Żeby tylko mamy nie zmęczyli tymi gratulacjami…

redakcja

Autor:redakcja

15 grudnia 2012, 12:19 • 11 min czytania

– Kojarzyłem Gundogana, ale nigdy wcześniej nie widziałem go przez dziewięćdziesiąt minut. Schodzę z boiska i mówię: „kurde, to nie jest nie wiadomo kto”. A jak zobaczyłem go w meczu o stawkę, to się zorientowałem, że zagrał z nami na dziesięć procent. Albo Reus… Z Lewym człapali sobie po boisku, a w lidze to mega piłkarze. Przeciwnikiem, który zrobił największe wrażenie w grze, był Taison z Metalista Charków – opowiada w obszernej rozmowie z Weszło jedno z największych odkryć rundy jesiennej w Ekstraklasie. Dominik Furman z Legii.
Przechodziłeś w Legii jakiś kurs występowania w mediach?
Nie.

Żeby tylko mamy nie zmęczyli tymi gratulacjami…
Reklama

Gdy czyta się wywiady z tobą, nie sprawiasz wrażenia nieśmiałego 20-latka, który wdarł się przebojem do dorosłego zespołu i tylko „daje z siebie wszystko”.
Szczerze? Nawet nie wiedziałem, że można przejść taki kurs. Ale my w Legii nie robimy niczego na pokaz. Mówimy to, co myślimy. Jesteśmy sobą i jeżeli to się podoba ludziom – bo też takie głosy słyszymy – to chyba dobrze.

Podpadłeś komuś czymkolwiek w Legii?
Na pewno. Jakichś poważnych wypadków nie miałem, ale w juniorach zdarzały się spięcia z innymi zawodnikami. Może podpadłem nauczycielom w trzeciej klasie liceum? W pierwszej jeszcze wyglądało to dość dobrze, ale później, kiedy zacząłem trenować z Młodą Ekstraklasą, na lekcje przychodziłem naprawdę zmęczony i nauczycieli denerwowało, że spaliśmy na zajęciach. A jak nie spaliśmy, to rozmawialiśmy, co też ich irytowało. Od jednego z nich usłyszałem, że nazwisko „Furman” przewijało się dość często w pokoju nauczycielskim. Ale taki już mieliśmy charakter z Kubą Szumskim, że jak już nauczyciel coś mówił, a nam się to nie podobało, to stawialiśmy na swoim, a potem podobno obrywało nam się po uszach. Np. jak dostaliśmy dwójkę ze sprawdzianu, a uważaliśmy, że zasługujemy na więcej. Albo zabierali nam kartki, jak ściągaliśmy. Parę razy się zdarzyło. Uroki szkoły… Wtedy można było sobie pozwolić na różne wybryki.

Reklama

Ogólnie nie sprawiacie wrażenia chłopaków, którzy mieli problemy z nauką. فukasik opowiadał, że wielu z was w dalszym ciągu studiuje.
Ale nie jest też tak, że wszyscy non stop czytamy, jak się o nas mówi. Kuba Kosecki ostatnio czytał „50 twarzy Greya”, ja też się przymierzałem, ale jakoś mi się nie zebrało. Musi przyjść moment: „biorę i czytam”. W przeciwnym razie się do tego nie zabiorę, bo chyba z książek wyrosłem (śmiech). Gdybyś zaprosił na wywiad Michała Kopczyńskiego, to by ci więcej opowiedział, bo to piątkowy uczeń. Po tym wywiadzie z Danielem każdy wokół myśli, że jesteśmy wielkimi uczonymi i myślimy tylko o szkole. A tak nie jest. Chodzimy do szkoły, zaliczamy egzaminy, ale czas nie zawsze pozwala być na zajęciach. Zwłaszcza teraz mamy gorętszy okres, bo do końca roku musimy pozaliczać kilka spraw i zabieramy się do tego dość ostro.

Zgrupowanie ligowców ci przeszkodzi (rozmawialiśmy w poniedziałek – przyp. TĆ).
Byłbym głupi, gdybym tak powiedział. W szkole może przeszkodzi, bo książek nie biorę, ale bardzo się cieszę z tego zgrupowania, bo po meczu ze Śląskiem czuję straszny niedosyt, więc mam nadzieję, że dostanę choć kilka minut i pojadę na święta ze spokojną głową. A o egzaminach przypomina nam Michał Kucharczyk, który pisze o wszystkich terminach.

Twoja przygoda z piłką układała się, można powiedzieć, równolegle do Daniela فukasika. Też jesteś wyrzutem sumienia Macieja Skorży.
Do dziś nas mylą z Danielem i jeszcze dwa lata temu pewnie by mnie to denerwowało i powtarzałbym, że chcę być Furman, a nie Łukasik. Ale dziś, wydaje mi się, znam to środowisko, wiem, kto, co mówi i już tak mi to nie przeszkadza. Nie chcę też wracać do tamtych czasów. Ktoś mi niedawno powiedział, żebym nie wypowiadał się negatywnie na temat trenerów, bo nigdy nie wiadomo, z kim będę pracował. Jeśli za trzy lata trener Skorża obejmie reprezentację, a ja po nim pojadę, to co? No, głupio. Powiedziałbym, że rozumiemy się z trenerem Skorżą i zaraz ktoś wyciągnąłby dzisiejszy wywiad, by wytknąć mi, że jestem fałszywy.

Odpowiadając na każde pytanie, wyobrażasz sobie reakcję tłumu?
Czy ja wiem… Nie jest tak, że analizuję wypowiedzi różnych piłkarzy, by sprawdzić, jak zareagowali ludzie. Wolę pograć w FIFę, co sprawi mi większa frajdę. Już w „Przeglądzie” mówiłem, że niektóre artykuły są dla mnie dziwne. Jeśli ktoś ocenia wygląd Kuby Koseckiego, a potem pisze, jak jest super na boisku…

A to jedno wyklucza drugie?
Najważniejsze, że jeżeli on wie, że komuś jego styl się nie podoba, a dalej się ubiera tak samo, to ma chłopak jaja. Ja go popieram i tyle.

Kosa wzoruje się na Ibrze.
Lepiej wzorować się na Ibrze, niżâ€¦ Nie chciałbym nikogo obrazić. Na przykład – Dominiku Furmanie.

Sporo mówiło się niedawno o twojej pensji. Pisano o tobie „gwiazda za piątkę”.
Ostatnio „Przegląd” ułożył jedenastkę najmniej zarabiających i my, z Legii, zarabialiśmy w niej najmniej. Taka kolej rzeczy. Ale nie było możliwości, żebym nagle po kilku meczach dzwonił do menedżera i prosił, by interweniował. Przecież nikt nie będzie na mnie krzywo patrzył, że niby jestem – jak ktoś napisał – gwiazdą, a zarabiam pięć tysięcy.

Czekasz na ruch klubu?
Czekam na swoją lepszą grę.

Czyli nie zasłużyłeś jeszcze na podwyżkę?
Nie wiem. Nie potrzebuję już porsche czy ferrari, żeby lansować się po mieście. Pieniądze same przyjdą, jak zdobędziemy mistrzostwo. A na razie to żałuję, że przez całą rundę nie dałem żadnego prostopadłego podania do ziemi między trzema zawodnikami, po którym ktoś by strzelił bramkę. Pomocników najbardziej to cieszy. Nawet bardziej niż gole.

Pod względem podejścia przypominasz Grzegorza Krychowiaka. „Nic nie osiągnąłem, za to mam bardzo dużo do stracenia.
Bo mam! Kuba Szumski, który jest warszawiakiem, poszedł do Piasta Gliwice i stracił rundę. Kiedyś jak przyjechał na kadrę U-20, mieszkaliśmy w Otwocku i pojechaliśmy do kina w Złotych Tarasach. Jadąc przez centrum powiedział: „ku… jak mi brakuje tego miasta…”. Tyle że gdyby on nie grał w piłkę, to i tak by tu mieszkał. A ja – choć kocham Warszawę – pewnie wróciłbym do siebie, bo co miałbym robić? Gdyby nie Legia, byłoby ciężko. Ten klub i to miasto mnie ukształtowało, więc cieszę się, że w końcu mogę się odpłacić.

To miasto lubi też kształtować w drugą stronę.
Mnie alkohol i używki nie zgubią, bo to głupota. Abstynentem nie jestem, nikt mnie nie zaszył, ale mam słaby organizm i wiem, że na drugi dzień umieram. A tego uczucia nie lubię, więc wolę uważać na siebie.

Dobrze, że rozmawiamy dwa dni po waszej imprezie?
Nie ma znaczenia. Było spokojnie. Wczoraj o dziesiątej już normalnie funkcjonowałem. Od zawsze wolałem unikać takich rzeczy. Kiedy miałem trzynaście lat, przeniosłem się na stałe do Warszawy i zamieszkałem z kolegą z Częstochowy, Przemkiem Mizgałą i jego tatą. Od razu powiedziałem dyrektorowi Mazurkowi, że nie chcę do bursy, bo czułbym się sam. Wtedy byłem jeszcze bardziej wrażliwy niż teraz i kiedy wyjeżdżałem na zgrupowania kadry Mazowsza, bardzo tęskniłem za mamą i trenerzy mi powtarzali, żebym się nie martwił. Ale jak przeniosłem się do Warszawy, to wróciłem dopiero po miesiącu, tak mi się spodobało.

Już w takim wieku czułeś, że bursa może zgubić?
Wiedziałem, co się może zdarzyć i dziś się cieszę, że tam nie poszedłem. Ostatnio słyszeliśmy o aferach sweterkowych… Nie chciałbym być kojarzony z czymś takim. Mnie po prostu cieszyło, że jestem w Warszawie. Szkołę mieliśmy na Sadybie i jeździliśmy codziennie z Przemkiem przez Most Siekierkowski. On był dla mnie jak siódmy brat.

Masz sześciu braci?
Tak, a tata Przemka to mój drugi ojciec i teraz mogę im za wszystko dziękować. A braci mam sześciu – czterech mieszka w Warszawie, jeden za granicą, a najmłodszy jeszcze w Szydłowcu. Ale nie powiem, że kurde, głodowałem, bo może się jakoś nie przelewało, ale w domu miałem wszystko. Swoją drogą, dobrze, że najmniejszy wciąż mieszka z mamą, bo tak, to tęskniłaby za nami. Tak, jak tęskniła za mną i nie spała po nocach, gdy latałem na dalekie zgrupowania. Np. w drugiej gimnazjum do Nowosybirska. Mieliśmy międzylądowanie w Moskwie, gdzie czekaliśmy z osiem godzin, potem znowu sześć w samolocie, a ona tylko się martwiła.

Ojciec podchodził na większym luzie?
Tak. Tylko teraz, jak zaczęło się o mnie mówić w telewizji, mówi, że sąsiedzi często go pytają. Mama po meczu z Lechem, kiedy był boom na mnie, też mówiła, że gdziekolwiek się pojawiła, wszyscy jej gratulowali. Oby jej tym nie zamęczyli.

Oby ciebie nie zamęczyli, a nie jej.
Ja sobie poradzę. Wczoraj było śmiesznie… Poszedłem do Tesco i widzę dzieciaka w kurtce Errea. Takiej, w jakiej grają juniorzy Legii. Patrzę, myślę sobie: „piłkarz” i widzę, że jego tata na mnie spojrzał. Potem usłyszałem, jak mówił: „wiesz, kto to jest?”. Rzadko się takie rzeczy zdarzają, ale przyznaję, że coraz częściej.

Masz za sobą znakomitą rundę w lidze. Chyba jako jedyny reprezentant młodzieży potrafiłeś utrzymać stabilną formę przez dłuższy okres, może nie licząc ostatniego meczu.
Jeszcze był Rosenborg, kiedy źle wybiłem piłkę, a przeciwnikowi – już nawet nie pamiętam, jak się nazywa – wyszedł strzał życia. Drużyna ani trener nie mieli do mnie pretensji, ale sam się z tym źle czułem. Oprócz tego przegrana z Jagiellonią, ze Śląskiem… Można było te mecze wygrać, bo byliśmy lepsi, ale zabrakło farta. Osobiście nie chciałbym sobie niczego wyrzucać ani przypisywać jakichś wielkich zasług. Od tego są media i trenerzy.

W rozmowie z „Przeglądem” wspominałeś o „kontrolowanym dołowaniu”.
Bo wolę się skupiać na złych rzeczach. Jak myślę o Śląsku, to w głowie mam te swoje fatalne stałe fragmenty. Po jednym z wolnych niektórzy się śmiali, że zrobią mi filmiki jak Sergio Ramosowi. Szkoda, że przegraliśmy ten mecz. Widzieliśmy plakat, którzy kibice z Wrocławia przygotowali na ten mecz, ale nie podchodziliśmy na zasadzie: „teraz koniecznie musimy wygrać, bo to Śląsk”, bo wiedzieliśmy, że Legię, poza Pogonią, każdy nienawidzi. Nie chcę też zwalać na warunki, że było minus pięć, bo jak na tę pogodę boisko było naprawdę dobre. Idealnie przypilnowali Danijela i Kubę, „Rado” trochę przyszalał, ale to nie wystarczyło. Poza tym Śląsk to też nie są przysłowiowe ogórki, że dadzą się ograć byle komu. Wykorzystali swoje atuty i wpadło. A co do twojego pytania… Lepsze chwile wolę zostawiać kibicom. Niech oni je wspominają, ja się skupiam na gorszych. A Śląskowi w rewanżu pokażemy, kto jest lepszy.

Po meczu z Lechem powiedziałeś, że pokazaliście im miejsce w szeregu. Mocne słowa jak na 20-latka.
A w innym wywiadzie mówiłem, że mecz Lechem to dla mnie priorytet i dalej tak uważam. Ktoś pewnie oceni, że gówniarz się wywyższa, ale ja się od tego nie odcinam. Dziś powiedziałbym to samo. Ale tak jak mówię – o meczu z Lechem szybko zapomniałem, a Śląskiem będę żył do końca sezonu, jeszcze w trakcie kadry. Przyjedzie Kaźmierczak, może sobie podocinamy. A tak serio, to trzeba skupić się na kadrze, żeby boom na święta był jeszcze większy, jak wrócę do Szydłowca.

Podocinać sobie możesz ze Skorupskim.
Mówiłem właśnie chłopakom, że nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. Przyjąłem, wysunąłem, a na bramkę spojrzałem, jak piłka była w siatce. Dobrze, że lekko skoczyła, bo mi lepiej siadła. Ale szkoda, że nie wygraliśmy.

Które pochwały najbardziej cię ucieszyły w tej rundzie?
Chyba te, że wytrzymałem psychicznie z Lechem. Bo jak ktoś mówi, że jestem polskim Stevenem Gerrardem, to traktuję to pół serio, bo robi to po to, by zaciekawić czytelnika lub słuchacza. Chcę zapracować na swoje nazwisko, żeby za dwadzieścia lat ktoś mówił, że jest drugim Dominikiem Furmanem.

Powiedziałeś, że chciałbyś, aby rozliczano cię z czegoś więcej, niż tylko z dobrej gry w defensywie.
Tak, sprawdź sobie statystyki środkowych pomocników w Hiszpanii lub Anglii, bo na tych ligach spędzam najwięcej czasu. Tam pomocnicy strzelają regularnie. Dlatego staram się obserwować Modricia, Xabiego Alonso i Ozila i uczyć od najlepszych.

O klimaty La Liga otarłeś się w sparingu z Sevillą.
Ale nie zrobili na mnie wielkiego wrażenia, bo wszyscy wiemy, jak podeszli do meczu. Ja w stu procentach, oni w dwudziestu. Tak samo było z Borussią. Kojarzyłem Gundogana, ale nigdy wcześniej nie widziałem go przez dziewięćdziesiąt minut. Schodzę z boiska i mówię: „kurde, to nie jest nie wiadomo kto”. A jak zobaczyłem go w meczu o stawkę, to się zorientowałem, że zagrał z nami na dziesięć procent. Albo Reus… Z Lewym człapali sobie po boisku, a w lidze to mega piłkarze. Przeciwnikiem, który zrobił największe wrażenie w grze, był Taison z Metalista Charków.

Przymierzają go do Chelsea.
Słyszałem. Nie chcę obrazić Rakiticia czy Gundogana, ale jak zobaczyliśmy z Kosą Taisona, to zastanawialiśmy się, czy nie skończyć z piłką. Bo jak on tak gra, to możemy za nim tylko buty nosić. To było nasz pierwszy obóz za trenera Urbana i uwierz, że ciężko było nam się odkręcić.

Co ciekawe, po meczu U-20 z Niemcami, powiedziałeś, że indywidualnie nie wypadacie blado na ich tle.
Ale jeżeli chodzi o kulturę gry i grę zespołową, przewyższali nas o dwie klasy. Mieli takiego ofensywnego pomocnika… Nie wiem, jak się nazywa, ponoć z Borussii. Mówili na niego „Leo”, ale to na pewno nie Niemiec. Taki cwaniaczek, złapałem na nim kartkę.

Bittencourt? Sprawdźmy…
Tak, to ten, choć tu na zdjęciach wygląda starzej. Mega zadziora. U nich było 2:2, ale powinni nas spokojnie pojechać piątką. Potem, już w Gliwicach grali bez Leo, ale przyjechali inni, niewiele gorsi. Wygraliśmy, ale znowu musieliśmy się sporo nabiegać.

Człowiek, żałuje, że urodził się w Polsce?
Nie o to chodzi. Po prostu szkolenie w Hiszpanii i Francji przebiega krok po kroku. A u nas czasem po pierwszym następuje czwarty i brakuje ciągłości. Na szczęście my, w akademii, jesteśmy szkoleni we właściwym kierunku. I powiem to setny raz – jestem w najlepszym miejscu w Polsce, tylko brakuje tego mistrzostwa. W końcu, po siedmiu latach trzeba je zdobyć, bo za długo na to czekamy. Jeśli zagramy taką rundę jak ostatnia, a chcemy zagrać lepszą, to chyba nic nie stanie nam na przeszkodzie. Tylko my sami możemy sobie zaszkodzić…

Rozmawiał Ć

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama