– Chcemy przywrócić wiotkiemu, żydowskiemu ciału jego minioną potęgę! Ł»ydzi muszą pokazać – sobie i światu – jak wielką witalnością dysponują. Nadszedł czas zmiany naszej mentalności – autor tych słów, Max Nordau w momencie ich wypowiadania zapewne nie zdawał sobie sprawy, że trzydzieści lat później przekują się w mistrzostwo Austrii. Pierwszy i ostatni tryumf zawodników noszących gwiazdę Dawida z dumy, a nie musu.
Ideologia dająca siłę
Mowa tu o klubie wyrywającym się normom ze wszystkich stron. Łączącym w sobie nieskazitelność ideologiczną, kompletne nowatorstwo (jak na swoje czasy) i znakomity poziom piłkarski – Hakoah Wiedeń. Zespół był nierozerwalnie związany z judaizmem – w końcu do jego powstania doprowadziła idea wspomnianego w pierwszym akapicie filozofa nazywająca się „muskularny judaizm”. Nordau pragnął by jego pobratymcy poprzez tradycyjną dyscyplinę rozwijali się fizycznie i poprzez sport wypierali wizję chuderlawego Ł»yda będącego idealną namiastką worka treningowego. Wielu bogatych intelektualistów wsparło ten pomysł nie licząc się z kosztami. Dwóm z nich – piszącemu libretta Fritzowi Lohnerowi i Ignazowi Kornerowi zamarzyło się stworzenie serca żydowskiego sportu w Wiedniu i tak powstał Hakoah. Siła.
Buńczuczna nazwa miała pokazać drastyczną zmianę w myśleniu. Nowe podejście błyskawicznie znajdowało swoich zwolenników, jednak na początek sekcji piłkarskiej trzeba było trochę poczekać. Pierwszy raz zawodnicy wybiegli na murawę w 1920 roku. Od razu wzbudzili kontrowersje. Wyrastali ponad społeczne podziały, dumnie prezentując swoją przynależność religijną. Naszyte na piersi gwiazdy Dawida były podstawową regułą panującą w klubie.
To właśnie podejście różniło Hakoah od innych klubów i uczyniło go tak wyjątkowym. Piłkarze nie wychodzili na murawę dla sławy, lecz stali się właściwie biegającą ideologią. Owocowało to szczególną pasją, której nie potrafili zrozumieć inni. Do legendy przeszło już decydujące o mistrzostwie spotkanie z 1925 roku, powtarzane przez żydowskich fanów sportu setki razy. Otóż wiedeński zespół by zrealizować swoje marzenie potrzebował zwycięstwa, jednak los za wszelką cenę starał się pokrzyżować mu plany. W początkowej fazie meczu kontuzji barku doznał bramkarz Hakoahu, Alexander Fabian. Jako, że ówcześnie nie można było przeprowadzać zmian zespół stanął przed iście salomonową decyzją. Postanowiono, że od tego momentu bramki strzegł będzie nominalny prawy skrzydłowy, a jego miejsce zajmie… Fabian. Najlepszym podsumowaniem tej historii była bramka zapewniająca końcowe zwycięstwo, oczywiście strzelona przez bramkarskiego pechowca z wybitym barkiem. Wtedy to Wiedeń mógł wyjść na ulice świętować mistrzostwo i wreszcie nie odbyło się to za sprawą Austrii czy innego Rapidu.
Pionierzy
Jednak Hakoah to nie tylko poświęcenie się judaizmowi. To również absolutnie nowe podejście w tworzeniu klubu piłkarskiego. Dzięki hojności różnych żydowskich sponsorów klub mógł pozwolić sobie na płacenie praktycznie najwyższych pensji w lidze (a warto wspomnieć, iż w owych czasach liga austriacka stanowiła potęgę), co zaowocowało ściągnięciem większości wartościowych zawodników spełniających kryteria religijne. Piłkarze prezentowali ładną i skuteczną grę prezentując nowatorskie, ofensywne strategie. Spowodowało to, iż w pewnym momencie, przy splocie innych wydarzeń kibicowanie Hakoahowi stało się modne. Na stadionie regularnie pojawiali się przeróżni oficjele, przez co przychodzenie na stadion stało się swego rodzaju snobizmem. Oczywiście takie podejście stanowiło majestatyczny kontrast do kiełkującej fali antysemityzmu, która niedługa miała zalać kraj.
Inną, niecodzienną kwestią były mecze towarzyskie rozgrywane poza granicami kraju, czyli bardzo dobrze nam znane tournee. Różnice jednak najlepiej oddaje opis Franklina Foera: – Obecnie kluby jeżdżą sprzedawać koszulki. Oni wtedy jeździli sprzedawać judaizm!
Coroczne podróże mające na celu zdobywanie kolejnych wyznawców przy okazji przyniosło wiele spektakularnych wydarzeń i meczów. Pierwszym, najczęściej wspominanym przez historyków i dziennikarzy była rywalizacja z West Ham United. Wtedy to dumni Anglicy kompletnie zlekceważyli rozpędzający się, austriacki czołg i wystawili naprzeciw niego rezerwistów. Nikt jednak nie spodziewał się, że Hakoah zdoła zwyciężyć aż 5-1 i przejść do kronik jako pierwsza drużyna, która zdołała pokonać Brytyjczyków na ich terenie.
Jeszcze bardziej spektakularnie było tuż po zgarnięciu krajowego czempionatu. Jako cel kolejnej podróży obrano Stany Zjednoczone, gdzie już wtedy wszystko było największe. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to właśnie w latach 20-tych, dzięki temu wyjątkowemu zespołowi zapoczątkowano propagowanie „soccera”. Jako, że Ł»ydzi dysponowali bardzo zręcznym marketingiem uczynili ze swojego przyjazdu potężne, niebanalne wydarzenie. Hasła jak „Sandor Nemes – popularniejszy w Austrii niż Babe Ruth w Ameryce” obecnie może wydają się groteskowe, wtedy miały jednak swoją siłę. Wrzawa narosła do tego stopnia, iż nawet prezydent Calvin Coolidge zdecydował się przywitać zawodników w Białym Domu.
Pojawiły się jednak również kontrowersje. Miejscowi rabini wytykali swoim pobratymcom, iż rozgrywają spotkania w Szabat, co uznali za niewłaściwe, a wręcz niegodne. Jednak ich protesty nie spotkały się z poważnym traktowaniem, co tylko wzmogło ich skalę. Ostatecznie sportowe święto odbyło się w niesamowitej oprawie. Nikt nie przypuszczał, iż stadion Manhattan, Polo Grounds wypełni się do ostatniego miejsca (a jego pojemność sięgała 45 tysięcy!), a rekord w liczbie widzów pobije dopiero Pele ze swoją świtą. Mimo, że Amerykanie nie znali futbolu to zafascynowała ich inność (ponoć największe wrażenie robiło podawanie przez graczy piłki głową na rozgrzewce).
Marzenia, które płoną
Niestety ten szczyt był również początkiem końca. Wielu graczy (w tym znakomity Bela Guttman) widząc jak dobrze żyje się w USA zdecydowało osiąść tam na stałe, tym samym osłabiając klub. Spory wpływ na taką decyzję miał rosnący antysemityzm w Austrii, gdzie „żydowskie świnie” stawały się standardowym okrzykiem na stadionach. Doszło nawet do tego, iż atleci z sekcji sportów walki (bokserzy, zapaśnicy) zostali zatrudnieni również jako ochroniarze! Po sporych ubytkach kadrowych Hakoah już się nie otrząsnął balansując na granicy spadku, którą z czasem przekroczył. Nokautującym ciosem okazała się prężnie rozwijająca się kariera polityczna Adolfa Hitlera, który tuż po przejęciu władzy doprowadził do zdelegalizowania klubu.
Nie był to jednak ostateczny cios. Niemiecki zbrodniarz widząc przeciwnika niemogącego się bronić postanowił zrealizować plan eksterminacji. W niedługim czasie większość piłkarzy trafiła do obozów koncentracyjnych. Ich los podzielił twórca – Fritz Lohner. Zdążył jednak wsławić się jeszcze jednym czynem. Wykorzystując swój talent muzyczny stworzył „Das Buchenwaldied” – pieśń, która stała się hymnem więźniów. Zginął brutalnie pobity na terenie obozu, a następnie spłonął wraz ze swoimi marzeniami.
Tuż po II wojnie światowej próbowano reaktywować dawną potęgę. Niestety zabrakło adeptów zdolnych pociągnąć klub ku sukcesom i już w 1949 roku upadł ponownie, tym razem jednak śmiercią naturalną. Nie był to jednak koniec, gdyż w 2009 roku, z okazji obchodów 100-lecia założenia Hakoahu Centrum Społeczności Ł»ydowskiej ufundowało kompleks, na którym ma grać trzecia generacja żydowskich zawodników. Póki co, zespół pod nazwą „Maccabi Wiedeń” grywa w niższych ligach skrywając się za potęgą dawnych herosów, marząc by idee znów miały mięśnie.
KACPER GAWŁOWSKI
