Piłkarze nie zaprosili Hajty, Voeller chwali Milika, Urban spóźnił się na ślub

redakcja

Autor:redakcja

22 grudnia 2012, 10:16 • 5 min czytania

W dzisiejszej prasie królują dwa tematy – Arkadiusz Milik, który miał wczoraj pożegnalną konferencję prasową w Zabrzu oraz trenerzy Legii, którzy udzielili dwóch wywiadów – „Przeglądowi Sportowemu” i „Gazecie Wyborczej”.
FAKT

Piłkarze nie zaprosili Hajty, Voeller chwali Milika, Urban spóźnił się na ślub
Reklama

– Probierz zwinął się z Bełchatowa
– zawodnicy Jagiellonii nie zaprosili Hajty ani Dźwigały na przedświąteczną kolację
– Rudi Voeller chwali Milika…

– Milik to największy talent ze wszystkich polskich piłkarzy – mówi o reprezentancie Polski były wybitny napastnik niemieckiej kadry.

Reklama

Choć do pozostałych piłkarzy drużyny z Leverkusen były snajper Górnika Zabrze dołączy dopiero na początku stycznia, Voeller już dziś nie może nachwalić się Milika. – To wspaniale, że mogliśmy pozyskać go już zimą i będzie miał szansę pokazania się na najbliższym zgrupowaniu – podkreśla Voeller w rozmowie z niemieckim dziennikiem „Express”.

SUPER EXPRESS

Rozmowa z Milikiem.

– To prawda, że Bayer zaprosił do Leverkusen nawet twoich rodziców, aby przekonali się, że dobrze wybierasz?
– Tak, to prawda. Rodzice byli tam dwa razy. Byli tak jak ja pod wrażeniem tego wszystkiego. Nie mam zamiaru narzekać na to, co mamy w kraju, jednak przepaść wciąż jest olbrzymia. Bayer to jakby inny świat.

– Masz dopiero 18 lat. Dzięki temu transferowi zarobisz gigantyczne pieniądze, milion euro rocznie. Nie zwariujesz od tego?
– Staram się to sobie w głowie jak najlepiej poukładać. Wszystko toczy się bardzo szybko. Jeszcze niedawno byłem piłkarzem Rozwoju Katowice, biegałem po trzecioligowych boiskach, a teraz jadę grać z czołowymi piłkarzami świata. To ogromny skok, ale zachowam zdrowe podejście.

I tekst o Adamie Olkowiczu, który w dalszym ciągu pobiera pensję od UEFA.

– Sytuacja jest kuriozalna. To taka spółka-widmo, która nie wiadomo czym tak naprawdę się zajmuje. Za to cały czas pobiera pieniądze z UEFA, której władzom cała sytuacja coraz bardziej się nie podoba – mówi nam prosząca o anonimowość osoba z PZPN.

Sprytny dyrektor Olkowicz co miesiąc pobiera od UEFA blisko 40 tysięcy złotych. Kiedy poprosiliśmy go o komentarz, najpierw długo przekonywał nas, że szukamy sensacji tam, gdzie jej nie ma i że nie ma sensu o tym pisać. Oto jego wypowiedź po długiej i skomplikowanej autoryzacji. – Spółka znajduje się w procesie likwidacji, który przebiega zgodnie z Kodeksem spółek handlowych i innymi normami – stwierdza dyrektor Olkowicz.

RZECZPOSPOLITA

Tekst o świątecznych akcjach sportowców.

Piłkarze Manchesteru City przygotowali w tym roku dla swoich kibiców niespodziankę nazwaną kalendarzem adwentowym. Na krótkich filmach, wstawianych na klubową stronę codziennie od 1 grudnia, można zobaczyć, jak Aleksandar Kolarov próbuje śpiewać „Jingle Bells” czy posłuchać świątecznej opowieści Micaha Richardsa. Ale najciekawszy jest film, na którym Carlos Tevez uczy Mario Balotellego pakować prezenty. – Jak ty to robisz? Ja tak nie mogę, bo jestem leworęczny – pyta się bezradny Balotelli. – Wystarczy, że przełożysz to na drugą stronę – tłumaczy Tevez.

Gorsi nie chcieli być piłkarze Arsenalu. Zespół w składzie: Wojciech Szczęsny, Santi Cazorla, Theo Walcott, Tomas Rosicky, Laurent Koscielny i Johan Djourou próbkę swoich możliwości dał w trzech utworach. Pierwszy był świąteczny: „Santa Claus is coming to town” przerobili na „Santi Cazorla is coming to town”. Drugi na cześć Szczęsnego („They call me Szczęsny” na melodię „Call me maybe” Carly Rae Jepsen), a trzeci to nowa wersja „Mambo No. 5” Lou Begi – „A little bit of Arsenal”. Ich koledzy z Milanu postanowili wprawić kibiców w bożonarodzeniowy nastrój, przebierając się za Świętych Mikołajów i śpiewając niezniszczalny przebój „Last Christmas”. Efekty niech każdy oceni sam.

GAZETA WYBORCZA

Wywiad z Cesarem Sanjuanem, trenerem przygotowania fizycznego Legii.

Czym się różni twoja praca z Kubą Koseckim – drobnym sprinterem – a z Ivicą Vrdoljakiem czy Dicksonem Choto, którzy nie są szybcy, ale potężni?
– Na pierwszy rzut oka wszyscy trenują tak samo. Ale to pozory – przy treningach wytrzymałościowych mają inne tempo wykonywania ćwiczeń, na siłowni podnoszą inne ciężary, inaczej wyglądają ich ćwiczenia z gumami czy zajęcia biegowe. Zresztą na każdym etapie, już w akademii, robimy testy, dzięki którym możemy zindywidualizować trening. Robimy profile każdego piłkarza oparte na pięciu cechach – prędkości na pięciu metrach, piętnastu, w biegu cztery razy po dziesięć metrów, prędkości progowej i skoczności. Piłkarze znają swój profil, wiedzą, co powinni poprawić. Często rozmawiamy po treningu o tym, jak się czuli, wykonując dane ćwiczenia. Mamy takie okresy, że robimy dużo ćwiczeń ze sztangami, a czasem nie robimy ich wcale. Za to są piłkarze, którzy proszą mnie, żeby robić takie ćwiczenia przed samym meczem. Inni mają problem z pachwinami i odpuszczamy, gdy trzeba ćwiczyć skoczność.

(…)

Danijel Ljuboja tworzy osobną grupę?
– Nie. Z Danijelem bardzo dobrze się pracuje. Dużo z nim rozmawiam, a także z masażystami i doktorem Stanisławem Machowskim. „Ljubo” to bardzo doświadczony piłkarz. Miał w karierze kontuzje, dlatego trzeba na niego uważać. Zawsze, gdy robimy nowe ćwiczenie, rozmawiamy, ewentualnie modyfikujemy je, by Danijel też w nim uczestniczył. Mamy w drużynie trzy rodzaje piłkarzy. Młodzi, których trzeba pilnować i prowadzić bardzo uważnie. Ci w średnim wieku, jak Kuba Rzeźniczak, Artur Jędrzejczyk czy Inaki Astiz. W końcu najstarsi, którzy mają „długi przebieg”, stare kontuzje, itp. W ich przypadku pewnych rzeczy już się nie poprawi, trzeba utrzymać optymalny poziom.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Wywiad z Janem Urbanem, który przeprowadzili… piłkarze Legii.

Co najbardziej szalonego zrobił pan w życiu?
Spóźniłem się na swój ślub. Tego samego dnia żeniłem się i grałem mecz Zagłębia Sosnowiec z Legią w lidze. Godziny prawie się pokrywały. Umówiłem się z trenerem, że zejdę z boiska po pierwszej połowie. W przerwie się przebrałem i pojechałem do kościoła. Dotarłem 20 minut po czasie. Pierwsze, o co zapytał mnie ksiądz, to o wynik. Odpowiedziałem, że nie znam aktualnego, ale dopóki grałem, było 0:0. Po przerwie nic się nie zmieniło.

(…)

Jak się panu podoba ostatni przebój polskich szatni piłkarskich „Ona tańczy dla mnie”?
Osłuchałem się go w autokarze. Pojawiał się zawsze po wygranym meczu, kiedy wracaliśmy do domów. Było dość głośno. Znam nie tylko „Ona tańczy dla mnie”, ale też piosenki serbskie. Ich wielbiciele również są w drużynie. Nieważne, skąd pochodzi utwór, istotne, żeby dobrze się przy nim bawić.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama