W „Sporcie” można znaleźć taki świąteczny fragmencik dotyczący Roberta Lewandowskiego:
Polski napastnik w jednym z wywiadów po Euro 2012 dość ostro „przejechał” się po Franciszku Smudzie. Teraz twierdzi, że jego słowa zostały w pewien sposób zmanipulowane.
– To był nieautoryzowany wywiad. Nie wszystko zostało powiedziane tak, jak zostało to później przedstawione. Ale to już stare dzieje. Nie wracajmy do tego… – prosi.
Właśnie, że wróćmy, „Lewy”, właśnie, że wróćmy.
Najpierw calusieńką winę zrzuciłeś na trenera, który zapewne trzymał cię za nogę, gdy akurat miałeś trafić w bramkę w meczu z Czechami. Teraz z kolei winę zrzucasz na dziennikarza…
Jakie to słabe…
To, że nie strzeliłeś – to wina trenera.
To, że to wina trenera – to wina dziennikarza.
Co dalej? Jak długo jeszcze za różne własne błędy będziesz obarczał odpowiedzialnością wszystkich wokół? Jak długo jeszcze twoim hasłem przewodnim będzie „to nie ja, to on”?
Wywiad z tobą przeprowadzał Robert Błoński – dziennikarz bardzo rzetelny, taki, który nie przeinacza słów, nie zmyśla, niczego nie dodaje od siebie. Wie to każdy w branży. Sam chciałeś tego wywiadu udzielić. Jeśli nie było autoryzacji to tylko dlatego, że nie uważałeś jej za konieczną. Teraz w pewien sposób podważasz zawodową uczciwość dziennikarza, który po prostu – zgodnie z twoim życzeniem – dokładnie zanotował twoje słowa. Naprawdę, nie jest ci głupio? Tak chcesz traktować ludzi?
Kiedyś już skrytykowałeś Smudę w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” i potem powiedziałeś, że wywiad został zmyślony. Oczywiście nie został, a redakcja dysponowała odpowiednim nagraniem. Teraz bawisz się w niedopowiedzenia, ale jasno sugerujesz, że rozmowa w „GW” została zmanipulowana. A kto zna Błońskiego, ten wie – nie ma mowy o żadnej manipulacji.
Jesteś poważnym piłkarzem, ale do miana poważnego człowieka jeszcze ci trochę brakuje…