To już powoli staje się regułą. Nie odpowiada ci trener – wywal w trybuny. Nie akceptujesz jego zasad – zagraj do przeciwnika, niech on się martwi. Trener przegina z intensywnością treningów? Zakończ rajd na najbliższym stoperze. Bo w końcu kto powiedział, że trener ma być najważniejszy? Przecież on, stosując rotację i wydzierając się przy ławce, tylko działa na szkodę drużyny. Chyba nikt trzeźwo myślący nie uwierzy, że trener ma dobre intencje.
Pisząc ten tekst, oglądam na Canal+ Gol powtórkę wczorajszego spotkania Wisły. Może to i masochizm, ale obserwując starcie z Piastem na żywo, ciężko mi było uwierzyć w to, co widzę. Ł»e klub uchodzący w Polsce za czołowy zaliczył aż taki regres. Ł»e zjechał na poziom – z całym szacunkiem – Lechii czy Podbeskidzia i puka w dno od spodu. Ł»e przy tak wysokich zarobkach gra się tak nieprawdopodobną padakę i nie potrafi się wymienić pięciu podań ani przeprowadzić jednej składnej akcji. I to mimo odsunięcia na ławkę lub w ogóle poza kadrę największych leni.
Mówi dziś Rafał Boguski, że to co pokazuje Wisła, to wstyd, Pareiko nie mówi nic, bo nie znajduje odpowiednich słów, Wilk z typowym dla siebie grymasem dorzuca, że nikt się tego nie spodziewał, a mnie – czytając tę hipokryzję – zbiera się tylko na śmiech. Dobre sobie. „Nikt się tego nie spodziewał”. Aż tak się, Czarek, trzymasz z dala od szatni? Bo skoro sugerujesz w tym momencie, że nie graliście na zwolnienie Probierza, to chyba przebierasz się w szatni kierownika drużyny albo na klubowym parkingu.
Nie jest tajemnicą, że paru piłkarzy od jakiegoś czasu szykowało mały zamach stanu. Rozmawiali o tym między sobą, opowiadali w prywatnych rozmowach, bo ewidentnie im przeszkadzało, że – cytuję – nie czują zaufania trenera i nie ma między nimi chemii. Zapytałem nawet ostatnio jednego z podstawowych zawodników, czy grają przeciwko Probierzowi i… delikatnie mnie zamurowało. – Tak, gramy.
– I nie czujecie, że podcinacie gałąź, na której siedzicie?
– Nie. Czasem tak trzeba.
Bez ceregieli. „Czasem tak trzeba”.
Zwolnienie Probierza było kwestią czasu, ale on sam – w przeciwieństwie do Oresta Lenczyka – wolał uprzedzić ruch właściciela. Potrafił zachować honor i podał się do dymisji automatycznie zrzekając się części pensji. Ciekawe, z kim przyjdzie teraz wiślakom pracować.
Jeden darmozjad do tego towarzystwa pasuje…
TĆ