Ta wstrząsająca historia wydarzyła się dokładnie dwa lata temu. To był grudniowy, mroźny wieczór. Na zegarze skromnego stadionu w Niecieczy właśnie wskoczyła 19:37, a zgromadzeni kibice absolutnie nie mogli się spodziewać tego, co za chwilę miało się wydarzyć. Oj nie, oni dotychczas – przyzwyczajeni do tułaczki po niższych ligach – nie mieli pełnej świadomości, czym jest ekstraklasa i jak bolesne może być bezpośrednie zetknięcie z jej poziomem. Owszem, kilka ligowych meczów na własnym terenie już rozegrali, ale nie taki, z pewnością nie taki…
Mecz z gwiazdorsko obsadzonym Śląskiem – Pawełek, Danielewicz, Gecov, Biliński, cóż to była za ekipa! – wchodził w decydującą fazę. Wrocławianie od dłuższego czasu prowadzili 1:0, a w najlepsze trwała już 82. minuta gry. I wtedy zdarzyła się ta akcja. Błysk, przy którym każdy z obserwatorów musiał osłonić oczy. Zagranie, które każdy niecieczanin zapamięta do końca swojego życia, a przed śmiercią ocali od zapomnienia, przekazując opowieść wnukom i prawnukom. Oto bowiem w Niecieczy objawił się legendarny duet, Jacek Kiełb i Flavio Paixao.
Po tamtej akcji różnie na nich wołano. W naszych oczach tym jednym zagraniem przebili całą twórczość Jeffa Danielsa i Jima Carreya. Później za swój występ byli wielokrotnie nagradzani, między innymi zgarniając pierwszą, historyczną nagrodę publiczności na Wielkiej Gali Weszło. Napisali historię, zburzyli pomniki, stali się bohaterami ludowych pieśni. Ich akcja z miejsca została dopisana do listy światowego dziedzictwa UNESCO.
Na gorąco, kiedy jeszcze do końca nie potrafiliśmy ogarnąć skalę wydarzenia, napisaliśmy tak: – Dlaczego wydarzyło się coś wielkiego? Ano dlatego, że po raz pierwszy tak wyraźnie było widać intensywnie pracujące nogi przy jednoczesnym niemal namacalnym obrazie bezruchu komórek mózgowych. Po raz pierwszy w sytuacji, gdy piłkarz miał godzinę czasu na przemyślenia, piętnaście kilometrów kwadratowych na wybranie dogodnego miejsca do ustawienia się i jakieś trzydzieści osiem możliwości poprawnego rozwiązania sytuacji, futbolista decyduje się na takie „chuj-wie-co”. Obaj mieli mnóstwo czasu. Obaj mieli mnóstwo miejsca. Obaj mogli dokładnie wypieścić każde zagranie, obaj mogli przy odrobinie fantazji pobawić się nawet w braci Tachibana i poskakać po słupkach.
Tak to też zazwyczaj bywa, że to życie pisze najlepsze scenariusze. Nawet największy geniusz nie wymyśliłby takiej akcji i nawet największy geniusz nie wymyśliłby takiej puenty dla całej historii. A tą był wyrównujący gol Dawida Plizgi w 89. minucie gry. Tym samym akcja świeżo uformowanego duetu Głupi i Głupszy przestała być jedynie ciekawostką, bo zyskała swoje odzwierciedlenie w ligowej tabeli. I przez to została też uwzględniona w tabeli wszech czasów ekstraklasy, która będzie się ukazywać do końca świata.