Reklama

Adamek i Jackiewicz – Starsi Mistrzowie Dwaj

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

16 listopada 2017, 18:49 • 8 min czytania 8 komentarzy

Już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj – śpiewali Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski z Kabaretu Starszych Panów. Tę piosenkę mogą też zaintonować Tomasz Adamek i Rafał Jackiewicz, polscy bokserzy po przejściach. W sobotę obaj zaprezentują się w ringu, choć i jednemu, i drugiemu stuknęła już czterdziestka. Wbrew pozorom, starsi mistrzowie dwaj są do siebie bardziej podobni niż się wydaje na pierwszy rzut oka.

Adamek i Jackiewicz – Starsi Mistrzowie Dwaj

Tomasz Adamek to jeden z najbardziej utytułowanych polskich bokserów zawodowych. Był pierwszym w pełni polskim mistrzem świata, bo Dariusz Michalczewski po tytuł sięgnął pod niemiecką flagą, dopiero pod koniec kariery wystąpił pod biało-czerwoną. Co więcej, „Góral” walczył o tytuły mistrza świata w aż trzech kategoriach wagowych, w dwóch z powodzeniem. Od lat jest jednym z najbardziej znanych i popularnych polskich sportowców. Rafał Jackiewicz jest w zupełnie innym miejscu, choć także osiągnął sporo. No dobra, jak na to, jak przez lata wyglądała jego kariera, trzeba powiedzieć inaczej: wycisnął z niej 110 procent, zdobywając pas mistrza Europy i walcząc o mistrzostwo świata. Niedawno wydał biografię, którą czyta się jednym tchem, jak najlepszy kryminał. Biografia Adamka także powstała, choć „Góral” mocno się starał, żeby nie została pojawiła się na półkach księgarń.

Geniusz poety polega na tym, że nawet po latach jego teksty są aktualne. Przybora i Wasowski genialni w swoim fachu byli bez wątpienia, ale nawet oni chyba nie podejrzewali, że piszą piosenkę o Adamku i Jackiewiczu:

Znaleźliśmy się w wieku, trudna rada, że się człowiek przestał dobrze zapowiadać

Ale za to z drugiej strony cieszy się, że się również przestał zapowiadać źle.”

Reklama

mlody jackiewicz

Tomek i Rafał urodzili się w odstępie niespełna trzech miesięcy. Najpierw Adamek, w grudniu 1976 roku w Żywcu, potem Jackiewicz, w połowie lutego w Mińsku Mazowieckim. Teoretycznie byli w tym samym roczniku. Na zgrupowaniach juniorskich czy młodzieżowych reprezentacji Polski spotkać się jednak nie mogli. Z prostej przyczyny: choć Jackiewicz walczył od dzieciaka, to boksem zajął się bardzo późno. W młodych latach święcił triumfy w karate, a potem w kick-boxingu. Amatorskiej kariery bokserskiej nie miał w ogóle, jako zawodowiec zadebiutował mając 24 lata. Adamek wtedy był już zawodowcem od dwóch lat, boksem zajmował się od dwunastu, miał na koncie kilka tytułów mistrza Polski oraz brąz mistrzostw Europy. Zrezygnował z walki o miejsce na igrzyska w Sydney, zamiast tego podpisał kontrakt z Andrzejem Gmitrukiem.

Od samego początku, od nastolatka, było widać, że to chłopak z ogromnym potencjałem – mówi Janusz Pindera, dziennikarz i komentator. – Andrzej Gmitruk roztoczył przed nim wspaniałą wizję i Tomek zaczął boksować zawodowo. Moim zdaniem trochę za wcześnie. Miałem do niego trochę pretensje, że nie zaczekał do igrzysk w Sydney, bo tam miał realne szanse na medal.

Trener i promotor w jednej osobie widział w nim ogromny potencjał i od początku mocno w Adamka inwestował. Jackiewicz w tamtym czasie nie miał ani trenera, ani promotora. Zanim ktoś taki się w jego życiu pojawił, „Mistrzunio” zdążył już nazbierać kilka wyjazdowych porażek, często w mocno kontrowersyjnych okolicznościach. Przez całą karierę wyznawał bowiem podstawową zasadę: boks to mój zawód, jeśli kasa się zgadza, mogę walczyć z każdym.

I walczył. Brał dużo pojedynków, często takich, o których wiedział, że jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, zostanie przekręcony przez sędziów. Miał jedną cechę, która sprawiała, że nie był typowym podróżnikiem, czyli bokserem, który jeździ po świecie i nabija rekordy prospektom – Jackiewicz zawsze bił się o wygraną, nigdy nie odpuszczał. Taki ma charakter. Na początku kariery, po trzech porażkach z rzędu, nagle znokautował Niemca na gali w Zwickau. Dopiero po latach podpisał poważny kontrakt z Andrzejem Wasilewskim. Wcześniej przeżył tyle, że można by obdzielić jego historiami kilka osób: gangsterzy, porwanie, seryjnie kupowane samochody, bijatyki na dyskotekach, które skończyły się tak, że Jackiewicz dostał nożem w serce. Cudem przeżył, ale lekarz powiedział, że o uprawianiu sportu może zapomnieć. Oczywiście, zrobił po swojemu i kilka lat później był zawodowym mistrzem Europy.

Kariery Jackiewicza i Adamka to dwa różne światy. Jackiewicz przez pierwsze lata boksował bez promotora, zaliczał sporo kontrowersyjnych porażek. Adamek kreowany był od początku na gwiazdę. Obaj wycisnęli ze swoich karier naprawdę dużo – uważa Piotr Momot, dziennikarz portalu ringpolska.pl.

Reklama

Kiedy Jackiewicz podpisywał zawodowy kontrakt, który miał go doprowadzić do czołówki światowej wagi półśredniej, Adamek był już na topie w półciężkiej. Po latach boksowania w Europie, spełnił się jego amerykański sen. W United Center w Chicago boksował z Paulem Briggsem o wakujące mistrzostwo świata WBC. Ta walka to była kwintesencja polskiego charakteru, Adamek bił się do upadłego i za nic w świecie nie zamierzał się poddać, choć na samym początku 12-rundowego pojedynku Australijczyk złamał mu nos. Nie było to szczególnie trudne, bo do złamania doszło w czasie sparingów przed walką. Do najważniejszego starcia w życiu „Góral” przystąpił z niewyleczoną kontuzją. Briggs przy pierwszym soczystym ciosie zmasakrował noc Polaka. Ten jednak, choć cały we krwi, nie odpuścił i wyszarpał zwycięstwo. Bohaterem został podwójnym, bo na tej samej gali, krótko po nim, Andrzej Gołota walczył z Lamonem Brewsterem o pas wagi ciężkiej WBO i w ciągu niespełna minuty trzy razy lądował na deskach…

adamek briggs

Rozpoczął się wielki czas Adamka. Przed końcem 2005 roku znokautował jeszcze w Duesseldorfie Thomasa Ulricha, co dla Niemców było kompletnym szokiem. Rok zakończył na drugim miejscu w Plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. Pojawiły się wywiady w niekoniecznie sportowych mediach, sesje zdjęciowe, nawet zaproszenie do programu Kuby Wojewódzkiego, gdzie Adamek wystąpił z gitarą, śpiewając „Barkę”. Mistrz świata konsekwentnie kreował swój wizerunek dobrego katolika, męża, ojca, patrioty. Walczył głównie w USA, przeniósł się tam zresztą na stałe, ale do ringu przez długi czas wychodził w rytm piosenki „Pamiętaj” Funky’ego Polaka ze słowami: „Nie zapomnij, skąd tutaj przybyłem. Nie zapomnij, gdzie się urodziłem”.

Na pięknym wizerunku pojawiły się jednak kolejne rysy. Adamek rozstał się z Andrzejem Gmitrukiem i postawił na amerykańskich trenerów. Swojego wieloletniego szkoleniowca i opiekuna nawet nie odwiedził w szpitalu, gdzie ten leżał po zawale serca. Jednocześnie ukazała się książka „Tomasz Adamek, Historia Prawdziwa”, w której jego współpracownik Radosław Konder, sam siebie określający jako „człowieka z miasta”, ujawniał wiele niewygodnych szczegółów. Jak choćby taki, że Adamek przez lata miał w pełni świadomie stosować doping. „Góral” zapowiedział pozew, do którego jednak nigdy nie doszło. Zamiast tego nowy promotor boksera, Bogusław Bagsik, ten od afery Art-B, wykupił cały nakład i problem książki sam się rozwiązał.

Historia Jackiewicza była inna. On też wydał książkę, całkiem niedawno. W jego przypadku było kompletnie odwrotnie niż u Adamka. „Góral” był prostym chłopakiem ze wsi pod Żywcem, który ciężką pracą doszedł na bokserski szczyt. Wtedy pojawiły się pieniądze, szemrane znajomości, błędy i złe wybory. Jackiewicz zaczynał jako łobuz, potem otarł się o gangsterkę, w międzyczasie boksował półzawodowo. Zmiana w jego przypadku nastąpiła w drugą stronę: dziś z żoną prowadzi przedszkole, wychowuje dzieci, prowadzi treningi i biznesy. Organizuje między innymi gale białych kołnierzyków, na których walczą trenowani przez niego lekarze, biznesmeni, prawnicy, czy informatycy. Ma za sobą występy w KSW, z boksu także jeszcze nie zrezygnował. W sobotę w Hiszpanii zmierzy się z Rubenem Diazem w 12-rundowym pojedynku o mistrzostwo Unii Europejskiej.

W poważnym boksie taki pas liczy się mniej więcej równie mocno, jak pasek od spodni. Rzecz w tym, że Jackiewicz nikomu nie próbuje wciskać kitu i przekonywać, że stąd już tylko krok do walki o mistrzostwo świata. Od pewnego czasu swoją karierę traktuje, jak by to ująć – z przymrużeniem oka. Mniej więcej w tym samym czasie, w Częstochowie, Tomasz Adamek zaboksuje z Fredem Kassim. Kameruńczyk ma 38 lat i 183 centymetry wzrostu. Na wagę ciężką – troszkę słabo. Jakby tego było mało, ostatnią walkę stoczył ponad rok temu, a ostatnie zwycięstwo zanotował kiedy jeszcze Waldemar Fornalik prowadził reprezentację Polski, 72. w rankingu FIFA. W przeciwieństwie do Jackiewicza, Adamek przekonuje jednak, że mówimy o poważnym pojedynku.

Tomek chce stoczyć jeszcze jedną dużą walkę i gdzieś z tyłu głowy myślimy już o wiośnie 2018 roku. Najpierw trzeba pokonać Kassiego. Jeśli to się nie uda, to będzie to game over naszego mistrza. W kontekście wiosny może będzie to gala Polsat Boxing Night, może Wyspy Brytyjskie – powiedział „Gazecie Wrocławskiej” Mateusz Borek, organizujący galę w Częstochowie.

adamek borek

Duża walka w przyszłym roku? Trudno oczekiwać od 42-letniego Adamka cudów. Do walki o mistrzostwo świata wagi ciężkiej doszedł, choć z Witalijem Kliczką nie miał najmniejszych szans.

– Adamek wycisnął ze swojej kariery bardzo dużo dzięki temu, że wbrew logice przeszedł do wagi ciężkiej. To miało ogromny sens finansowo, ale sportowo z racji niewystarczających warunków fizycznych nie mogło zakończyć się zdobyciem pasa. Oczywiście tych pieniędzy nie zarabiałby, gdyby wcześniej we wspaniałym stylu nie wywalczył pasów w wadze półciężkiej i junior ciężkiej – podkreśla Piotr Momot. – Adamek wciąż może powalczyć z najlepszymi polskimi ciężkimi, ale zdrowy rozsądek podpowiada, że ze światową czołówką jest bez szans. Nie brakuje mu umiejętności, ale centymetrów oraz kilogramów.

Ewentualna „duża walka” będzie wyłącznie kolejnym skokiem na kasę. Adamkowi trudno się dziwić, skoro może, to zarabia. Każdy, kto choć raz był w górach, doskonale wie, że górale najbardziej na świecie kochają dutki…

Jackiewicz zdecydowanie z gór nie jest, ale dutki też lubi. Co ciekawe, naprawdę dobrze zaczął zarabiać, kiedy jego kariera bokserska już właściwie dogasała, kilka lat po przegranej walce o mistrzostwo świata.

Po pierwsze dlatego, że miał już nazwisko, które był chętny “sprzedać” wszystkim, którzy chcieli wybić się na jego garbie, a po drugie to samo nazwisko sprawiło, że w Warszawie stał się wziętym trenerem bokserskim wśród osób ćwiczących rekreacyjnie. Jackiewicz moim zdaniem sportowo osiągnął szczyt w walce z Delvinem Rodriguezem. Potem powoli, ale jednak zaczął boksersko tracić. Oba przypadki są bardzo ciekawe i pokazują, że nie ma jednej drogi na zrobienie kariery w boksie. Adamek wybrał przeprowadzkę do USA, to tam zaczął zarabiać naprawdę godnie. Jackiewicz pozostał w Polsce i pomimo, że w maju oficjalnie zakończy karierę, to jestem pewien, że dzięki boksowi będzie zarabiał jeszcze latami – dodaje Momot.

Starsi mistrzowie dwaj wciąż boksują, a Jackiewicz zdaje się naprawdę lubić Kabaret Starszych Panów. W ostatnich walkach zdarzało mu się sięgać po Jeremiego Przyborę i wychodzić do ringu w rytm piosenki „Wesołe jest życie staruszka”…

JAN CIOSEK

*autor jest współautorem wydanej w 2007 roku książki „Tomasz Adamek. Historia Prawdziwa”

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...