Ostatnie jesienne kolejki ligi: bardzo nikłe szanse na odbicie Ruchu Chorzów

redakcja

Autor:redakcja

29 listopada 2012, 14:07 • 5 min czytania

Podbeskidzie jeszcze wiosną dało pierwszy sygnał do odwrotu. Wisła słabnie przynajmniej drugi sezon, a i Bełchatów od dawna konsekwentnie toczy się w kierunku dna tabeli. Ale Ruch? Jasne, że poprzednie rozgrywki były w jego wykonaniu jakąś anomalią, wynikiem ponad stan. Nikt na poważnie nie oczekiwał, że Chorzów będzie teraz do niego równał, ale jednocześnie – czy można było się spodziewać aż takiego zjazdu? Rok temu o tej porze drużyna Fornalika miała o osiem punktów więcej niż dzisiejsza Zielińskiego. Umiała grać na obcym terenie, odbierała punkty, strzelała więcej goli, a na jej domowe mecze przychodzili ludzie. Teraz przychodzi tylko garstka.
– W Chorzowie nie ma dziś drużyny – stwierdził nie tak dawno Jacek Zieliński. Wypada więc zapytać, co się w takim razie, do cholery, stało? Czy tak wiele się zmieniło? Ile elementów z tej dobrze funkcjonującej maszynki się popsuło, a które zostały wyjęte na dobre? Ogólny bilans Ruchu od przyjścia Zielińskiego nie wygląda jeszcze dramatycznie. Przez chwilę nawet się wydawało, że JZ naprawia to, co zostało zepsute, ale ostatnia passa znowu jest kompletnie beznadziejna.

Ostatnie jesienne kolejki ligi: bardzo nikłe szanse na odbicie Ruchu Chorzów
Reklama

Tak prezentuje się mała tabela ekstraklasy od momentu przejęcia drużyny przez Zielińskiego:

Reklama

A tu już z kolei wykres, który dokładnie pokazuje, jak Ruch po zmianie trenera zdobywa punkty w czterech kolejnych meczach, by później wygrać tylko jeden z ostatnich sześciu.

Wszyscy naokoło powtarzają popularne formułki. “Ruch bez względu na ostatnie wyniki, ciągle jest tym samym, silnym zespołem”. ” Ruch jest zawsze groźny, przecież udowodnił to w poprzednim sezonie”. Bardzo fajnie. Gdyby to tylko była prawda. Umówmy się, chorzowianie w ostatnim meczu z Wisłą mieli wiele niezłych momentów, ale równie dużo słabych. Sędzia nie pomógł, kiedy miał szanse to zrobić. Przede wszystkim jednak:

Dzisiejszy Ruch to już inny Ruch niż ten przed rokiem.

1. Po pierwsze, nie wydaje nam się, by na dłuższą metę miała sprawdzać się taktyka „gramy na swojego najlepszego napastnika, on już coś wymyśli”. Niestety, wiecznie wychwalany Piech jest… tylko Piechem. Chyba za bardzo daliśmy się zwariować na jego punkcie. Może i jest w stanie strzelić gola średnio w co drugim meczu. Da się na nim polegać, ale też sam prochu nie odkryje. Co więcej, żeby strzelić tego jednego gola, zmarnuje jeszcze cztery inne sytuacje.

2. Kompletnym ligowym średniakiem stał się Jankowski. Ciągle mamy przed oczami odkrycie roku „Piłki Nożnej”, to że przed sezonem tworzyli z Piechem najgroźniejszy duet w ekstraklasie. Ale obecnie Maciek jest napastnikiem, który w dwudziestu ostatnich meczach, w których zwykle grał od pierwszych minut, był w stanie zdobyć trzy bramki.

3. Chyba nikt się nie spodziewał, że w Chorzowie kiedykolwiek będą tęsknić za Grodzickim. Tym Grodzkickim w dyspozycji z poprzedniego sezonu. No ale jak tu nie tęsknić, kiedy w tak beznadziejnej formie znajduje się Sadlok? Facet co kolejkę zasługuje na miano ligowego badziewiaka, a ostatnio przeszedł już samego siebie, dając się ograć jak junior młodszy… Danielowi Sikorskiemu.

4. Rozdarty na strzępy jest cały środek pola. Mindaugas Panka, który w Widzewie pokazał, że jest w stanie dwa razy z rzędu prosto kopnąć piłkę, na razie tylko wiecznie dochodzi do formy. Coś jak Rafał Grzelak. Dochodzi, tylko nigdy nie może zdążyć, a jak już wejdzie na boisko, to jest pierwszym hamulcowym. Wracający po kontuzji Malinowski w jednym meczu zrobił więcej niż Panka od początku sezonu. Co więcej, od czterech kolejek nie gra Zieńczuk. A przecież w poprzednim sezonie samego Piecha pięć razy obsłużył bezpośrednim podaniem, po którym padła bramka.

5. Nie ma Wojtka Grzyba i w efekcie ani jednego zawodnika podstawowego składu, który naprawdę nadawałby się na kapitana. Nigdy kimś takim nie będzie Szyndrowski. Charakterologicznie, o czym sam zresztą mówi, nie będzie Malinowski – bez względu na to ile sezonów i jak wiele meczów w ekstraklasie ma za sobą. Można się podśmiechiwać, ale nie ma też dziś w Ruchu zawodnika, jakim przed rokiem był Abbott, który potrafił najpierw trzy razy kopnąć się wyprostowaną nogą w czoło, ale potem wykorzystywał swoje 15 minut po wejściu z ławki i strzelał gola. Zamiast takich ludzi dzisiaj do składu Ruchu wchodzą młodzi: Kwiatkowski czy Lewiński, ale nie dają póki co jakości. Są raczej jak Szewczyk w Wiśle Kraków. Tworzą obiecujące tło.

Pomijając już jednak całą sytuację kadrową, trochę dziwi nas też postawa kibiców Ruchu, którzy po prostu przestali przychodzić na mecze. Przed rokiem frekwencja na poziomie 7-8 tysięcy widzów nie była w Chorzowie niczym dziwnym. Ale dziś? Co to jest 3 tysiące ludzi na meczu z Wisłą? Albo 3,6 tysiąca, kiedy przyjeżdża Lechia? To mniej niż na manifestacji w sprawie budowy nowego stadionu.

Dochodzi do dramatycznej sytuacji, w której gra na Cichej zwyczajnie nie generuje zysków. Generuje tylko straty. Jakby problemów z kasą już teraz było mało. Jakby nie trzeba było zwracać pożyczek miastu, które w lutym wysupłało dwa miliony na pomoc klubowi – z terminem zwrotu w listopadzie.

Co więcej, patrzymy w terminarz i nie widzimy wielkich powodów do optymizmu.

Za moment wyjazd do Warszawy na Legię
Potem kończący rundę meczu u siebie z Jagą.

Z Jagiellonią, o której grze można powiedzieć wiele złego, ale jednocześnie trzeba oddać, że nie przegrała sześciu kolejnych spotkań i jest dziś jedynym takim zespołem w całej lidze. Coś nam mówi, że licznik zdobyczy punktowej Ruchu już w tej rundzie za wiele nie podskoczy. Dwunaste miejsce po jesieni to, jak dla nas, wszystko na co jeszcze dzisiaj można w przypadku tego klubu liczyć. Będą, oj będą mieli w Chorzowie o czym myśleć zimą.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama