Radosław Matusiak, choć w tym roku stuknęła mu dopiero trzydziestka, za chwilę piłkarską przygodę może rozpoczynać… po raz trzeci. Najpierw zakończył karierę jak wrócił z zagranicy, potem zakończyli ją za niego dziennikarze, którzy mieli przekręcić jego słowa. Dla wielu i tak stał się już byłym piłkarzem, w końcu bez klubu pozostaje od blisko pół roku. Matusiak może zostać jednak jeszcze reanimowany, przez ostatni zespół trzeciej ligi niemieckiej.
Były reprezentant Polski w połowie października pojechał na testy w FC Rot-Weiss Erfurt i ślad – przynajmniej w mediach – po nim zaginął. Nie było nawet wiadomo, czy testują go nadal, czy już wrócił, czy może wywieźli go do pracy na truskawach. Nic. Postanowiliśmy sprawę zbadać i okazuje się, że sytuacja Matusiaka jest dość dziwna. Radek pojechał na testy dwudniowe, odbył dwa treningi, w klubie usłyszał, że są z niego zadowoleni i… tyle. Ale po blisko trzech tygodniach, w poniedziałek, otrzymał telefon, żeby szybko wsiadł w samochód i przyjechał do Niemiec. – Nie wyglądało to za poważnie – mówi Matusiak. – Powiedziałem, że mogę przyjechać, ale dopiero za kilka dni. Na razie czekam na odpowiedź. Może się obrazili?
W niedawnym wywiadzie dla Weszło (TUTAJ) tłumaczył, że nie chce iść do pierwszego klubu z brzegu, gdzie trzeba przebierać się w baraku, a pieniądze zobaczy się po długim czasie. Na grę w Erfurtcie jest jednak zdecydowany. – Nie jest to Bundesliga, ale ja też jestem w takiej, a nie innej sytuacji. W klubie widać tę niemiecką solidność, większy porządek, niż w niejednym klubie naszej ekstraklasy. W Polsce albo płaci się coraz mniej, albo nie płaci się na czas. A teraz pieniądze mogę dostać lepsze, w terminie, ze świetnymi warunkami do treningu i stadionem, na który przychodzi zbliżona liczba ludzi, co u nas. Jak komuś przeszkadza, że Matusiak ma iść do trzeciej ligi niemieckiej, to jego problem. Bo ja uważam, że lepiej, żebym poszedł tam, niż został w Polsce i nie grał nigdzie. Kiedy widzę, jak starsi ode mnie piłkarze, niekoniecznie lepsi, wciąż grają, to po prostu jest mi żal. Boję się, że kiedyś pożałuję, że odrzuciłem możliwości – przyznaje.
Może i racja, nawet ostatni klub trzeciej ligi niemieckiej pewnie jest lepiej zorganizowany, niż Podbeskidzie z GKS Bełchatów razem wzięte i pewnie jest bardziej wypłacalny, niż Ireneusz Król. Jest jednak jeszcze aspekt. Aspekt sportowy. – Sami wiecie, że nikt po zmianie klubu nie mówi od razu, że przeszedł do słabej drużyny. Ale ja na treningu widziałem, że to nie są żadne leszcze, a solidne chłopaki. Widziałem też Engelhardta, który grał w reprezentacji Niemiec – zwraca uwagę Matusiak.
Ale jakkolwiek dobrych argumentów użyje, nadal pozostanie facetem ze świetnym bilansem w reprezentacji kraju, który jeszcze niedawno był na okładce każdej gazety, a który w wieku 30 lat zawitał do trzeciej ligi niemieckiej. O ile w klubie faktycznie się nie obrazili…