Nurkowanie – w ostatnich dniach najczęściej wałkowany temat angielskiej prasy sportowej. Dobrowolne wąchanie trawy nasiliło się szczególnie w obecnym sezonie Premier League. Niedawno prezentowana na Weszło symulka Santiago Cazorli to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie ma kolejki, by Luis Suarez nie padał na murawę pod wpływem nadprzyrodzonych sił. Na opinię notorycznego nurka ciężko pracuje także Gareth Bale, który w tegorocznych rozgrywkach już czterokrotnie był karany żółtą kartką za próbę wymuszenia karnego. Gdyby przenieść nagrodę im. Edyty Herbuś na angielskie realia, walka o nią byłaby bardziej zażarta, niż o mistrzostwo.
Na ten żenujący temat wypowiedziała się już większość mądrych głów angielskiego futbolu, lecz jedna opinia zdecydowanie wybija się ponad stosy gadek o braku piłkarskiej przyzwoitości i konieczności wprowadzenia wideo weryfikacji. I trudno się dziwić, bo w kwestii zapobiegania boiskowej symulce nie ma chyba większego autorytetu. Vinnie Jones nigdy nie zhańbił się bezkontaktowym padem na murawę i nigdy nie dopuszczał, by jego przeciwnik uciekał się do takich sztuczek. Sposób był prosty, acz skuteczny: Jones z całym impetem wpierdalał się w nogi oponenta. Piłka mogła przejść, ale rywal w tym czasie szukał szczęki na podłodze. Wtedy o piłkarzu Wimbledonu mówiono, że prezentuje „intelekt komara”, jednak w obecnych realiach głos przywódcy „Szalonego Gangu” brzmi wyjątkowo rozsądnie.
– To okropne, nie mogę na to patrzeć. Debata o boiskowych oszustwach trwa od 3-4 lat, lecz nic w tej kwestii się nie zmienia. Każdy mówi, że uporanie się z tym problemem leży w gestii sędziów. Arbitrzy są teraz pod wielką presją, a dlaczego nikt nie mówi, że to menedżerowie są odpowiedzialni za zachowanie swoich piłkarzy? Trenerzy i kapitanowie drużyn muszą dawać przykład, za którym powinni podążać inni gracze. Inaczej nie powstrzymamy tej plagi – pieni się Jones.
– Opowiem wam coś. Kiedy grałem w Wimbledonie, jeden z naszych zawodników – nie wymienię jego nazwiska – zachorował na tę przypadłość. Kiedy w ogóle nie trafiony upadł po raz kolejny, podszedłem do niego, chwyciłem za włosy, podniosłem i powiedziałem: „Tutaj tego nie robimy, synku. Zrozumiałeś?”. Przysięgam wam, że już nigdy więcej nie symulował.
Jones – równie mocny w gębie, co na boisku – zaakcentował jedną rzecz. W symulkach specjalizują się głównie obcokrajowcy, co według niego ma wpływ na… brak sukcesów reprezentacji Anglii! Gdzie tu logika? Posłuchajmy: – Mówiłem o tym już 20 lat temu. Przewidywałem, że Premier League zostanie zalana piłkarzami z zagranicy, ale wtedy ludzie mówili, że ich potrzebujemy. Nurkowanie nie jest zjawiskiem nowym, ale po pojawieniu się obcokrajowców przybrało monstrualne rozmiary. Zawsze czułem, że to będzie szkodliwe dla zespołu narodowego. Współczuję Royowi Hodgsonowi, bo nawet Harry Houdini nie osiągnąłby sukcesów z reprezentacją. Potrzebujemy większej liczby zawodników, którzy cenią uczciwość, a na murawie walczą na śmierć i życie.
Co za paradoks. Eksperci lamentują, że Premier League z każdą kolejką traci renomę najtwardszej ligi świata, a próbę rozwiązania problemu podejmuje były piłkarz, który w czasach swojej świetności był krytykowany za… zbyt brutalną grę! Angielscy dziennikarze puentują, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wznowienie kariery przez Jonesa. Wtedy przynajmniej w jednej drużynie nikt nie odważyłby się podjąć próby nurkowania…
SZYMON WITT