Czy rany już się zagoiły? A czy całe przedsięwzięcie ma w ogóle sens?

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2012, 01:28 • 3 min czytania

W futbolu co i rusz pojawiają się nowe pomysły, niektóre przypominają rewolucję, inne zaledwie kosmetyczne zmiany. Wspólny mianownik? Krótkie życie. Środowisko piłkarskie niechętnie przyjmuje wszystkie udziwnienia, ułatwienia i innowacje, a poza nazewnictwem (Puchar UEFA – Liga Europy) zmienia się tak naprawdę niewiele. Norweski pomysł sprzed tygodnia, by przy czterobramkowym prowadzeniu przegrywający mogli wprowadzić dwunastego zawodnika żył jakieś 24 godziny, po czym zakopały go nowe wiadomości.
Bałkański koncept Ligi Regionów trzyma się jednak na powierzchni podejrzanie długo.

Czy rany już się zagoiły? A czy całe przedsięwzięcie ma w ogóle sens?
Reklama

O co tak właściwie chodzi? O myk znany znakomicie z rozgrywek koszykarskich, czy piłki ręcznej. W dyscyplinach, w których klubów jest niewiele, a istniejące ligi to zazwyczaj kilku oligarchów bezlitośnie klepiących resztę krajowych zespołów naturalnym rozwiązaniem staje się liga regionalna. Liga Adriatycka w koszykówce obchodziła w ubiegłym roku dziesięciolecie, Liga Regionalna w piłce ręcznej również ma się całkiem nieźle. W niektórych przypadkach rozgrywki funkcjonują obok regularnych potyczek ligowych, na zasadzie dodatkowego pucharu, inne zaś zastępują w całości krajowe granie. Główne powody zakładania podobnych lig to oczywiście chęć sprawdzenia się z silniejszymi klubami w meczach o stawkę, atrakcyjność dla fanów sportu oraz zainteresowanych transmisją telewizji.

W futbolu jednak jest to pewnego rodzaju nowość, szczególnie w Europie, gdzie tradycje Ligi Mistrzów sięgają lat pięćdziesiątych. Szczerze powiedziawszy, jeśli chodzi o podobne koncepty to do głowy przychodzą nam jedynie nieco inny w założeniach projekt ligi zrzeszającej kluby z G-14 oraz Liga Bałtycka, czyli chwilowy mariaż Estonii, Litwy i Łotwy. Trwał bodaj trzy sezony, a obecna oficjalna strona internetowa rozgrywek wygląda tak:

Reklama

Nieszczególnie lubujemy się w rosyjskim, ale nie znaleźliśmy zakładki o Ventsplisie i Skonto, więc można założyć, że rozgrywki nie wypaliły. Na Bałkanach jednak znów kombinują, a związki piłkarskie sondują intensywnie możliwość stworzenia regionalnej ligi piłkarskiej zrzeszającej państwa do niedawna tworzące Jugosławię. Zależnie od wersji pomysłu, mogłyby zostać poszerzone o inne kraje sąsiedzkie, lub ograniczyć się do byłej Jugosławii.

Projekt byłby karkołomny i niemal niemożliwy do zrealizowania, gdyby podobne rozgrywki organizowały kraje skandynawskie, czy Europy Środkowej. Na Bałkanach jest zaś absolutnie niewykonalny, samobójczy i zwyczajnie głupi. Jedno spojrzenie na Belgrad i stadion Crveny Zvezdy…

… a to oczywiście żaden wyjątek. Kibice, ale również piłkarze i część działaczy nie wyobrażają sobie stworzenia jakichkolwiek trwałych związków na linii Serbia-Chorwacja, czy dowolnej innej w tym gorącym regionie. „Gorącym regionie” to zresztą spory eufemizm. Bałkański kocioł od lat kipi. Ruchy niepodległościowe na początku lat dziewięćdziesiątych były zaledwie początkiem wszystkich wojen. Serbowie, którzy nagle obudzili się na terenach Chorwacji, czy Bośni, nie byli zachwyceni zmianami. Potem z kolei dym począł się unosić nad Kosowem, co doprowadziło do kontrowersyjnego i szeroko krytykowanego ogłoszenia niepodległości przez ten sporny rejon.

Choć wszystkie te wydarzenia rozwlekły się w czasie, a najbardziej intensywne walki odbyły się dwie dekady temu, rany wciąż są świeże. Nawet jeśli rozwiązania pokroju ligi regionalnej funkcjonują w koszykówce, czy piłce ręcznej – z piłką nożną sytuacja jest kompletnie inna. To wciąż sport narodowy dla większości państw. Kibice zaś – znani na całym świecie z żywiołowości oraz dość lekkiego podejścia do kwestii kodeksu karnego – nienawidzą się równie mocno jak najbardziej zatwardziali nacjonaliści sprzed dwóch dekad. Mimo upływu czasu, ewentualne mecze Dinama Zagrzeb, czy Hajduka Split z którąś z belgradzkich ekip mogłyby zakończyć się tak jak wtedy…

Ivica Osim, znany bośniacki piłkarz i trener, mocno zaatakował pomysł. – Nie ma żadnych podstaw, by myśleć o powodzeniu podobnego projektu – powiedział w bałkańskich mediach. Wtórują mu publicyści z poszczególnych państw oraz wspomniani wcześniej kibice. Nieliczne głosy poparcia apelują o dojrzałość, o zatarcie starych ran, o oddzielenie sportu od polityki…

Czy jest to jednak możliwe w rejonie, w którym „sąsiad” to słowo nacechowane pejoratywnie, a podręczniki od geografii w Serbii i Chorwacji przedstawiają zupełnie inne granice państw?

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama