Napiszemy dzisiaj kilka słów o upadłości Widzewa, o której wczoraj przez cały dzień trąbili dziennikarze TVN24, nie przejmując się faktem, że powtarzają fakty od dawna wszystkim znane. Rozkosznie podniecali się tym mocno nieświeżym, przeterminowanym newsem od godzin porannych do samego wieczora. Zastanawialiśmy się nawet, co musiało się stać, że zainteresowali się czymś tak starym i doszliśmy do wniosku, że któryś z dziennikarzy poszedł do fryzjera i w poczekalni wziął do ręki starą gazetę.
Bywa.
Sama upadłość układowa Widzewa jest jednak bardzo ciekawa. Nie będziemy zagłębiać się w procedury przyjmowania takiej upadłości, bo zaraz byśmy coś popieprzyli, ale generalnie, w największym skrócie i w wersji dla laików to jest tak, że trzeba dogodzić większości wierzycieli. Daje się im wybór – albo zgodzimy się na układ, odbierzemy wszyscy po 20/30/50/70 procent długów, ale firemka nie wydoi i upadnie, a wtedy nie odbierze się prawie nic. Jak wierzyciele uznają, że faktycznie trzeba ratować cokolwiek, to przyklepują układ.
W przypadku Widzewa był jednak ten problem, że wierzyciele nie do końca wierzyli (całkiem słusznie), że łódzki klub upadnie na amen, zaprzestanie działalności i się zawinie. W związku z tym straszenie upadłością układową nie do końca skutkowało.
Jakim cudem więc do niej doszło?
Zadłużenie Widzewa wedle naszych informacji wynosi 14,4 miliona złotych. Największe jest wobec… Sylwestra Cacka (czytaj: powiązane z nim kapitałowo czy w jakikolwiek inny sposób spółki). Uproszczając całą sytuację, można powiedzieć tak: Cacek najwięcej pieniędzy wisi Cackowi, albo Widzew najwięcej pieniędzy wisi Widzewowi. I chyba można to ująć następująco: Cacek przyklepał, że zrzeka się części długów wobec Cacka.
Postępowanie układowe z wierzycielami było więc dość specyficzne. O ile wierzyciele mogli nie chcieć układu, tak naprawdę nie mieli wiele do gadania, skoro chciał go największy wierzyciel. Za moment okaże się, że owi wierzyciele zgodzili się na zrzeknięcie się części długów wobec siebie, ponieważ reprezentował ich… dłużnik.
Pomieszanie z poplątaniem? Mamy nadzieję, że się w tym wszystkim nie pogubiliście i jesteście w stanie odpowiedzieć na pytanie – sprytne to czy podłe?