Jak na polską ligę – wyjątkowo spokojna kolejka. Owszem, nie zabrakło błędów sędziowskich oraz kontrowersji, ale nie możemy tej rubryki sprowadzić do absurdu. Jeśli błąd arbitra nie jest ewidentny, jeśli nawet po stu powtórkach zdania są podzielone, jeśli tak naprawdę chodzi o różne interpretacje zdarzenia: nie będziemy weryfikować wyniku. Teraz kusiło nas dwa razy i dwa razy się powstrzymaliśmy.
Po pierwsze – sytuacja w meczu Legia – Polonia, kiedy Wszołek upadł po starciu z Wawrzyniakiem. Gdzie był faul, a w zasadzie, który z fauli powalił polonistę? Ten przed polem karnym czy w polu karnym? A może w ogóle faulu nie było? Chyba się zgodzicie z nami, że nie była to sytuacja klarowna, ogląda się to zajście na zwolnionym tempie i wciąż pozostają wątpliwości. Arbiter był więc w bardzo trudnej sytuacji, wręcz beznadziejnej. Odpuszczamy, bo tam pomyliłby się każdy, zwłaszcza, że do końca nie wiadomo, co faktycznie byłoby pomyłką. Bliżej nam chyba do zdania, że znowu oszukana ma prawo czuć się Polonia, ale „bliżej” nie oznacza, że wystarczająco blisko.
Po drugie – gol Genkowa w meczu Wisła – Lechia. W myśl przepisów, była to bramka zdobyta nieprawidłowo, ponieważ Bułgar uniósł nogę za wysoko – a to jest niebezpieczne zagranie. Jednak wszyscy dobrze wiemy, że piłkarze sto razy na mecz podnoszą nogi na tę wysokość, przepis jest zwyczajnie martwy, nieżyciowy i nierespektowany, nie można na pewno go traktować sztywno. Obrońca Lechii nie sprawiał zresztą wrażenia, by faktycznie noga Genkowa uniemożliwiła mu lepszą interwencję, chyba się jej nie wystraszył (chociaż mógłby). Z duchem gry – bramkę zaliczamy.
Skasowane, gol prawidłowy.
W całej kolejce mamy więc tylko jedną zmianę wyniku: w meczu Korona Kielce – Podbeskidzie. Bramka Marcina Ł»ewłakowa padła ze spalonego, więc ją po prostu kasujemy. I robi się 1:1.
Jeśli coś istotnego przeoczyliśmy – piszcie, naniesiemy poprawki!
