– Dziękuję Bogu, że finał był taki, a nie inny… Wiem jednak, że można było tej sytuacji uniknąć. To już był doliczony czas gry, Chałas nie miał szans, żeby dojść do piłki, aczkolwiek… Nie ukrywam, że mam do niego bardzo duży żal. Hermes mi powiedział, że na boisku było dwóch zawodników, którzy nigdy nie odpuszczają i akurat się spotkali. Chałas nie cofnął nogi, ja nie cofnąłem ani rąk, ani głowy – opowiada w rozmowie z Weszło Mateusz Mika. Bramkarz Polonii Bytom, który w ostatnim meczu, z Zawiszą Bydgoszcz, doznał dramatycznej kontuzji – pęknięcia kości czaszkowej i złamania kości zatokowej.
Pamiętasz w ogóle, co się stało?
W 90. minucie zawodnik Zawiszy zagrał piłkę wzdłuż pola karnego, wyciągnąłem się i chciałem ją przeciąć na szóstym metrze, a w ostatniej chwili próbował ją jeszcze dzióbnąć Chałas. Zrobił to tak niefortunnie, że trafił mnie w głowę. Dograłem końcówkę, bo byłem w takim szoku, że nie wiedziałem, co się dzieje, a i tak wykorzystaliśmy wszystkie zmiany. Jak już schodziłem z boiska, zaczęła lecieć mi krew i z ust, i z nosa. No, to zabrali mnie na pogotowie, zrobili tomografię i… Dalej już wiesz, co się stało.
Po uderzeniu nie wiedziałeś, że to może okazać się tak poważne?
Miałem wgniecenie w okolicy czoła. Takie, jak się w kluskach śląskich robi dziurkę. Przez długi czas byłem w takim szoku, że żadnego złamania w ogóle nie czułem. Obejrzał mnie klubowy lekarz i powiedział, że dla niego jest w porządku, że on nic nie widzi. Skoro jest okej, to gramy! W końcu zacząłem czuć, że guz mi się powiększa z sekundy na sekundę, tak jakby miało mi zaraz rozerwać głowę. Schodziłem z boiska i płakałem jak małe dziecko. Z bólu. Doszła adrenalina, cała ta atmosfera i nie wytrzymałem – wybuchnąłem. Gdyby na drodze do szatni napatoczył mi się jeszcze ten Chałas… Serio, nie wiem, jakbym zareagował.
Mieliście potem kontakt?
Zadzwonił dzisiaj i przeprosił. Czasu nie cofnę, ale myślę, że Chałas zachował się w miarę w porządku. Liczyłem, że wykona telefon.
Gdyby nie zadzwonił, wybralibyście się z kumplami na wycieczkę do Bydgoszczy?
Poczekałbym, jak za pół roku przyjedzie na rewanż do Bytomia.
Zdajesz sobie sprawę, że mogło skończyć się o wiele gorzej?
Tak. Dziękuję Bogu, że finał był taki, a nie inny… Wiem jednak, że można było tej sytuacji uniknąć. To już był doliczony czas gry, Chałas nie miał szans, żeby dojść do piłki, aczkolwiek… Nie ukrywam, że mam do niego bardzo duży żal. Hermes mi powiedział, że na boisku było dwóch zawodników, którzy nigdy nie odpuszczają i akurat się spotkali. Chałas nie cofnął nogi, ja nie cofnąłem ani rąk, ani głowy.
Mówisz o bardzo dużym żalu wobec Chałasa. Myślisz, że zrobił to celowo?
Chyba nie. Mam nadzieję, że nie.
Wracasz już do domu?
Na razie jestem w Bydgoszczy. Wczoraj miałem dwugodzinną operację, teraz jestem pod narkozą i dochodzę do siebie. Po takiej dawce szoku potrzebuję odpoczynku. Nigdy nie przeżyłem niczego podobnego… Ludzie, którzy bardzo dobrze mnie znają, byli zdziwieni tym, co działo się w szatni.
Co się wydarzyło?
Wstąpiła we mnie wielka agresja, wywołana adrenaliną i złością. Miałem duże pretensje o tę sytuację. Próbowałem jeszcze wziąć prysznic, ale dostałem drgawek… Chwilę później przyjechało pogotowie.
Na boiska pewnie wrócisz w kasku.
Organizm różnie reaguje na takie sytuacje, ale lekarz, który mnie operował, powiedział, że przez półtora dnia zauważył, iż do słabych ludzi nie należę. Jeżeli może to mi pomóc, jest to kwestia bezpieczeństwa, to taki kask oczywiście założę. Będę wyglądał jak Petr Cech (śmiech).
Pozostaje jeszcze kwestia, jak sobie poradzisz psychicznie.
Domyślam się, że na pierwszym treningu po powrocie nie będę się rzucał do każdej możliwej piłki. Będę potrzebował czasu. Tym bardziej, że po tak ważnej operacji przez dwa miesiące nie mogę być w dużym wysiłku. Może za miesiąc rozpocznę pierwsze ćwiczenia statyczne? Zresztą, po operacji wsadzili mi do przegrody nosowej specjalną rurkę i będzie mi towarzyszyć przez trzy tygodnie.
Ł»eby nie kończyć zbyt pesymistycznie… Dzwoniąc do ciebie, można usłyszeć piosenkę zespołu Weekend „Ona tańczy dla mnie”. Dominowałeś z muzyką w szatni Polonii?
Planowaliśmy z chłopakami spokojne zakończenie rundy w drodze powrotnej do Bytomia. Ja miałem zająć się organizacją, pewnie zgodę na jakieś piwko byśmy dostali. Bo mimo, że rozegraliśmy rundę młodym składem, to wstydu nie przynieśliśmy i wciąż liczymy na utrzymanie. No, ale w końcu do autokaru nawet nie wsiadłem. Gdyby człowiek wiedział, że coś takiego się wydarzy, w ogóle nie wychodziłby na boisko.
Rozmawiał P.