Jeśli piłkarz w niespełna dwa miesiące łapie trzy czerwone kartki, raczej nie świadczy to o tym, że z jego układem nerwowym jest wszystko w porządku. Zwykle w takich przypadkach możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić brak piątej klepki. Jednak sprawa Naby’ego Keity jest nieco inna, bo gość może nie jest jedynie brutalem, a wyjątkowo cwanym lisem, który pragnie przyspieszyć swój transfer do Liverpoolu.
Sprawa jest dość zagmatwana, dlatego na początku ustalmy pewne fakty. W trakcie letniego okienka transferowego Liverpool pragnął zakontraktować Gwinejczyka, tak aby ten dołączył do nich od razu. Ostatecznie nie udało się, ponieważ RB Lipsk nie chciał osłabić się przed grą w Lidze Mistrzów. Warto tutaj zaznaczyć, że Anglicy byli mocno zdeterminowani, podobno proponowali za Keitę nawet 67 milionów funtów. Kasa naprawdę kosmiczna tym bardziej, iż klauzula wykupu 22-latka od czerwca 2018 roku będzie wynosiła 48 milionów funtów. Jednak na włodarzy klubu z Lipska nic nie działało i cała historia zakończyła się tak, że Keita do drużyny Kloppa trafi dopiero za rok, za sumę 48 milionów funtów. Bez wątpienia nie spodobało się to samemu piłkarzowi, dlatego prawdopodobnie rozpoczął kampanię buntu, która swój początek miała już pod koniec lipca. Czyli w trakcie, gdy trwały jeszcze negocjacje obu klubów.
https://twitter.com/Oliver__Bond/status/889485342881001473
Na powyższym filmiku możemy zobaczyć Keitę, który kasuje swojego kumpla z drużyny, Diego Demme. Oczywiście początkowo Niemiec ostro wszedł w Gwinejczyka, ale nie można tam było mówić o żadnej celowości. Natomiast to, co zrobił Keita minutę później nie pozostawia już żadnych wątpliwości – bandycki odwet. Zaraz po tym zagraniu trening został przerwany, a Demme trafił do szpitala. Już wtedy niemieckie media pisały o frustracji Keity. Następnie nadeszła czwarta kolejka ligowa i mecz z Borussią Mönchengladbach, w którym 22-latek niczym Jean Claude Van Damme kopnął przeciwnika w twarz.
Co prawda zaraz potem przeprosił, ale mimo to skończyło się na trzech meczach zawieszenia. Trzy tygodnie później Keita odfrunął w meczu reprezentacji przeciwko Tunezji. Tym razem postanowił pokazać światu swoje umiejętności bokserskie.
Natomiast wczoraj w meczu z Bayernem Keita jeszcze bardziej ubogacił swój repertuar głupich przewinień. Najpierw otrzymał żółtą kartkę za nadmierną ostrość, czyli standardowo, a kilka minut później – wiedząc przecież czym to grozi – popełnił taktyczny faul, który musiał skończyć się drugą żółtą kartką. Konsekwencje tej głupoty dla Lipska były takie, że od 53. minuty RB musiał grać z mistrzem kraju w dziesiątkę. Przegrał po serii rzutów karnych.
Oczywiście mamy świadomość, że czerwona kartka w reprezentacji ma się nijak do tezy, wedle której Keita stara się w cwany sposób trafić do Liverpoolu już zimą, jednak nie da się ukryć, że gość mocno się w ostatnich miesiącach pogubił i przyczyn tego stanu rzeczy można upatrywać w niedoszłym transferze do Liverpoolu. Wcześniej w swojej karierze Keita ani razu nie ujrzał bowiem czerwonej kartki. Nie da się ukryć, że najbardziej na tym wszystkim cierpi Lipsk, który jest notorycznie osłabiany przez gwiazdę ligi poprzedniego sezonu. Pytanie co z tym zrobi teraz Liverpool, ponieważ wydaje się, że dorzucenie kilku milionów funtów, mogłoby tym razem zadziałać i Keita trafiłby na Anfield już zimą. Scenariusz całkiem prawdopodobny, bo kto jak to, ale Liverpool w tym sezonie potrzebuje strażaka w środku pola na już, a nie dopiero za kilka miesięcy. A Lipsk może stanąć przed propozycją nie do odrzucenia: użerać się ze sfochowanym piłkarzem czy oddać go już teraz i to z nawiązką.
Póki co Keita aż za bardzo wpisuje się w marketing Red Bulla, bo na boisku wygląda, jakby przedawkował napoje energetyczne. Nawiązując do nazwy głównego sponsora klubu: jest ostatnio rozjuszony jak czerwony byk.