Tekst czytelnika: Euro 2020 w kilku krajach, czyli oszczędność kosztem tradycji

redakcja

Autor:redakcja

15 listopada 2012, 23:11 • 6 min czytania

Postawa Michela Platiniego zakrawa ostatnio o hipokryzję. Z jednej strony zgrywa tradycjonalistę i sprzeciwia się wprowadzeniu technologii goal -line z obaw o destrukcję piękna i dramaturgii futbolu. Jednak z drugiej, chce podjąć działania bezpośrednio prowadzące do zniszczenia cudownej tradycji. Gdy w lipcu wspominał o chęci zorganizowania Euro 2020 na stadionach w kilku państwach, wydawało nam się, że to niegroźna głupotka nie mająca racji bytu. Niestety, jak się okazuje, przekształcenie Euro w międzypaństwową Ligę Mistrzów jest coraz bardziej prawdopodobne.
Zdaniem Platiniego, jego pomysł zyskuje coraz więcej zwolenników, do tego stopnia, że można przedstawić go na grudniowym posiedzeniu Komitetu Wykonawczego UEFA, a następnie poddać pod głosowanie. W razie powodzenia, Euro 2020 rozegrałoby się na 12 stadionach w 12 różnych krajach Starego Kontynentu, zajmujących czołowe miejsca w rankingu UEFA.

Tekst czytelnika: Euro 2020 w kilku krajach, czyli oszczędność kosztem tradycji
Reklama

Od razu nasuwa się pytanie: Po co to wszystko? Jaki jest cel zerwania z dotychczasową, skonsolidowaną organizacją na rzecz całkowitego rozdrobnienia po całym kontynencie? Rzecz jasna, to logiczne, że przy 24 uczestnikach trzeba zwiększyć ilość miast-gospodarzy. Jednak dlaczego od razu rozbijać wszystko na całą Europę? Przecież poniesie to za sobą szereg konsekwencji, zmierzających do upadku romantycznych wartości i fenomenu Euro. Podkreślmy – fenomenu nie tylko sportowego.

Na pierwszy rzut oka, pomysł uczynienia z Euro, piłkarskiej Ligi Mistrzów może wydać się nawet niezły. فudzimy się, że za osiem lat, nad Wisłę znów zawita klimat piłkarskiego święta, dla której tak chętnie sięgamy myślami do czerwca. Wszak do powtórki może prędko nie dojść. Jak nie wtedy, to kiedy? Niestety to bardzo naiwne myślenie, wcale nie mające większego zastosowania.

Reklama

Nie mamy nawet stuprocentowej pewności, czy w ogóle znajdziemy się wśród licznych współgospodarzy. O angaż już teraz może być trudno, bo na wstępnej liście, nie widnieje ani jedno polskie miasto. Wymienia się za to Paryż, Berlin, Madryt, Lizbonę, Rzym, Londyn, Moskwę, Amsterdam, Bazyleę, Zagrzeb czy Stambuł. Czemu zatem nie ma nikogo z kwartetu Gdańsk, Warszawa, Wrocław, Poznań? To dziwna sytuacja, tym bardziej, że UEFA otwarcie wyrażała zadowolenie z organizowanego przez nas Euro i naprawdę nie było się czego wstydzić. Co więc się wydarzyło? Może mają nas już dosyć, chcą dać szanse innym, zmokli na Basenie Narodowym? Może przy wyborze kierowali się osobistymi pobudkami? Trudno powiedzieć.

Nic jednak nie jest jeszcze postanowione. Lada dzień możemy się znaleźć obok potencjalnych kandydatów. Roman Kosecki już obiecał zadziałać w tej sprawie i niewykluczone, że wkrótce zaczniemy myśleć o kolejnym czempionacie. Niewątpliwie całe przedsięwzięcie jest opłacalne. Zaoszczędzić można wiele, zyskać jeszcze więcej. Na pewno nic się nie straci. Nie musimy już za wiele budować. Wystarczy pieczołowicie dbać o stadiony, utrzymać je i nie dopuścić do ruiny. Przydadzą się tylko gruntowne wymiany muraw. Bazę hotelową mamy gotową, lotniska rozwinięte. Jednymi słowy całe zaplecze gotowe na tip-top.

Wszystko ładnie, pięknie. Kto nie chciałby ponownie przeżyć futbolowej sielanki? Jednak pamiętajmy, że zgodnie z rewolucyjnym pomysłem, na naszych ziemiach odbyłoby się jedno, góra kilka spotkań ! Gdzie tu w takim razie jest czas na świętowanie? Jak kilka krótkich momentów pozwoli nam z powrotem poczuć dobrze znaną, swoistą atmosferę? To nie będzie to samo Euro, to nie będzie wyłącznie nasz turniej, tylko wszystkich miast-gospodarzy. Straci przez to swój niepodrabialny, poniekąd narodowy charakter.

Euro organizowane przez jedno, góra dwa państwa jest przecież dla nich czymś wyjątkowym. Gospodarz staje się pępkiem piłkarskiego świata, wokół którego wszystko się kręci . Przez prawie miesiąc gości u siebie gwiazdy światowego formatu. Przyciąga niezliczone rzesze kibiców, które mogą dogłębnie poznać i skorzystać ze wszystkiego co oferuje. Zagraniczni przybysze smakują trochę kultury i tradycji, zaczynają lepiej rozumieć pewne sprawy. Dobrze pamiętamy jak na Euro, wzajemnie integrowały się najróżniejsze narodowości. Ludzie stali się przyjacielscy ,gościnni, wspólnie się bawili, razem przeżywali piłkarskie wzloty i upadki. Kto by pomyślał, że kiedyś rzekniemy: „Polak i Irlandczyk to dwa bratanki?”. Jasne, nie da się ukryć, że kosztowało nas to sporo sił, a wydatek finansowy był bajoński. Część sum udało się jednak odzyskać i prędko zauważyć, że warto było zainwestować w coś tak niepowtarzalnego.

W nowej formie, o powtórkę podobnego fenomenu będzie niezwykle ciężko. Kibice nie skupią się w jednym państwie, tylko siłą rzeczy będą zmuszeni kursować między stadionem, a lotniskiem, by tylko zdążyć na mecz swojej kadry. Jednego dnia przyjadą, drugiego obejrzą mecz, trzeciego wyjadą. Nie będzie czasu na dłuższe zatrzymanie się w jednym miejscu i bliższe zapoznanie z regionem. Wszystko szybko, w pośpiechu, bez nadziei na beztroskę. Do tego drogo, bo przecież jakikolwiek transport nie należy do najtańszych, a przypomnijmy, że w grę ma wchodzić cała Europa, od Lizbony aż po Moskwę. Wielu, właśnie z powodu zbyt częstych podróży, dużych odległości i wielkich wydatków postanowi nie ruszać się z domu. Tutaj jednak da się dostrzec pewien dobry aspekt. Jak wiadomo, nie wszystkich stać na wojaże i dłuższy pobyt w innym kraju. W takim układzie, będzie więc można udać się na Euro, tam gdzie najbliżej i najwygodniej dotrzeć. Po jednej stronie barykady mamy więc olbrzymie wydatki, po drugiej zaś sposób na oszczędności, ale w tym wypadku tylko na krótką metę.

Wbrew pozorom, stracą na tym także reprezentacje. Konieczność częstych podróży, zmian miejsc zakwaterowania, korzystania z drogiego transportu lotniczego – to wszystko wpłynie na olbrzymi wzrost kosztów. Dla sportowców z kolei oznacza mniej czasu na odpoczynek, regenerację sił i wdrożenie odpowiednich cyklów treningowych. Nie trudno się domyślić, że zbyt częste przemieszczanie się ,nie służy do końca piłkarzom, co zresztą widać nieraz doskonale na boisku. Przez cały sezon ,ci najlepsi są skazani na ciągłe pokonywanie dalekich odległości. Potem muszą wyjść na murawę i dać z siebie wszystko. Nie lepiej chociaż trochę zaoszczędzić im tego trudu. Nie zapominajmy o wątku psychologicznym. Znacznie korzystniej mieszkać i koncentrować się w ciszy i spokoju w centrach pobytowych, a ruszać się tylko przy okazji spotkań, nie narażając się zbytnio na tłumy rozentuzjazmowanych fanów.

Czytając propozycje miast-gospodarzy, zwróćmy uwagę, że pod uwagę brane są na razie miasta wysoko rozwinięte zarówno gospodarczo jak i piłkarsko. A gdzie tu miejsce na państwa rozwijające się? Dla nich to przecież, jedyna nadzieja na rozwój. Gdyby nie Euro, kto wie kiedy doczekalibyśmy się stadionów z prawdziwego zdarzenia i ogólnej poprawy infrastruktury. Zawsze potrzebny jest jakiś bodziec i motywacja, które skłonią do działań naprawczych i poprawczych.

Nie róbmy z Mistrzostw Europy, międzypaństwowej Ligi Mistrzów. Trudno w tym dostrzec dobre intencje UEFA i szansę na progres w miejscach futbolowo zacofanych. Przede wszystkim to nic innego jak wariant oszczędnościowy dla organizatorów na czasy kryzysu. Niestety wiąże się z pogrzebaniem tego co piękne, czyli niepowtarzalnego charakteru Euro, którego Liga Mistrzów może tylko pozazdrościć.

DANIEL KAWCZYŁƒSKI
dkawczynski.wordpress.com

Najnowsze

Anglia

Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama