Dziś bez głosowania nad reformą, biedacy się burzą

redakcja

Autor:redakcja

18 grudnia 2012, 13:50 • 5 min czytania

Reforma ligi została wykreślona z dzisiejszego porządku obrad Ekstraklasy SA. To oznacza, że dzisiaj reforma ani nie przejdzie, ani nie upadnie. Na takich ruch zdecydowano się po protestach kilku klubów. Tymczasowy finał sprawy – tymczasowy, bo przecież podczas jednego z następnych posiedzeń reforma może wrócić na „wokandę” – jest dla wszystkich w zasadzie stron mocno kompromitujący: zarówno dla Ekstraklasy oraz jej prezesa Bogusława Biszofa, jak i dla pojedynczych klubów. Siedem miesięcy pracowano nad projektem, a na koniec i tak zwyciężyła partyzantka.
Nie będziemy teraz już wracać do tego, czy reforma jest zła, czy dobra – dyskusja na ten temat odbyła się pod naszym poprzednim tekstem. Śmieszne jest co innego…

Po pierwsze:
ludzie z Ekstraklasy SA, którzy twierdzili, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik, że kluby całkowicie popierają reformę, zarówno od strony sportowej i marketingowej, że przeprowadzili szerokie konsultacje nie tyle z każdym klubem, co nawet z każdym pionem w każdym klubie. Nie traktowali reformy jako luźnego pomysłu, lecz jako efekt swojej żmudnej pracy, do którego zdołali przekonać wszystkie strony. Można było odnieść wrażenie, że poparcie dla reformy sięga stu procent. Teraz się okazuje, że to było ich życzeniowe myślenie. W popłochu muszą wracać do okopów i zastanawiać się, co dalej.

Po drugie:
prezes Ekstraklasy SA Bogusław Biszof, który przyszedł do spółki z konkretnym celem – chciał podnieść jej wartość marketingową, zwłaszcza biorąc pod uwagę kończący się za półtora roku kontrakt telewizyjny. Kiedyś napisaliśmy, że będzie miał problem, by zarobić na własną pensję (80 tysięcy miesięcznie) i niestety wygląda na to, że problem narasta. Na razie Biszof notuje głównie porażki. Chciał, aby w wyborach na prezesa PZPN kluby mówiły „jednym głosem” – nic z tego. Chciał wprowadzić reformę, która miałaby mu pozwolić na pozyskanie większych pieniędzy od telewizji (pierwszy sezon miałby służyć za darmową „ekspozycję”) – na razie też nic z tego. Fajnie, że jesteś, Boguś, ale z twojej obecności póki co zupełnie nic nie wynika.

Po trzecie:
oczywiście ci wszyscy ligowi biedacy, dla których problemem jest… organizacja meczów. Oto bowiem argumenty stosowane przez normalnych ludzi (np. przez wielu z was w komentarzach), dotyczące przejrzystości rozgrywek, jakiejśÂ ogólnej sprawiedliwości w ogóle nie są podnoszone. Partia Biedaków nadaje na innych falach: kto im dopłaci za organizację siedmiu dodatkowych meczów? A przecież oczywista odpowiedź jest taka, że nikt. Jeśli jesteś durniem, który nie potrafi tak zorganizować meczu, by przyniósł on zysk, a nie stratę – to się zajmij czym innym. Jeśli klub woli ograniczać straty poprzez nieorganizowanie meczów niż próbować wypracować zysk poprzez organizowanie: to lepiej nie grać w ogóle.

Dziś bez głosowania nad reformą, biedacy się burzą
Reklama

My tu gadamy o tym, że polscy piłkarze muszą więcej grać, bo sport, bo poziom i tak dalej, a biedacy – że lepiej nie!

Na czele biedaków można postawić między innymi Ireneusza Króla z Polonii Warszawa – który nie płaci piłkarzom przy 30 kolejkach i nie płaciłby przy 37, więc w sumie jest elastyczny. Król dla „PS” wypowiedział się tak: – Nowa formuła, jaką nam zaoferowano, promuje tylko kluby, które od niedawna mają nowe stadiony. Mnie się wydaje, że to projekt, który ułożono pod Legię. Dla tych, którzy nie dysponują nowoczesnym i dużym obiektem i nie odbiją sobie wzrostu kosztów uczestnictwa w lidze na zyskach z dnia meczowego, przyjęcie nowego regulaminu oznaczałoby tylko i wyłącznie problemy. Poza tym pamiętajmy, że gramy w określonym klimacie. Jeśli na stadionie będzie zero stopni Celsjusza albo minusowa temperatura, a przy wydłużeniu rozgrywek nieuchronnie takich zimowych terminów byłoby więcej niż teraz, kibice nie przyjdą. Jako Polonia jesteśmy zdecydowanie przeciwni takiej reorganizacji.

Reklama

Trudno o bardziej debilną wypowiedź, całkowicie oderwaną od meritum reformy. Najpierw „reforma wymyślona pod Legię”, czyli typowy bełkot, później właśnie argumenty o tym, że reforma jest dla tych, którzy „odbiją sobie wzrost kosztów uczestnictwa w lidze na zyskach z dnia meczowego”. A niby w jaki inny sposób Król chce zarabiać, jeśli nie poprzez mecze? Przecież klub piłkarski działa podobnie jak cyrk – to nie z treningowego stawania na słoniu jest kasa, tylko z tych dni, kiedy do cyrku przychodzą ludzie. Tylko trzeba mieć marketing, trzeba dobrze skalkulować ceny biletów, trzeba się generalnie troszkę wysilić.

W dodatku najwyraźniej facet nawet nie zapoznał się z reformą, ponieważ bredzi o graniu w grudniu i lutym, a przecież w grudniu i lutym to gra się także teraz. A wtedy najwięcej miało się grać w maju (wydłużony sezon) i w lipcu (przyspieszony start).

Ekstraklasie SA współczujemy, bo trudno nadawać na tych samych falach z kimś takim.

Wiecie, jakiej reformy biedacy najbardziej oczekują? Powiększenia ligi do 18 zespołów, ale oczywiście żeby kasy z telewizji na jeden klub było co najmniej tyle samo, co teraz, a najlepiej więcej. Dodatkowo żeby spadał jeden zespół, chociaż ideałem by było, gdyby nie spadał nikt. I wtedy można się bujać.

Po czwarte:
struktura Ekstraklasy SA, która jest śmieszna sama w sobie. Gdyby do rady nadzorczej należeli przedstawiciele wszystkich klubów plus ktoś z PZPN, wtedy sytuacja byłaby czytelna. 17 głosów, reforma przechodzi albo nie. A teraz rada nadzorcza składa się z przedstawicieli sześciu klubów plus PZPN. To oznacza, że przejść może nawet projekt popierany przez zdecydowaną mniejszość. Poza tym jeden z sześciu klubowych głosów dotyczących reformy (16,5 procent) ma… Podbeskidzie Bielsko-Biała, które w ogóle na temat zmian na przyszły sezon nie powinno się wypowiadać.

Przedstawiciel Podbeskidzia w czasie obrad powinien dostać do ręki regulamin pierwszej ligi – żeby się nie nudził i nie zawracał innym głowy swoimi mądrościami.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama