Mikołajki w lidze jakoś odrobinę przed czasem

redakcja

Autor:redakcja

02 grudnia 2012, 19:41 • 4 min czytania

Od samego rana wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że dwa mecze ekstraklasy zaraz po Andrzejkach, to może być tragedia nie do przejścia. Teksańska masakra piłą mechaniczną 4. Coś jak wizyta na kacu w wesołym miasteczku i to na największej kolejce górskiej. Na szczęście okazało się, że nasi łaskawi ligowcy postanowili zrobić nam (i sobie) wcześniejsze mikołajki. Serio, gdyby nie te wszystkie prezenty, które dzisiaj rozdawali, moglibyśmy tego nie przetrwać. A tak? Siedem goli. Sporo emocji. Czego chcieć więcej? To wystarczyło, aby zakończyć to ligowe popołudnie usatysfakcjonowanym.
Jakby tak skrupulatnie zliczyć, to prawie każdą dzisiejszą bramkę powodował jakiś kuriozalny prezent. Może za wyjątkiem świetnego strzału Deleu. No, ale po kolei – zacznijmy od Legii. Najpierw Panka wpadł w Ljuboję, później obaj w kupie stratowali ostatniego obrońcę Ruchu i mieliśmy 1:0. Kolejny gol? Malinowski zderzył się z Kikutem, Panka przyglądał się tylko z ciekawością i nagle się okazało, że trzej gracze z Chorzowa skasowali się tak skutecznie, że Kosecki został sam z bramkarzem. 3:0? To już była ostateczna kompromitacja Ruchu dokonana przez Wawrzyniaka, który jak najwyższej klasy technik okiwał Pankę i Kikuta (zauważcie, że Panka przewija się przy każdej akcji bramkowej) i trzeźwo zagrał do Koseckiego.

Mikołajki w lidze jakoś odrobinę przed czasem
Reklama

Gdyby komuś tego było mało, przenieśmy się do Gdańska…

1:0? Krzysztof Bąk kopie się wyprostowaną nogą w czoło, co skrzętnie wykorzystuje Szymon Pawłowski. 1:1? Ręka Małkowskiego w polu karnym. Swoją drogą, wyjątkowo rozbawił nas w tej sytuacji Costa Nhamoinesu, który zanim jeszcze zdążył zareagować którykolwiek z sędziów, już nerwowo machał rękami, że karny się nie należy. Sami zobaczcie to w powtórce.

Reklama

Prezent gonił prezent.

Do mikołajkowej akcji postanowił włączyć się też Bogusław Kaczmarek, wystawiając w roli jedynego napastnika Adama Dudę, z którego gry dziś absolutnie nic nie wynikało. Cały swój godny politowania występ zakończył zresztą w 68. minucie przegraną walką ze skurczami we własnych nogach. W przeciwieństwie do Kaczmarka, trochę bardziej rozważny okazał się Pavel Hapal, który – zdaje się – poznał na Sernasie (lepiej późno niż wcale) i od paru tygodni nie dopuszcza Litwina do pierwszego składu. Summa summarum, facet, który kosztował Zagłębie 300 kawałków w euro i jeszcze co miesiąc kasuje prawie setkę, na szczęście tylko w złotych, może się ostatnio pochwalić takim oto bilansem:

18 minut w meczu z Podbeskidziem
3 minuty w meczu z Górnikiem
15 minut w meczu z Bełchatowem
2 minuty w meczu z Polonią
2 minuty w meczu z Lechią

Jak to w jego przypadku, oczywiście bez goli.

Największym zwycięzcą popołudnia w ekstraklasie bez dwóch zdań jest jednak Jakub Kosecki. Chłopak w ostatnim czasie naprawdę imponuje i poza tym, że jak zwykle robi dużo wiatru, to jeszcze przekłada to na konkretne liczby – 4 bramki w 3 ostatnich meczach. Niewiele drużyn w ekstraklasie ma obecnie piłkarzy robiących podobną różnicę na boisku. Jest ostatnio takie popularne określenie – wartość dodana. To właśnie Kosecki.

Generalnie, Legia na dziś wydaje się murowanym faworytem do tytułu. Jeśli forma pozostałych drużyn utrzyma się na obecnym poziomie, a zespół Urbana jakimś cudem nie sięgnie po mistrzostwo, to „osiągnięcie” Skorży z poprzedniego sezonu będzie przy tym jakąś małą, śmieszną wpadką. Ł»eby jednak za bardzo nie wybiegać naprzód, można podyskutować o faktach – legioniści zapewnili sobie na razie mistrzostwo jesieni. Mają siedem punktów przewagi nad Lechem i będą mieć sześć nad Polonią, pod warunkiem, że ta wygra jutro na wyjeździe z Piastem. Całkiem godna zaliczka.

Zespół Urbana stłamsił Ruch doszczętnie, mając absolutną przewagę w środku pola (Panka – sabotażysta, Malinowski – dziś poniżej oczekiwań, Starzyński – temu na razie wychodzą głównie stałe fragmenty), no i mając jakość w ofensywie. Koseckiego, o którym pisaliśmy. Radovicia, potrafiącego zagrać znakomitą piłkę na wolne pole, jak w sytuacji, którą zmarnował „Kosa” na samym początku. No i Ljuboję, będącego najlepszym strzelcem ligi.

Jedyną postacią w składzie Legii, do której należy się dziś przyczepić jest Astiz, który nie popisał się inteligencją i zaczął szarpać z Djokiciem, mając już na koncie żółtą kartkę. Zresztą, sędzia Musiał też mógł dziś trochę bardziej przyłączyć się do mikołajkowej akcji i bez sentymentów wywalić z boiska nieszczęsnego Bośniaka, kiedy na to ewidentnie zasługiwał, a nie czekać aż się wyszaleje i w kwestii czerwonej kartki nie pozostawi już wyboru.

Najnowsze

Anglia

Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]
Polecane

Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza

Wojciech Piela
1
Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama