W niecałe dwa tygodnie miałem dwa pogrzeby w rodzinie. Zmarli dziadkowie od strony mamy i taty. Były to trudne chwile. Głowa nie zawsze była na meczu i to odbiło się na mojej grze. W takich momentach człowiek inaczej podchodzi do życia. W moim przypadku – do piłki. Reszta schodzi na drugi plan. Największa nagonka po błędach po mnie spływała, bo miałem większe zmartwienia na głowie – mówi w szczerym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” Seweryn Kiełpin, bramkarz Wisły Płock.
GAZETA WYBORCZA, RZECZPOSPOLITA
Tutaj dziś sportu brak.
SUPER EXPRESS
Piłkarze Legii zaśpiewali wspólnie „Dzisiaj w Betlejem”. W tekście nic do cytowania, ale doceniamy umieszczony nad tytułem dopisek „Najlepszy występ Legii Warszawa w tym sezonie”.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dziś w „Przeglądzie” jest naprawdę grubo, wynagradza to brak lub niedobór piłkarskich tekstów w innych tytułach – praktycznie nie ma drobnicy, sporo świetnych, dużych materiałów. Na pierwszych stronach – wywiad z Kamilem Glikiem.
Skromność to jedna z podstawowych cech Kamila Glika.
Kwestia charakteru. W swoim otoczeniu mam ludzi, z którymi trzymam się od podstawówki. Żonę Martę znam od dziecka. Tak mi dobrze. Nie potrzebuję ferrari w garażu czy kumpli aktorów, żeby się dowartościować. Nie pozuję na ściankach, unikam rozgłosu. Można inaczej, ale taki nie jestem. Nie mam parcia na szkło. Przyjaciele wpadają do Monako. Posiedzimy, wyjdziemy na dobrą kolację, pogadamy. I jest fajnie. W święta zorganizujemy spotkania w gronie najbliższych. Można odpocząć od piłki, zresetować głowę. Nigdy mi nie odbiło i nie ma szans, że odbije. Nawet takie miejsce jak Monako nie jest w stanie mnie zmienić.
Dalej mamy materiał o Górniku Zabrze, „jakiego nie znacie”. Bardzo dużo ciekawostek o klubie ze Śląska.
Adam Wolniewicz zakładał opaskę kapitana w juniorach Górnika czy drużynie Młodej Ekstraklasy. Typ przywódcy, oprócz tego pełniący odpowiedzialną funkcję w drużynie – skarbnika. Twardo egzekwuje należności, bo regulamin jest jasny – spóźnienie na trening to 50 złotych, podobnie jak używanie telefonu w szatni (jeśli ktoś chce go użyć, może wyjść do masażystów). W dniu meczu stawki wzrastają dwukrotnie. Piłkarze potrafią z tego żartować. Kiedyś Szymon Żurkowski wpadł do szatni w różowych skarpetkach, ku uciesze pozostałych. Dowcipniś napisał na tablicy, że musi zapłacić 200 złotych. Igorowi Angulo wpisano, że brak gola w spotkaniu z Lechią będzie go kosztować 10 tysięcy złotych.
Maciej Wąsowski porozmawiał z Sewerynem Kiełpinem. Bramkarz Wisły Płock zdradza m.in., że podczas rundy jesiennej musiał uporać się ze śmiercią obu dziadków.
Te problemy prywatne, to było coś poważnego?
W niecałe dwa tygodnie miałem dwa pogrzeby w rodzinie. Zmarli dziadkowie od strony mamy i taty. Były to trudne chwile. Głowa nie zawsze była na meczu i to odbiło się na mojej grze. W jednym przypadku śmierć przyszła nagle. W drugim byliśmy przygotowani na najgorsze. Przynajmniej tak się nam wydawało. Po czasie wiem, że nie da się przygotować na odejście kogoś bliskiego. W takich momentach człowiek inaczej podchodzi do życia. W moim przypadku – do piłki. Reszta schodzi na drugi plan. Największa nagonka po błędach po mnie spływała, bo miałem większe zmartwienia na głowie. Uważam, że jeśli komuś nie pójdzie w pracy, to nie do końca jest to istotny problem. Oczywiście w porównaniu z tymi prawdziwymi, życiowymi.
Ultrasi w sutannach, czyli o księżach-kibicach. Tutaj fragment wspomnień księdza Mariusza Danielczyka, wiernego fana Polonii Warszawa.
Kiedyś znalazłem się w samym środku bójki między ochroną a fanami Czarnych Koszul. Udało się trochę załagodzić sytuację. Nie wyobrażam sobie, żebym dlatego, że jestem księdzem, musiał być taki, że tylko „Bozia i kościółek”. Jesteśmy normalnymi mężczyznami i większość z nas ostro dopinguje. W środowisku duchownym zdarzają się uszczypliwości, ale trzeba przyjąć to na klatę i bronić dobrego imienia ukochanego klubu. Teraz jestem w parafii w Otwocku, wcześniej w Nowym Dworze Mazowieckim. To miejsca zdominowane przez legionistów. Trudno się nie zorientować, że jestem za Polonią, bo w moim oknie na plebanii zawsze wisi flaga Czarnych Koszul. Zdarzają się wulgarne czy agresywne zachowania. Nie wywieszam jej na zewnątrz, bo wiadomo, że ludzie mają różne pomysłu. Ale kiedy wisi w środku? Śmiało, niech próbują. Ręki raczej nikt na mnie nie podnosi, ale na stadionie Świtu w Nowym Dworze Mazowieckim jeden koleś próbował mnie zaatakować. Poziom kibiców lokalnego rywala niekiedy sięga dna. Czasem siłą chcą mnie zmusić do zdjęcia szalika, ale sobie tego nie wyobrażam, więc dzielnie stawiam opór.
Joan Carillo w rozmowie z „PS” mówi o podstawowych celach jego Wisły.
Co pan chce poprawić w grze zespołu w pierwszej kolejności?
Zależy mi na większej równowadze. Nie da się skutecznie walczyć o pierwsze miejsce tracąc średnio 1,24 gola na mecz. Wisła zdobywa 1,43 bramki na spotkanie, ale te liczby nie są dobre. To wciąż oznacza, że aby wygrać, musi w każdym meczu strzelać dwa gole. A to niemożliwe. Chcę, aby formacje były bliżej siebie, wtedy można stosować wysoki pressing, grać krótkimi podaniami. Musimy też popracować nad organizacją stałych fragmentów.
Do tego mamy dziś „Magazyn Lig Zagranicznych”, a tam choćby tekst o Paulinho, wyśmiewanym bohaterze Barcelony.
I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu, podczas gry na Litwie i w Polsce, Paulinho poważnie rozważał zakończenie kariery. – Żona przekonała mnie, że nie umiem robić niczego innego w życiu i nie mogę rezygnować z futbolu – śmieje się dziś Brazylijczyk. – Moja kariera była jak podróż kolejką górską. Pełno wzlotów i upadków. Ludzie uważali, że Paulinho się skończył, gdy w 2015 roku odszedłem z Tottenhamu do Guangzhou Evergrande. Ale ja zdobyłem tam sześć trofeów, kilka miesięcy później wróciłem do reprezentacji i dziś jestem w Barcelonie. Taki jest futbol – zapewnia nowy filar Barcy.
Jest też o upadku cesarza, czyli Franza Beckenbauera.
Problemy kardiologiczne, śmierć syna, zarzuty korupcyjne – w ostatnim czasie życie nie oszczędzało Beckenbauera. Przy czym za ten ostatni czyn jest sam odpowiedzialny. W brutalnej walce o prawo organizacji mundialu 2006, które ostatecznie otrzymali Niemcy, doszło do wielu podejrzanych transakcji, przelewów bankowych, opłaconych rachunków i dziwnych faktur. I nie ulega wątpliwości, że Beckenbauer, jako szef komitetu organizacyjnego, doskonale zdawał sobie sprawę z podejrzanych kwot. Ale też wiedział, że bez nich nie załatwi ojczyźnie turnieju o mistrzostwo świata.
fot. FotoPyK