Macie czasem takie uczucie, że chcielibyście jakoś skomentować obserwowaną sytuację, ale zwyczajnie brakuje wam słów? Gdy jedyne na co was stać to uśmiech politowania i bezradne rozłożenie rąk? Tak zareagowaliśmy również my, gdy przeczytaliśmy dzisiejsze doniesienia sport.pl / Gazety Wyborczej. Według informacji dziennikarzy tego portalu, Śląsk Wrocław zapragnął wzmocnić swój napad. Jako że każda szanująca się trupa kabaretowa ma grubasa, uroczego czarusia oraz dryblasa – do Diaza i Gikiewicza trzeba było kogoś dokupić (na chwilę zapominamy, że w Śląsku straszy jeszcze wielkolud Voskamp).
Poszukiwania człowieka o odpowiednich cechach – komediowym zacięciu, nieco nieporadnej aparycji, absolutnym braku koordynacji ruchowej i słusznym wzroście przeprowadzono kompleksowo, po całym kraju. Po wykreśleniu Romana Giertycha pozostał on. Łódzki Jan Koller, ełkaesiacka odpowiedź na Lukę Toniego. Jakub Więzik.
Nie chcemy się za bardzo pastwić nad tym gościem, bo to nie on jest winny ciągłemu upychaniu go gdzieś w wyższych ligach. Zamiast tego przywołamy scenkę z jednego z meczów tej rundy rozgrywanych przy al. Unii 2. Jak zwykle w okolicach 60. minuty trwa już kompletna szydera, w której przodują naturalnie łódzcy dziennikarze i kibice na lożach. Obiekt żartów – Jakub Więzik, ktoś wyliczył, że zanotował osiem strat i nie wygrał ani jednego pojedynku główkowego. Nagle idzie przerzut, prosto na napastnika ŁKS-u, wszyscy już trzymają się za brzuchy czekając na kolejne gagi w wykonaniu piłkarza. A Więzik wykonuje jedno z lepszych przyjęć na klatkę, jakie mieliśmy okazję oglądać w tym sezonie. Istny klej, zaraz potem zgrabny obrót, piłka tuż przy nodze. Cała loża prasowa cicho, nikt nie wie co się dzieje. Więzik z kolei, wyraźnie podniecony zagraniem postanawia rozciągnąć grę do boku i… kopie w aut.
Śląsku – gratulujemy.