Reklama

Niespodziewany kozak – Paco Alcacer bohaterem Camp Nou

redakcja

Autor:redakcja

04 listopada 2017, 23:21 • 3 min czytania 21 komentarzy

Obecną formę Barcelony najlepiej obrazuje akcja Messiego z końcówki pierwszej połowy. Argentyńczyk musiał zrobić trzy kółeczka z piłką przy nodze, aby wreszcie któryś z kolegów pokazał się do gry. Gdy ostatecznie Alba wyszedł na czystą pozycję, momentalnie otrzymał świetne podanie od Messiego, lecz zaraz piłkę oddał… Leo Messiemu. Gwiazdor Barcelony znowu zatańczył w polu karnym i wyłożył futbolówkę Paco Alcacerowi, który… akurat się poślizgnął. Choć dzisiaj były zawodnik Valencii ma pełne usprawiedliwienie. W końcu to dzięki niemu Barcelona zgarnęła komplet punktów.

Niespodziewany kozak – Paco Alcacer bohaterem Camp Nou

Naprawdę trudno zrozumieć dotychczasową zdobycz punktową Barcelony w lidze, bo na dobrą sprawę tylko Leo Messi z piłkarzy ofensywnych potrafi zagrać coś genialnego. Luis Suarez notuje najgorszy start w historii swoich występów w koszulce Barcelony. Dembele właściwie nikt nie kojarzy jako zawodnika ,,Barcy”, bo ledwo co zaczął, a już wypadł na kilka miesięcy. Podobnie zresztą ma się sprawa z Rafinhią, o którego istnieniu zapomnieli już niemal wszyscy poza Mazinho. No dobra, jest jeszcze Deulofeu i Paco Alcacer. Ten pierwszy bywa strasznie chimeryczny i gra w kratkę, a drugi niemal zawsze przesiaduje na ławce rezerwowych. Jednak dzisiaj po długim czasie zaczął mecz w pierwszym składzie – na szczęście Barcelony – bo zagrał tak, jak nigdy dotąd na Camp Nou.

Duma Katalonii atakowała od początku spotkania, ale brakował skuteczności:

– Leo Messi w swoim stylu zszedł do środka i oddał strzał zza pola karnego,

– w sytuacji sam na sam Luis Suarez próbował lobować bramkarz gości, ale uderzył zbyt lekko,

Reklama

– Messi huknął z wolnego, ale piłka zatrzymała się tylko na murze,

– z okolic dwudziestego metra uderzył również Iniesta, ale także zabrakło precyzji.

Bramka właściwie wisiała w powietrzu, ale zdobył ją dopiero Paco Alcacer, który wykorzystał błąd Escudero. Defensor gości źle przyjął piłkę, a napastnik Barcelony momentalnie doskoczył do piłki i kropnął po ziemi. Wyjście na prowadzenie zdecydowanie zwolniło grę Barcelony, która nie miała już dużego parcia na bramkę Sevilli. Właściwie w drugiej połowie zawodnicy Valverde czekali tylko na kontry. Tak więc mogliśmy oglądać coś, czego za czasów Pepa Guardioli – przy takim wyniku – nigdy byśmy nie zobaczyli. Natomiast za Valverde takie granie można uznać za pewien standard. Trudno zresztą karcić za to Barcelonę, bo punkty przecież się zgadzają… Tym razem jednak mogło skończyć się nieszczęśliwie, ponieważ Sevilla, mimo mizernej gry w ofensywie, do wyrównania doprowadziła. Pierwszym ostrzeżeniem dla Blaugrany było świetne dogranie Muriela do Sarabii, którego strzał w ostatniej chwili zablokował Semedo. Minutę później Barcelonie już się nie udało – Ever Banega precyzyjnie dośrodkował z rzutu rożnego wprost na głowę Pizarro, który skierował piłkę do siatki.

Zryw Barcelony po stracie bramki był natychmiastowy, a najlepiej świadczy o tym szarża Pique, którego strzał z dystansu zatrzymał się dopiero na poprzeczce. Chwilę potem ,,Barca” już znowu prowadziła, ponieważ dośrodkowanie Ivana Rakiticia wykorzystał Paco bohater Alcacer. Co działo się później? Właściwie to nic, bo Barcelona znowu zwolniła i czekała do ostatniego gwizdka. Cóż, trzeba się chyba przyzwyczajać do nowej Barcelony, która niekoniecznie będzie miała ochotę na strzelania pięciu albo sześciu bramek na Camp Nou.

Barcelona – Sevilla 2:1 (1:0)

1:0 Paco Alcacer 23′

Reklama

1:1 Pizarro 60′

2:1 Paco Alcacer 65′

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Hiszpania

Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
5
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

21 komentarzy

Loading...