– Kiedyś Boguś Linda powiedział coś takiego, że jak jesteś w rowie, topisz się na dnie i coś ci nagle zaczyna wychodzić. Coś ci się udaje i już się wygrzebujesz, to zamiast ktoś ci pomóc, podać rękę z góry i pociągnąć, to cię ciągną, ale za nogi do dołu. Po co tam będziesz szedł w górę? Tu z nami posiedź, w piekiełku, na dnie. To takie polskie. Niestety – mówi w obszernej rozmowie z Weszło wokalista Lady Pank, z którym pogadaliśmy nie tylko o piłce.
– Przed Euro byłeś optymistą jeśli chodzi o kadrę Smudy. Wierzyłeś, że ta drużyna może coś osiągnąć i chyba dość mocno się zawiodłeś?
– Oczywiście, że się zawiodłem. Zwykle jestem optymistą, ale mowa tu o polskiej drużynie, więc wiadomo o co chodzi. Myślę, że nie byłem w tym odosobniony, bo to młody zespół, który grał na swoich stadionach, wspierany przez swoich kibiców. Ł»yjemy w czasach, że nawet nie takie drużyny, grając u siebie, potrafiły sprawiać trudności najlepszym. No ale cóż… Smutno. Smutne były dla mnie te mistrzostwa, chociaż od pierwszej bramki Lewandowskiego z Grecją, zapowiadało się, że będzie ok. Nie będę jednak pierwszym, który powie, że to wina pana Smudy. Trudno winić piłkarzy, bo zostali tak ustawieni i tak przygotowani. Oni są od tego, żeby biegać, a zostali ustawieni przez faceta, który nie miał w głowie zupełnie ofensywnego wariantu. Był przestraszony. Jak dla mnie, to on robił wrażenie, jakby cały czas się czegoś bał. I nawet wyglądał tak, jakby się bał. Nie mogę zrozumieć sytuacji z meczu z Czechami. Cała Polska wiedziała, że musimy go wygrać. Nawet ci, co się na co dzień nie interesują piłką o tym wiedzieli. A Franek Smuda myślał, że wystarczy remis. No to ja tego nie rozumiem.
– On przecież bał się nawet zrobić zmiany.
– To jest straszna zachowawczość. Tak naprawdę, to on grał trzynastoma piłkarzami. Bał się nie wiadomo czego. Bał się podjęcia jakiegokolwiek ryzyka. W takich turniejach gra się o wszystko, więc porażka 2:5 czy 2:3, nie byłaby jakaś bardziej straszna niż 0:1. Po prostu byłaby porażką, to jest turniej. Ale grając u siebie, powinniśmy wyjść ofensywnie, a on ustawił zespół bardzo defensywnie i jeszcze bał się robić zmiany. Facet po prostu się zamknął w sobie i z nikim nie gadał. Wymyślił sobie coś wcześniej i potem zupełnie nie reagował na to, co się dzieje na boisku.
– W Smudzie widzisz główny powód tej klęski?
– Może nie tylko. Myślę, że ten obóz w Austrii był zupełnie bezsensowny. Jak widziałem, co oni tam ćwiczyli, ile tam było siłowni… Później podobnie się stało z polskimi siatkarzami w Londynie. Jakaś siłka. Wpadanie w siłkę dla facetów takich jak Lewandowski, którzy są po całym sezonie i są w formie, wydaje mi się, że nie jest najlepsze. Nie jestem fachowcem, ale jak dla mnie, to powinno im się robić taki trening, żeby utrzymać tylko tę formę, szybkość i świeżość. Są na to tysiące sposobów, a on po prostu dopakował ich fizycznie, gdzie oni po całym sezonie zdychali. Nie potrafili grać całego meczu.
– Trochę to chyba śmieszne, że cały kraj żył przygotowaniami do Euro, a one zostały zawalone wręcz u podstaw.
– Franek Smuda jest facetem, o którym się mówi, że został wybrany przez kibiców, bo miał sukcesy na krajowym podwórku. Okazuje się, że to co on robił, wygrywając mistrzostwo czy wprowadzając nasze zespoły do europejskich pucharów, to nic nie znaczy. Ł»e to jest mały pikuś. To, że on sobie radził w polskich klubach i polskiej lidze, w ogóle nie ma przełożenia w międzynarodowym futbolu. To jest zupełnie inne ciśnienie. Zupełnie inna presja. Tamtymi drużynami interesowali się tylko kibice piłkarscy, a tutaj się interesowała cała Polska. Całkowicie inny rodzaj ciśnienia i on tego ciśnienia kompletnie nie zniósł i było widać po jego sposobie bycia, że nie jest w stanie go znieść.
– Polska liga nie ma zbyt wiele wspólnego z poważnym futbolem?
– No jasne, że nie ma. Obaj doskonale o tym wiemy, że nie ma.
– I co o tym myślisz?
– Podłamuje mnie to. Niedługo pewnie będą kolejne wybory w PZPN, ale czy one coś zmienią? Czy w ogóle wybory mogą coś zmienić? Nie zanosi się na to, żeby było dobrze. Kluby mają chyba też świadomość, że będzie tak jak będzie i to trwa w takim marazmie. Nie umiem tego zrozumieć. Jakie my mamy lobby w Europie? Ł»adne, mimo że mieliśmy przed chwilą Euro, mimo że Boniek się zna z Platinim. Halo! Jeśli w rosyjskim związku działo się coś złego, to Putin po prostu ich wziął i rozpierdolił. I tyle. I nie pytał żadnego Platiniego czy mu wolno to zrobić, czy nie wolno. Tylko powiedział: won, won, won! Teraz będzie ten, ten i ten. I koniec. Jak on to zrobił, to Platini mówił: „tak jest, panie prezydencie”. I się na to zgodził, bo Ruscy mają pieniądze i się ich boi. Bo to są Rosjanie, gdzie jest kasa, gdzie jest dosyć silna liga i przede wszystkim, obrót pieniędzy jest duży. A nas traktują per nogam. Tusk chce być elegancki i jest lipa. Ruscy tak zrobili i jakoś nie dostali żadnej kary od FIFY i od nikogo, bo wszyscy się posłuchali pana cara Putina.
– W całkowitym rozwaleniu PZPN widzisz jedyną szansę?
– To jest rak. I tutaj tylko drastyczne rozwiązania mogą coś pomóc. Co z tego, że będą wybory na nowego prezesa? Być może zostanie Kosecki, może Antkowiak, a może Boniek. Może będą dużo lepsi od Laty, ale to niewiele zmienia, bo widać, że struktury lokalne, są w większości skorumpowane kompletnie. Jeżeli mamy cztery cudowne stadiony po Euro i inne, ładne, typowo piłkarskie, a mecz kadry organizuje się na lekkoatletycznym w Bydgoszczy, żeby dać tamtejszym baronom zarobić pieniądze. No i oni sobie zarobią, a potem zagłosują na Latę. To jest oszustwo w żywe oczy.
– Czyli powinno się powołać zupełnie nowy związek?
– Myślę, że tak. Jest dużo młodych, wykształconych ludzi. Umówmy się: piłka nożna, to taki sport, który zawsze będzie przynosił dochody. Więc umiejętność zarządzania tymi pieniędzmi i organizowania szkółek, powinna spoczywać na młodych ludziach, którzy się znają na biznesie. Ci panowie z PZPN, kompletnie się na nim nie znają i tak to wygląda. Ale mają stołki, mają dobre uposażenie.
– Nie no, oni się znają na biznesie, ale takim, żeby napychać własne kieszenie, a nie związkowe konto.
– Ależ oczywiście. Dla siebie, to oni zarabiają. I proszę bardzo. Natomiast nic to nie zmieni w polskiej piłce. Potrzeba nam biznesplanu i ludzi z pomysłem, którzy będą go realizować. Najlepiej młodych, dobrze wykształconych i znających języki. W PZPN-ie przecież nikt nie zna żadnych języków, a niektórzy to nawet polski słabo.
– Mnie się jednak wydaje, że gdyby Boniek został prezesem, to akurat pewne kwestie mogłyby się zmienić na lepsze.
– Podejrzewam, że tak mogłoby być. Boniek jest odważny. Był taki jako piłkarz i jest odważny jako facet. Myślę, że on mógłby sobie z nimi poradzić, bo zwyczajnie by się go bali. Jest bezkompromisowy i uważam, że w nim jest jakaś nadzieja.
– Ciężko jej natomiast upatrywać w naszej zawodowej lidze. Co sezon się nią podniecamy, ale tak naprawdę jest mega słaba.
– Słabiusieńka. Ale cały czas są przecież niesnaski między PZPN, a władzami ekstraklasy. I to są problemy, które zamiast być rozwiązywane, to się rozwijają. Jak to zwykle bywa, gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. Oglądam też tę ligę. Może nie tak dokładnie, bo nie zawsze mam czas, ale gdy nie mogę, to chociaż włączam jakieś skróty, czy fragmenty meczów. Poziom jest fatalny. Bywają dobre spotkania, ale to trzeba trafić. Raz na miesiąc zdarzy się rodzynek, w którym obie drużyny gryzą trawę i tworzą widowisko. Taki mecz powinien być co najmniej jeden w każdej kolejce, a nie raz na miesiąc.
– Nie wydaje ci się, że nasi ligowcy zarabiają za dużo i robi się wokół nich zbyt dużo szumu, jak na to co sobą reprezentują?
– Stają cię celebrytami, bo wszyscy wkoło o nich mówią. Wszyscy się interesują. W dodatku najgłośniej mówi się o kwotach transferowych, o zarobkach. I ludzie wiedzą potem, ile oni zarabiają. A w Polsce jest kryzys, ludzie mają kłopoty z pracą i jak w tym momencie czytają w gazetach (najczęściej tych wiesz, nie najlepszego lotu) o tych wszystkich milionach, to nakręca koniunkturę. Stają się gwiazdami, bo są dość zamożni. Słyszałem, że Smolarek w Białymstoku ma dostawać około 100 tysięcy euro za rok i wydaje mi się, iż właśnie tyle powinien ten facet dostawać, bo taki jest jego poziom. I sto tysięcy to jest niedużo. Ale skądinąd wiemy, że on miał zawsze ochotę na kasę i do tego zawsze dużo szczęścia. Odszedł z jakiegoś arabskiego klubu i pan szejk mu odpalił jakieś miliony. Więc teraz on może sobie grać za te sto tysięcy.
– Jeśli chodzi o polską ligę, to właśnie Jagiellonii kibicujesz?
– Tak, lubię bardzo Jagę. Jestem z Mazur, więc dla mnie to był najbliższy klub, który gra gdzieś wysoko.
– I jak oceniasz transfer Smolarka?
– To jest już Tomasza Hajty problem… Ale no nie wiem. Mając takiego piłkarza jak Makuszewski, który ledwo się tylko pokazuje, ale widać, że chłopak naprawdę umie grać w piłkę. Jest gdzieś tam z Grajewa, pokazuje się w Suwałkach i trafia nagle do Jagiellonii, gra znakomicie, zaczyna strzelać i natychmiast pojawia się menedżer Piekarski i jest sprzedaż. Jest okazja do sprzedania. No ok, to jest jakiś zarobek. Ten chłopak też pewnie więcej dostanie, bo w Białymstoku zarabiał maleńkie pieniądze. Dla niego ewidentnie jest to na pewno ok pod względem finansowym. Tylko czy pod względem sportowym tak samo? Trudno powiedzieć. Na pewno liga ruska nie jest słabsza niż polska, ale czy to mu pomoże w rozwoju? Czy on będzie zauważalny? Bo tutaj mógłby za chwilę trafić do kadry, a czy z tego Tereka trafi? Śmiem wątpić. Tu chodziło tylko o szybko zarobione pieniądze. Jest menedżer, jest kupiec, jest podaż, jest sprzedaż.
– Duże pieniądze dla takich młodych chłopaków nie są problemem? Z jednej strony może im odbić sodówka, a z drugiej mogą spocząć szybko na laurach.
– Wiesz co, powiem wprost: jak ktoś jest zawodowcem, to mu nie odbije. Sięgnijmy najwyższych półek, ale Messi jest takim zawodowcem. Jemu nie odbije. Jemu nie odpierdoli w ogóle. A to jest bardzo młody chłopak, który ma wszystko, ma świat u stóp. I jemu to nie grozi, bo on jest dobrze wychowany. Myślę, że w naszej piłce też jest kilku takich, którym nie odbije. Kuba Błaszczykowski czy Robert Lewandowski, to są goście, którzy zarabiają bardzo dobre pieniądze i im nie odbije, bo nie ma po co. Ale jak ktoś nie ma poukładane i zarobi, to je szybko rozda.
– Większość tych najbardziej utalentowanych jest jednak niezbyt poukładana.
– Wiadomo, to jest taki sport. Zresztą sam lubię Rooneya, lubię takich facetów, którzy są niepokorni. Którzy mają coś tam w żyłach i trochę lubią narozrabiać. Ale on będzie walczył, on będzie gryzł trawę i on będzie się zabijał dla drużyny. Jedno z drugim się teraz trochę kłóci, nie? Bo chciałbym, żeby był poukładany, ale niepoukładany fajniej gra, lecz może mu szybciej odbić. To jest zawsze ryzyko. Wracając do naszej ligi, to gaże jakie otrzymują w niektórych klubach piłkarze, są zdecydowanie za duże, w stosunku do poziomu jaki prezentują. W Widzewie na przykład tak nie jest, ale w Wiśle Kraków, to jest już dramat. Tam zarabiają dużą kasę, a grają tragicznie, kopią trawę.
– Właśnie. O co chodzi w tej Wiśle, że Probierz sobie tam na razie nie radzi?
– Probierz jest fajnym facetem, z charakterem. No, ale co on może zrobić, kiedy zakupy były nieudolne. Jak oni kupili z piętnastu czy dwudziestu zawodników kompletnie do siebie niepasujących. I teraz trzeba im płacić, bo oni mają ważne kontrakty i się nigdzie nie wybierają, bo nikt inny im tyle już nie da. Prosta rzecz. To są pieniądze pana Cupiała i jego sprawa jak je będzie inwestował, natomiast takie coś, nic nie daje dla polskiej piłki. Teraz coś tam Probierz wprowadza jakichś młodych chłopaków, ale do tej pory, to w Wiśle grali nieznani faceci ze świata i było ich dwudziestu. I co to w ogóle jest?! Rozumiem, że jest kłopot, bo w reprezentacji grają te farbowane lisy, ale zwróćmy też uwagę na klub. Czasem wychodzi na boisko Wisła Kraków i w podstawowym składzie jest jeden Polak. Jak dla mnie, jest to bardzo słabe. W tym zakresie, dość fajnie działa Legia. Szkolą chłopaków i wpuszczają ich do pierwszego składu i dobrze to funkcjonuje, oni potrafią grać. Brakuje tylko konsekwencji, bo w połowie zeszłego sezonu opierdzielili trzech Polaków za granicę. Nie rozumiem takiego zachowania, bo jest jak sabotaż. Po co było się napinać, że wygrają mistrzostwo, jak rozpierdzielili pół drużyny. Ja tego nie pojmę, bo to nie jest logiczne. Zwłaszcza, że ci piłkarze nie trafili do wielkich klubów. Rybus z Komorowskim poszli do Tereka Grozny, a Borysiuk do Kaiserslautern, które spadło z Bundesligi. Nic dobrego dla ich rozwoju. Rozumiem Hiszpania czy Anglia, ale wyjeżdża gdzieś tam za Kaukaz i nie wiesz, bracie, co się z nim dzieje.
– Jak z większością polskich piłkarzy wyjeżdżających za granicę…
– No tak. Wielu jeździło do Turcji i Grecjii i przestawało się o nich słyszeć. Ale to jest typowy skok na kasę, a nie na rozwój i karierę. Duża sprawa natomiast wyszła z naszymi chłopakami z Dortmundu. Trafili na człowieka myślącego. Trafili na dobrego trenera, który im zaufał i poukładał tę drużynę od początku i znalazł dla nich w niej miejsce. I miał na to czas, bo jest w tym klubie bardzo niezależny. Bardzo. Bo gdyby nie on, to Lewandowski grałby już w tym sezonie w Manchesterze United. Na sto procent by się tam znalazł – i wiem o tym, bo już nawet prezesi się zgodzili – gdyby nie fakt, że Klopp powiedział, że jak go oddadzą, to on odejdzie. I było proste ultimatum. Bardzo miło słyszeć o polskim piłkarzu takie rzeczy. Prawda jest taka, że oni trafili na świetnego szkoleniowca, który im zaufał i miał cierpliwość. Błaszczykowski już szukał, już był nerwowy, już był zagotowany, że trzeba zmieniać klub, bo go nie wystawia. Spoko. Wyczekał, teraz gra, jest w super formie. Cała ta trójka miała szczęście, natomiast reszta już tak dobrze nie trafiła. Nie wszyscy trenerzy mają tyle cierpliwości. Płacą za kogoś i chcą, aby już w drugim meczu pokazał co potrafi, a jak nie pokaże, to ława i koniec. Poza tym, wiesz, dochodzą do tego problemy językowe i mentalne. Trzeba umieć się dostosować do nowego otoczenia. To wszystko ma wielkie znaczenie, zwłaszcza u młodych ludzi. Ci z Dortmundu miała jednak farta i trafiła na fachowca.
– W Polsce brak takich fachowców?
– Oczywiście. Jest kilku młodych i ja im kibicuję. Za bardzo ich nie znam, ale pewnie są po dobrych studiach itd. Są przygotowani teoretycznie. Z drugiej strony, prawda jest taka, że trzeba znowu wrócić do tego nieszczęsnego PZPN-u… No bo kto tam siedzi w tym całym wydziale szkolenia? Co to są za trenerzy? Jaką oni mają myśl? Przecież tak się grało w piłkę trzydzieści lat temu. A oni dalej są w pionie szkoleniowym. Do widzenia! Tak się już nie gra w piłkę. I sam wiesz, teraz to można mnożyć. System naczyń połączonych. Przypomnij sobie zresztą jakie kluby kiedyś trenowali polscy trenerzy. To były poważne kluby z Europy. Brzeżańczyk – Feyenoord Rotterdam, Rapid Wiedeń. Kazimierz Górski – Panathinaikos i Olympiakos. Czy tam nawet Gmoch, cokolwiek by o nim nie mówić, ale też coś tam trenował. Była taka szkoła, która dawała jakość, ale to było trzydzieści lat temu. I oni dalej są w pionie szkoleniowym. Hello!
– I te trzydzieści lat jesteśmy z tyłu do reszty świata?
– No tak. Świat nam dawno uciekł i to zupełnie inną drogą. Świat poszedł na wychowywanie, a nie kupowanie piłkarzy. Trzeba budować zaplecze i szkółki. Francuzi tak zrobili i osiągnęli sukcesy, powygrywali mistrzostwa. Zaczęło eksplodować, to co zainwestowali w szkółki. Tam nie tylko uczyli grać w piłkę, ale i wychowywali. Taki facet potem nie dostanie pierdolca. Psychologia, obserwowanie jego rozwoju. A u nas przecież wiesz jak się bierze tych chłopaków. Z łapanki. Ma ktoś trochę talentu i daje mu się parę złotych. Potem jeden nie zwariuje, a drugi tak.
– A jak się zapatrujesz na to, że Lewandowski gra dużo lepiej w Borussii niż w reprezentacji?
– Widziałem go ostatnio w meczu Bundesligi, to naprawdę bez porównania. Jakby grał na innym paliwie. I to jest dylemat i rola selekcjonera. Np. Franek Smuda się szczycił się swoją niemieckością, że zna język i lubi niemiecką szkołę piłkarską, a nie widział co robił Klopp? Przecież on na tej trójce opiera całą piłkę. Tylko zwróć uwagę, że jak w Borussii jest jakaś akcja robiona przez trzech Polaków, to cała drużyna się za nimi przesuwa. Jak coś nie wyjdzie, to mają komu oddać, jest asekuracja. A w kadrze oni próbują w trójkę, ale reszta stoi i się patrzy. Jeżeli opieramy reprezentację na tych piłkarzach z Dortmundu, to Smuda mógł oglądać wszystkie mecze BVB z ostatnich dwóch lat i zobaczyć, dlaczego ona osiąga sukcesy. Zobaczyć, co robią pozostali piłkarze tamtej drużyny, kiedy nasi rozgrywają akcje. I szukać do kadry takich piłkarzy, którzy potrafiliby robić tak samo. Wiadomo, że ciężko u nas znaleźć drugiego Hummelsa, ale skoro mamy tylko trzy gwiazdy, a resztę rzemieślników, to kurwa mać, nauczmy tych rzemieślników grać na swoich pozycjach tak, jak grają ci rzemieślnicy z Borussii.
– Ale Franek Smuda pewnie myśli, że jest jeszcze mądrzejszy niż Klopp i nie ma potrzeby nic od niego kopiować.
– Mądry człowiek jak czegoś nie wie, to pyta i się nie wstydzi. Franek Smuda sam prochu nie wymyśli, bo nie ma na to żadnych papierów. Mógłby jednak nauczyć ludzi pewnej precyzji w wykonywaniu swojej roli na boisku. Jeżeli widzi, że Dortmund gra tak, a nie inaczej, to powinien znaleźć pozostałych piłkarzy jak najbardziej podobnych do tych stamtąd i próbować robić to, co oni. Próbować grać takim samym systemem. Przecież to żaden wstyd, gdyby ktoś mu powiedział, że on gra tak jak Borussia. Ja pierdzielę, ja bym wolał grać jak Klopp i wygrywać, a nie grać jak Smuda i przegrać.
– W takiej sytuacji chyba górę wzięły kompleksy?
– No tak, Smuda w całości jest złożony z kompleksów. On jest jednym wielkim kompleksem. I taka jest prawda. On się wystraszył, zamknął i strasznie zbłądził. Po co on brał Rafała Wolskiego na Euro? Ł»eby się dziennikarze nie czepiali. Wziął go na siłę z kontuzją i w ogóle z niego nie skorzystał. Ale jak masz takiego młodego technika i widzisz, że nic ci nie idzie twardym graniem, to… A skąd wiesz, czy w takim meczu taki chłopaczek ci nie zaskoczy? Dla niego to jest wielka sprawa. Młodość i fantazja. I może akurat dałby ze trzy piękne passy do Lewandowskiego czy gdzieś. Przecież wiadomo, że Murawski nie poda żadnego passu, bo on nie daje rady nawet biegać odkąd wrócił z Rosji. Po co więc był ten Wolski?
– Ł»eby się Smudy nie czepiać.
– No stary… Przecież to jest żadne ryzyko. Czemu my nie zagraliśmy ofensywnie? Ł»eby nie przegrać? A i tak przegraliśmy. Jak dla mnie, to lepiej przegrać w ładnym stylu, grając ofensywnie niż grać tak jak Smuda, a i tak przegrać.
– Waldemar Fornalik to dobry następca Smudy?
– Boje się, że to będzie podobnie. Oczywiście jest młodszy, więc pewnie bardziej otwarty umysłowo na różne rzeczy. Wydaje mi się, że z niego spokojny, fajny facet. Sprawia wrażenie zrównoważonego. Ale jak dla mnie, to on nie ma charyzmy. A do tej drużyny trzeba mieć charyzmę. Jak oglądam mecz Dortmundu i widzę jak się zachowuje Klopp, gdy na przykład Błaszczykowski schodzi z boiska, to przytula go, przybija piątkę z powerem i widać, że tam jest chemia. Tutaj tego nie ma. Uważam, że Fornalik może być niezłym fachowcem i pewnie przyzwoitym człowiekiem, ale wydaje mi się, że on nie ma za grosz charakteru. A sam wiesz, że piłkarzom w reprezentacji potrzebny jest ktoś, kto chwyci za ryj i będzie wymagał.
– Trener powinien być chyba czasem nie do końca przyzwoity, żeby sobie nie dać wejść na głowę?
– Właśnie dlatego optowałem za powołaniem na to stanowisko Piotra Nowaka, który jest po prostu tego typu facetem. Potrafi postawić na swoim i ma świetną szkołę kondycyjną, bo uczył się w USA, gdzie uczyli się też nawet Niemcy za Klinsmanna i do dzisiaj z tego korzystają. Poza tym, był świetnym technikiem, mówi w wielu językach, przez wiele lat grał w Niemczech w dobrym klubie i był rozpoznawalnym playmakerem. A playmaker to facet, który dużo widzi i myśli.
– W Polsce jednak do takich ludzi się podchodzi nieufnie i w opcji, że jak wyjechał za granicę i mu się tam powiodło, to niech sobie tam siedzi dalej.
– A bo jeszcze jest trochę niepokorny, a bo ma swoje zdanie. Bo nie będzie się Piechniczkowi kłaniał. Bo nie będzie klepał Laty po plecach, bo ma swoje zdanie i nie będzie bał się go wypowiedzieć. No więc jak nie jesteś taki, żeby wejść w nasze układy, gdzie rączka rączkę myję, to ci dziękujemy.
– Chyba nie tylko w piłce tak jest. Po prostu jesteśmy takim narodem, że jak komuś się coś udało, to życzy się mu źle i tylko czeka na potknięcie?
– Kiedyś Boguś Linda powiedział coś takiego, że jak jesteś w rowie, topisz się na dnie i coś ci nagle zaczyna wychodzić. Coś ci się udaje i już się wygrzebujesz, to zamiast ktoś ci pomóc, podać rękę z góry i pociągnąć, to cię ciągną, ale za nogi do dołu. Po co tam będziesz szedł w górę? Tu z nami posiedź, w piekiełku, na dnie. To takie polskie. Niestety.
– Czujesz dumę z bycia Polakiem czy raczej wstyd?
– Bywam dumny. Nie jestem na pewno bez przerwy dumny. Natomiast czasami jest mi wstyd. I to jest bardzo zmienne, bo czasami się cieszę, że jednak potrafimy coś razem zrobić, umiemy się jednoczyć.
– Ale dopiero jak ktoś nas postawi pod mur.
– To jest na pewno fajna cecha, że jesteśmy razem w trudnych sytuacjach. Mimo wszystko, bo są pewnie narody, które nigdy sobie nie pomogą. Potrafimy być solidarni i blisko siebie. Jednak to są takie zrywy, a potem znowu… Po co sąsiadowi dwie krowy. Skąd on je wziął? Pewnie ukradł? Wiadomo o co chodzi. Nie mamy dobrej opinii i wcale się nie dziwie, że jej nie mamy, bo nie szanujemy samych siebie.
– Skąd to się bierze?
– Będę się upierał, że to jest w dużej mierze kwestia wychowania. Mówi się, że jak minie to pokolenie to przyjdą młodzi i będzie lepiej. Wiesz, ta cała zjednoczona Europa, że będą mieć wolne umysły. Mają wolne paszporty, mogą jeździć po świecie i na pewno się zmienią. Staną się lepsi, fajniejsi, bardziej otwarci, tacy jak na świecie. Okazuje się, że owszem, oni są, mają paszporty, ale wracają do domu, gdzie ojciec mówi to samo, co mówił wcześniej. Gdzieś ich w głowach to zostaje. Gdzieś w genie jest zakorzeniona taka zawiść i nielubienie drugiego człowieka.
– Często cię to spotyka?
– Akurat ja nie mogę zbytnio narzekać na swoje życie. Zdarzają się tacy ludzie, ale to jak wszędzie, jak w każdej społeczności. Mam od wielu lat możliwość konfrontowania się z ludźmi, gram ciągle koncerty, więc jest mnóstwo okazji do pogadania z różnymi ludźmi o różnych sprawach. Czasami fajnie sobie z kimś pogadam jak jadę pociągiem. Mam dużo szczęścia. W większości trafiałem na przyzwoitych ludzi. Oczywiście, jak to w życiu, trafiłem też na paru skurwysynów, ale w większości na dobrych ludzi. I pewnie przez to mam więcej tolerancji dla durnoty.
– Pewnie bez tego byłoby ciężko dostać się z Olecka na szczyty polskiej sceny muzycznej?
– Zdecydowanie. Tak jak mówiłem: miałem szczęście. To długa historia, bo musiałbym o wojsku opowiadać itd., a nie mamy na to czasu. Może kiedyś książkę napiszę, to o tym wspomnę. W każdym razie, interesowałem się tym mocno, byłem w muzyce bardzo długo i od dzieciaka grałem w jakichś kapelach. Coś zakładałem, rozwiązywałem. Oczywiście, nawet wtedy nie marzyłem o czymś takim jak Lady Pank. Zupełnie przypadkowo poznałem Mogielnickiego, który akurat znał Janka Borysewicza i to wszystko się jakoś tak zazębiło. Po prostu, byłem w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. I trzeba przyznać, że to był przypadek.
– Na taki przypadek trzeba było chyba jednak jakoś zapracować, bo siedząc w domu z założonymi rękami, raczej o niego ciężko?
– Jasne, że tak. Brałem czynny udział we wszystkim. Jeździłem na jakieś pokazy, kręciłem się, chciałem to robić. Ja normalnie zapierdzielałem. Konkursy różne, z zespołami rockowymi, takimi, owakimi. Udzielałem się non stop. Natomiast to, że akurat Lady Pank, to był całkowity zbieg okoliczności. Dość dużo jednak nad tym pracowałem. Słuchałem, poznawałem ludzi, którzy więcej ode mnie wiedzieli.
– I od dziecka miałeś taką pewność, że będziesz robił to, a nie nic innego?
– Pewności to nie miałem. Chciałem, ale nie wiedziałem jak to będzie. Jako dzieciak też łapałem się za sport. Za piłkę, za hokej. Ale jak już byłem w tej muzyce, to czułem się w niej dobrze. Jednak nawet jak trafiłem do Lady Pank, to powiem ci, że przez pierwsze miesiące było tak, że ok, dobrze nam idzie, grają nas radia, ludzie przychodzą tłumnie na koncerty, ale to może się jutro skończyć. Nikt się nie spodziewał, ani Janek, ani ja, ani pewnie większość fanów, że my będziemy grali trzydzieści lat, a w tym roku właśnie już tyle nam stuknęło odkąd jesteśmy na scenie. Myślałem: – E tam, zabawa. Rok dwa. Pojawił się mój syn Wojtek, byłem młody chłopak i zakładałem, że jak nie wyjdzie, to sobie wrócę do Olecka i będę pracował w domu kultury. Będę miał jakiś band, może będę nauczycielem. Miałem takie bliżej nieokreślone jeszcze plany.
– Wytrzymałbyś w takim życiu?
– Teraz wiem, że nie, ale wtedy tego nie wiedziałem. To co było ochotą i przyjemnością, stało się też moim zawodem na całe życie. Na początku jednak nie zakładałem, że to się uda, że to tak będzie trwało. Po roku grania mogłem sobie bardziej to uświadomić, że jak nie będziemy już grali, to będę robił coś innego, ale teraz to już trudno. Nie wyobrażam sobie, żebym robił coś innego, a jeśli już, to będę robił rzeczy związane z muzyką.
– Emerytury chyba sobie nie wyobrażasz?
– Nieeee. Nie wyobrażam całkowicie. Jesteśmy Lady Pank i gramy. Emerytury sobie kompletnie nie wyobrażam. Dopóki będę mógł grać, dopóki będę miał zdrowie i oczywiście ochotę. Na razie, po tylu latach, to jest nadal wszystko emocjonalne. Nadal chętnie czekasz na koncert. Prawda jest jednak taka, że któregoś dnia może przyjść taki moment, że już nie chcę i nie mam siły. Albo, że to co robię jest śmieszne. Tego się chyba najbardziej obawiam, że to co robię jest głupie, że po co ja to w ogóle jeszcze robię. Na razie jest jednak bardzo dobrze. Nawet jeśli za jakiś czas nie będę grał koncertów, to w dalszym ciągu będę miał coś wspólnego z muzyką. Nie wiem, może będę coś produkował, może kogoś wyszukiwał. Po tylu latach byłoby mi trudno całkiem odejść.
– Kiedyś na Weszło był ranking bramkarzy, którym dałbyś wyprowadzić psa. Na pierwszym miejscu znalazł się Artur Boruc, a teraz jest bez klubu…
– Szkoda mi go bardzo. To jest gość z charyzmą i charakterem. Nie wiem czy w jego życiu sportowym nie za dużo jest prywatności i takich rzeczy pozasportowych, które mają zbyt duży wpływ na jego karierę. Nie mówię, że to jest naganne, jakieś piwo czy coś tam. Ale jakby życie osobiste, za bardzo wpływa na niego i na to, że to mu nie poszło tak, jak mogło pójść. Według mnie, to jest wielki talent i jeden z fajniejszych bramkarzy.
– O twoim życiu prywatnym też bywało głośno. Ł»e pijesz, że to, że tamto. Mam jednak wrażenie, że bez tego nie byłbyś sobą też w życiu zawodowym. Tego się chyba nie da tak po prostu oddzielić.
– Jasne, tylko nie można przesadzić. Jeżeli się przesadzi, i tak jest we wszystkim, no to jest przeginka. Wszystko jest dla ludzi i wszystko można robić, jeżeli to nie powoduje, że praca staje się drugoplanowa. Wiesz, jeżeli to co robisz, granie, śpiewanie czy pisanie jest na drugim planie, a na pierwszym jest zabawa, no to sorry. To się nie da.
– Przez tyle lat potrafiłeś to kontrolować?
– No właśnie potrafiłem. Oczywiście nie zawsze, zdarzały się momenty, gdzie to wymykało się spod kontroli. Byłem młodszy, to machałem ręką na wiele rzeczy, że jakoś to będzie. Ale przecież wiesz jak łatwo w tym zawodzie odpłynąć. W dodatku jeśli robisz rzeczy, które ludzie gdzieś tam dostrzegają i się nimi interesują. Jesteś rozpoznawalny i zauważalny, to łatwo nie jest się trzymać. Ale trzeba mieć takie predyspozycje, które powodują, że to co robisz, z czego żyjesz i jest twoją siłą, musi być najważniejsze. Umieć to pogodzić nie jest łatwo, ale wielu się udaje i sobie radzą.
– Po czym oceniasz ludzi? Komu dałbyś wyprowadzić psa, a komu nie?
– Nigdy nie wiadomo. Ważne są oczy. Czasami zamienię z kolesiem dwa zdania na ulicy, ktoś mnie zaczepi, o coś zapyta i już wiem. To jest troszkę chyba instynkt. Wyczuwam po prostu, że ktoś jest fajny, dobrze się z nim gada i przebywa. Gdzieś w barwie głosu, w spojrzeniu, wyczuwam takie rzeczy. Ale trudno mi się dziwić, bo jak od trzydziestu lat patrzysz na ludzi, wychodzisz na scenę i masz przed sobą tłum i na nich patrzysz, to można się pewnych rzeczy nauczyć.
– Kto z piłkarskiego środowiska nie miałby szans, żeby wyprowadzić twojego psa?
– Znalazło by się pewnie parę takich osób, które nie są… Jak tak sobie obserwuję, to myślę, że taką osobą jest Jacek Gmoch. Trener, który dla mnie jest po prostu tak pokręcony, że szok. Wiadomo, starszy pan. Ale ma w sobie strasznie dużo buty i to niczym nieuzasadnionej. Kiedyś był zabawny, ale potem trochę przeszarżował i to nie jest facet, któremu można by zaufać. Ja bym nie dał rady.
ROZMAWIAŁ TOMASZ KWAŚNIAK
([email protected])