Chorzowska Rada Miasta zdecydowała, że 2018 rok należy otworzyć grubo – kupnem akcji Ruchu Chorzów za okrągły milion złotych. Rok temu, dwa lata temu, pewnie również trzy lata temu, wydawałoby nam się, że to równie przemyślana inwestycja jak kupno Hildeberto. Ale dziś jesteśmy już w zupełnie innym punkcie historii i choć nadal z niechęcią śledzimy wieczne zasypywanie dziur budżetowych pieniędzmi podatników – trudno posądzać polityków o przesadną rozrzutność.
Otóż tym razem milion dla Ruchu to nie jest milion złotych, który zostanie w szybkim tempie przejedzony przez armię przepłaconych zawodników, z których żaden nie zarobi dla klubu choćby złotówki. To nie jest milion złotych, który trafi pod opiekę takich magików piłkarskiego biznesu jak choćby Dariusz Smagorowicz, za którego kadencji Ruch stanął nad przepaścią. To niewielka część budżetu klubu, który właśnie wydaje się wstawać z martwych. Może i nadal jest to kroplówka, ale już raczej dla wzmocnienia pacjenta o poprawiającym się stanie, niż wydłużenia o parę minut agonii umierającego.
Po pierwsze – na ten moment wydaje się, że Ruch faktycznie ściął koszta. Janusz Paterman swoimi działaniami wzbudza wprawdzie sporo kontrowersji nawet wśród kibiców Ruchu, ale przed Radą Miasta operował twardymi danymi: wynagrodzenie zarządu spadło o połowę, wydatki na sztab szkoleniowy – o jedną piątą. Ścięto o 17% budżet płacowy. Spadek z Ekstraklasy to znaczące obniżenie przychodów, ale też drastyczna wycinka kosztów, pogłębiona dodatkowo przez czułą rękę Komisji ds. Licencji Klubowych, od lat starającą się ograniczyć rozrzutność chorzowian. Wielu dziwiło się – dlaczego ujemne punkty, dlaczego wieczny nadzór finansowy, zamiast zwyczajnej degradacji? Dziś już widać – Ruch mimo upływu dwunastu miesięcy od najbardziej burzliwych wydarzeń w historii klubu, wciąż egzystuje, płaci, zaczyna nawet spłacać długi. W grudniu katowicki sąd zatwierdził restrukturyzację długu, na którą zgodzili się wierzyciele klubu. Trwa walka o spłatę zobowiązań w taki sposób, by uniknąć kolejnych kar od Komisji Licencji.
Tak, to nadal nie jest zdrowy układ, to nadal jest patologia, ale trudno nie odnieść wrażenia, że wszystkim tego typu sytuacja opłaca się bardziej, niż “opcja zero”, czyli nowy start od IV ligi w stylu choćby łódzkich klubów czy Polonii Warszawa. Dlaczego? To proste – nawet jeśli w ratach, nawet jeśli wyjątkowo powoli, nawet jeśli pod nadzorem sądu, komisji i wielu innych podmiotów – do wierzycieli spływają pieniądze wrzucone wcześniej w Ruch. Wbrew pozorom to dość istotne również z punktu widzenia podatników, którzy właśnie zrzucili się na kolejny milion dla Ruchu – bo jednym z wierzycieli jest choćby Miasto Chorzów a kolejnym Śląski Urząd Skarbowy. Nie damy sobie za to uciąć choćby paznokcia, ale istnieje szansa, że długi wobec nich uda się przynajmniej w części spłacić – a tylko te dwa podmioty to ponoć około 7 milionów złotych.
Po drugie – Ruch sukcesywnie pozbywa się łatek nabywanych latami w Ekstraklasie. To klub dość mocny marketingowo – według monitoringu mediów Press Service przewyższa zdecydowanie całą pierwszoligową stawkę pod względem szeroko rozumianej “medialności”. Może się także pochwalić drugą średnią widzów w lidze na meczach u siebie – regularnie na stadionie pojawiało się ponad 5 tysięcy widzów, a przecież obiekt przy Cichej raczej nie przyciąga nowych fanów. Rośnie liczba mniejszych sponsorów, także z uwagi na mniejsze wymagania finansowe pierwszej ligi.
I wreszcie po trzecie – Stadion Śląski rzutem na taśmę wyprzedził świątynię Sagrada Familia w Barcelonie i został ukończony przed 2050 rokiem. Co więcej – wiele wskazuje na to, że już wiosną uda się na nim zorganizować mecze. A to nie koniec – mają to być mecze Ruchu Chorzów. Tak, rok temu nie wydawało się możliwe ani to, by Ruch jeszcze grał na poziomie centralnym, ani to, by Stadion Śląski faktycznie był już gotowy. Wiceprezes Ruchu Chorzów, Jan Chrapek, na stronie niebiescy.pl komentuje jednak, że już teraz prowadzone są intensywne prace mające na celu zorganizowanie w maju dwóch spotkań pierwszej ligi – rewanżowych spotkań z GKS-em Katowice i Zagłębiem Sosnowiec. Można sobie wyobrazić, jakim wydarzeniem będą tak prestiżowe starcia na tak wielkim stadionie – a także jak wiele mediów się na tych spotkaniach pojawi, jak wiele czasu antenowego się tym meczom poświęci i jak dobrą ekspozycję będą mieli sponsorzy drużyn, biorących udział w tych meczach. W dalszej kolejności – ile zarobią organizatorzy meczu i jaki wpływ będzie to miało na harmonogram spłaty wierzycieli chorzowskiego klubu.
Dopiero na końcu umieszczamy czwarty argument, czyli wyniki sportowe Ruchu. Te są bowiem konsekwencją dość przemyślanej odbudowy klubu, nie odwrotnie. 20 zdobytych punktów to tyle samo, co bogatszy i stabilniejszy GKS Tychy, wynik dający miejsce nad kreską. A przecież punktować Ruch zaczął tak naprawdę dopiero po kilku tygodniach ligi, gdy skończył się zakaz transferowy. Chorzowianie przegrali 5 z pierwszych 6 meczów, bardzo późno w ogóle wydostali się z “minusów” – po dziesiątej kolejce mieli na koncie… dwa punkty (dwa zwycięstwa i remis). Dużo dała zmiana trenera, dużo dali nowi zawodnicy, przede wszystkim w defensywie. Trzeba też uczciwie przyznać – skończył się pech, prześladujący chorzowian od początku ligi.
Przesadzamy? No a jak nazwać taką sytuację?
– gol na wagę punktu (porażka 1:2) z Bytovią stracony po rzucie karnym w 90. minucie
– gole na wagę dwóch punktów (remis 2:2) stracone w 89. i 90. minucie meczu z GKS-em Tychy
– gole na wagę trzech punktów (porażka 1:2) z Górnikiem Łęczna stracone w 84. i 90. minucie
– no i perła w koronie, jeśli chodzi o chorzowski pech:
Efekty są takie, że w Chorzowie nie tyle myśli się o utrzymaniu, co zakłada się to jako plan minimum. Nie bez racji – gra Ruchu w drugiej połowie sezonu daje nadzieję na dość szybkie wydostanie się ze strefy spadkowej i pozostawienie ligowego ogonka daleko za sobą. To zaś oznacza, że Ruch w kolejnym sezonie znów miałby możliwość pokazywania swoich sponsorów w Polsacie Sport, w kolejnym sezonie znów miałby możliwość organizowania hitowych meczów na Stadionie Śląskim, nadal trzymałby kontakt z ligową elitą i poważnym futbolem, z którym zmuszone zerwać były wspomniane Widzew, Polonia czy ŁKS.
Po szóste… Chorzów chce budować Ruchowi nowy stadion. Domyślamy się, że raczej nie za 15 złotych, tylko kwotę wielokrotnie przewyższającą milionową dotację-kupno akcji sprzed Świąt Bożego Narodzenia. Jeśli stadion miałby stanąć dla klubu z IV ligi, Chorzów straciłby więcej niż ten milion, który teraz stanowi porządny zastrzyk dla klubu bardzo ostrożnie wstającego z kolan.
*
Czy ten milion miastu się zwróci? Nie, nie ma złudzeń. Czy ten milion przybliży miastu spłatę trzy razy wyższego długu, jaki Ruch ma wobec Chorzowa? Czy przybliży spłatę długów wobec miejskich spółek typu Centrum Przedsiębiorczości? Nie jesteśmy pewni – Ruch w pierwszej kolejności będzie spłacał tych mniej cierpliwych wierzycieli, przede wszystkim zaś tych, którzy mogą znaleźć wsparcie w Komisji ds. Licencji Klubowych przy PZPN-ie.
Ale czy to na pewno spalenie pieniędzy w piecu? Ruch nadal jest klubem dalekim od stabilności, Ruch nadal spaceruje na krawędzi, ale był już przecież na szafocie, zakładano już mu na szyję stryczek. Na razie wymknął się śmierci, a ma przecież też perspektywy – ma sporo kibiców, ma świetny stadion w sąsiedztwie, nowy na Cichej w planach, potężną markę, wielką historię.
Nie wykluczamy, że Ruch pierdyknie o glebę i ostatecznie nie ucieknie od drogi wyznaczonej przez wiele klubów przed nim. Ale na razie robi absolutnie wszystko, by wyjść z tego zakrętu. Oczywiście zalecilibyśmy trochę lodu na głowę tym, którzy mówią o awansie do Ekstraklasy jeszcze w tym sezonie, bądź sponsorze strategicznym, który miałby Ruchowi dać możliwość awansu do europejskich pucharów już na stulecie, w 2020 roku. Ale dziś jesteśmy właściwie pewni, że Ruch będzie istniał za 12 miesięcy. Nie dało się tego napisać rok temu.
Fot.FotoPyK