Wygląda na to, że największym wygranym „Gikiewiczgate” – jak umownie nazwaliśmy ostatnią aferę konfidencko-alkoholową – będzie… sam Śląsk Wrocław. Nie dość, że lekką ręką pozbyto się największego pijusa, to jeszcze za moment drzwi od drugiej strony powinien zamknąć najgorszy po Danielu Sikorskim napastnik Ekstraklasy.
No bo spójrzmy na sprawę z punktu widzenia samego trenera…
Mraz? Jedna wielka, kosztowna miernota bardziej przeszkadzająca niż pomagająca w zdobyciu mistrzostwa. No i mająca zgubny wpływ przynajmniej na część szatni. Gikiewicz? Wiadomo, parodia piłkarza. Facet z potencjałem na dolną połówkę pierwszej ligi. Kolejarz Stróże – Dolcan Ząbki, rozumiecie.
I nagle za jednym zamachem z szatni wylatują obaj, drużyna się jednoczy, działacze zadowoleni, bo dwa kontrakty mniej… Ł»yć nie umierać! Jakby jeszcze się w to wszystko wmanewrowało Cetnarskiego i Voskampa, we Wrocławiu można byłoby otwierać szampany. A i trener by się w końcu naoliwił.
Chyba że „Giki” ostatecznie zostanie… Ale tego najgorszemu wrogowi byśmy nie życzyli.