jakie przekazuje jego menadżer, można wywnioskować że już to czynią. Jeśli tak się dzieje – łamią przepisy dyscyplinarne. Dlatego menadżer oraz piłkarz teoretycznie mogliby – jeśli Śląsk wniesie skargę – zostać ukarani przez PZPN. Mila może prowadzić przed 1 stycznia 2013 roku negocjacje z innymi drużynami, ale pod warunkiem, że otrzymałby zgodę wrocławskiego klubu. Jak przekazał nam prezes Śląska Piotr Waśniewski, menadżer gracza z taką prośbą nie wystąpił.
Felieton pt. „Upadek trenerstwa polskiego” (zgadnijcie kto autorem).
Nabrałem przed kilkoma dniami niemal pewności, że awans na brazylijski mundial nasi wezmą szturmem. Im bardziej czytałem, że ukraińska federacja wpycha reprezentację w łapy Svena-Gorana Erikssona, tym intensywniej imaginowałem sobie, jak Polacy w wiosennym meczu rąbią sąsiadów aż wióry lecą, by w jesiennym rewanżu, już na pełnym rozluźnieniu, urządzić im atak pomidorów zabójców, o jakim producentom B-klasowej filmoszmiry się nie śniło. Szwed, o czym w kręgach wyższej futbolowej cywilizacji powszechnie wiadomo, trenerem przestał być szmat czasu temu. Wraz ze schyłkiem wieku XX osiągnął ostatni sukces, potem zszedł w szarobury okres przejściowy, wreszcie przepoczwarzył się w wyczynowego naciągacza. Brał fuchy w Meksyku i – dyrektorską – w czwartoligowym Notts County, cumował w Wybrzeżu Kości Słoniowej i drugoligowym Leicester, że żadną robotą się nie brzydzi, udowodnił wyprawą do Pyongyang, odbytą dla pertraktacji z północnokoreańskim reżimem.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wywiad z Arkadiuszem Milikiem.
„Bayer to dla mnie kolejny przystanek w karierze, a nie stacja końcowa” – powiedział pan po zrealizowaniu transferu. Brzmi ładnie. Gdzie jest stacja końcowa?
W czerwonej części Manchesteru. Przykłady Lucio czy Emersona pokazują, że z Bayeru można się wybić do jeszcze większego klubu. Dlaczego za trzy czy cztery lata nie miałbym pójść ich drogą? Nic mnie nie ogranicza. W święta wspominaliśmy ze Sławomirem Mogilanem, trenerem, któremu zawdzięczam najwięcej, początki w Rozwoju Katowice. Skoro moje losy na razie tak dobrze się układają, dlaczego nie stawiać sobie kolejnych ambitnych celów? Nawet jeśli to wszystko dzieje się w tak szybkim tempie.
(…)
Ponoć jest pan dojrzały ponad swój wiek?
Bez przesady, wciąż bardziej zachowuję się jak typowy 18-latek, a nie 30-latek. Choć jako dziecko nie przebywałem najczęściej z rówieśnikami, tylko ze starszymi. Mój brat, Łukasz, jest o siedem lat starszy i siłą rzeczy zahaczyłem o jego towarzystwo. Zaopiekował się mną też Sławomir Mogilan, wtedy piłkarz Rozwoju. Widział mój zapał do piłki i zaczął zabierać na mecze w III lidze, także te wyjazdowe. W wieku 7 lat zwiedziłem pół Polski.