Dawid Nowak, czytając ten tekst, pewnie pomyśli: „nie wszystko stracone”, Bartłomiej Grzelak wznowi karierę, a Takesure Chinyama wróci do Europy. Bo nawet gdy jest się kompletnym wykolejeńcem – jeśli chodzi o zdrowie – to w dalszym ciągu można utrzymywać się na wysokim poziomie. Potwierdza to Alexandre Pato, który po sześciuset osiemdziesięciu ośmiu kontuzjach ma się przenieść do Corinthians Sao Paulo. Było, nie było – klubowego mistrza świata.
Zdumiewający jest fakt, że jeszcze ktoś – poza Barbarą Berlusconi – nabiera się na potencjał tego zawodnika. A raczej nie na potencjał, tylko bardziej wytrzymałość. Przecież w końcu – raczej prędzej niż później – coś Brazylijczykowi strzeli, zerwie się, skręci, złamie… Rzućmy zresztą okiem na grafikę z „La Gazzetty”.
Katastrofa. I teraz pytanie – czy temu chłopakowi powinno się jeszcze robić krzywdę, wysyłając go na boisko? To nie jest śmieszne – choć internauci mają z niego bekę nieziemską – ale jak tak dalej pójdzie, to Pato nie dość, że od tych wszystkich śrub między kośćmi nie przejdzie bramki na lotnisku, to jeszcze po prostu skończy na wózku. Co prawda jeszcze przed kilkoma laty strzelał bramki na zawołanie, ale teraz jest już raczej po drugiej stronie rzeki. Przypomnijmy – w wieku 23 lat (statystyka z Soccerway.com).
I za takiego zawodnika Corinthians chce zapłacić, bagatela, piętnaście milionów euro. A sam Pato zapowiedział, że jeśli Milan go nie puści, to wytrzyma do 2014 roku, a potem odejdzie za darmo. W ostatnich dniach doszło jednak do spotkania Adriano Gallianiego z dyrektorem Corinthians oraz menedżerem samego zawodnika, a trzeciego stycznia powinien zostać dopięty transfer. I z całym szacunkiem dla ligi brazylijskiej, która jest niezwykle mocna – wygląda na to pożegnanie Pato z poważnym futbolem. A raczej początek końca.


