Tekst czytelnika: Strażak Juanjo i niesforny wynalazca Cuauhteminy – Cuauhtemoc Blanco

redakcja

Autor:redakcja

19 września 2012, 11:05 • 8 min czytania

„Skromny mężczyzna o wielkim sercu. Kocha swoją matkę, której zwierza się ze wszystkich problemów. Kibicuje jej w staraniach o serce Dona Napo. Od dziecka chciał pomagać innym, dlatego postanowił zostać strażakiem. Zakochał się od pierwszego wejrzenia w Lindzie, która go kokietuje i zgadza się za niego wyjść, mimo że romansuje z Osvaldo” – to po krótce sylwetka Juanjo, jednego z bohaterów meksykańskiej telenoweli „Triumf miłości”, którą bodajże można lub można było oglądać na TV4. Ktoś oglądał? Albo inaczej, ktoś poznał w nim piłkarza, który brał udział w trzech mundialach?
Gdyby ktoś bardziej znał się na serialach niż na piłce, chodzi mi o syna Dony Milagros i kuzyna Cruza i Chente. Jeśli jest odwrotnie, o 119-krotnego reprezentanta Meksyku, Cuauhtemoca Blanco. Pytam, bo w rodzimych, filmowych zakątkach internetu można znaleźć komentarze, że aktor z niego marny, a praca w filmie nie jest dla niego. No i prawdziwy hit – że powinien zmienić zajęcie. Większość kibiców piłkarskich w naszym kraju tak naprawdę nie ma pojęcia o futbolu i – przykro to mówić – ale tak samo jest chyba z miłośnikami telenowel, bo w ojczyźnie, Blanco zbierał niemal same pochwały. Oczywiście nie można wykluczyć, że miało to związek z jego wcześniejszymi dokonaniami na boisku.

Tekst czytelnika: Strażak Juanjo i niesforny wynalazca Cuauhteminy – Cuauhtemoc Blanco
Reklama

Fani uwielbiali go tak bardzo, że nie mogli uwierzyć w wiadomość z 59. odcinka. Zapłakana Natalie poinformowała wszystkich, że Juanjo stracił życie w jednej z akcji ratunkowych. Producenci telenoweli przyznali, że jeszcze nigdy tak wielu widzów nie pytało o przyszłość jednej postaci. Jakże wielka radość wybuchła, gdy dziesięć odcinków później strażak stanął w drzwiach swojego domu. Nie uwierzycie, ale to nie był jego klon, to był prawdziwy Juanjo! Jak się okazało, zabalował z miejscowymi pijakami. Jego rodzina myślała, że zginął, gdyż pomyliła go z człowiekiem, który miał jego ubranie. Nikt nie był jednak niczego pewny w stu procentach, ponieważ miał on zmasakrowaną twarz.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Podsumowując inne, związane z nim wątki, Juanjo związał się z Naty, z którą miał mieć dziecko. Wcześniej zmarła wspomniana na początku Linda. Uff, to chyba tyle. – Polubiłem to. Na planie wszyscy byli wobec mnie przyjaźnie nastawieni. Myślę, że stworzyliśmy razem niezły zespół. Na samym początku przygody czułem zdenerwowanie, ale z czasem przyszedł większy luz. Uznaje to za niezwykle miłe doświadczenie – mówił Blanco, który nigdy nie brał udziału w prawdziwych lekcjach z aktorstwa. Praca nad telenowelą tak mu się spodobała, że nie zaprzeczył, że widzowie jeszcze kiedyś zobaczą go na małym ekranie. Być może kiedyś weźmie się za to na dobre. Zresztą seriale to nie wszystko, jakiś czas temu dostał własny program, „The Cuauhtemoc Blanco Hour”.

Popatrzmy na to wszystko z innej strony. Czy komuś przeszkadzałaby praca w takim towarzystwie?

Image and video hosting by TinyPic

Chyba nie. Cuauhtemoc od zawsze znany był ze swoich miłosnych podbojów. Często wiązał się z mniej lub bardziej znanymi aktorkami i modelkami. Zdradzał je i odbijał innym. Podobno nie szczędził na nie grosza, ale nie był też typowym modnisiem, ponieważ nigdy nie przywiązywał większej wagi do tego, co ma na sobie.

Odkąd zajął się grą w serialu, kibice zaczęli na niego wołać „Juanjo”. Mało tego, w trakcie rozmów wiele osób nazywa go strażakiem, ale jemu to w żaden sposób nie przeszkadza. – To miłe – przyznaje. Rzecz jasna nie jest też tak, że w Meksyku wszystkim podobała się jego gra aktorska, ale tym również się nie przejmuje. Jak mówił, z wytykania błędów można się naprawdę wiele nauczyć.

Jeśli chodzi o producentów telenoweli, to nie owijali w bawełnę i od samego początku tłumaczyli, że przez zatrudnienie Blanco chcieli zaciągnąć przed odbiorniki meksykańskich kibiców. Głównie mężczyzn, którzy mieli w dupie ich wcześniejsze seriale. W końcu każdy chociaż raz musial zobaczyć jak jego idol z dzieciństwa radzi sobie na planie filmowym.

To może tyle o jego poczynaniach na małym ekranie. W końcu Blanco uznawany jest za jednego z najlepszych, a przede wszystkim najbardziej charyzmatycznych zawodników w historii Meksyku. Niezwykle inteligentny, dobrze wykonujący stałe fragmenty, a przede wszystkim odpowiedzialny za atmosferę w szatni. Tym wszystkim nadrabiał brak szybkości wynikający pewnie z lekkiej nadwagi. Zarówno na boisku, jak i poza nim tryskał poczuciem humoru.

Blanco w latach 2007-2009 reprezentował barwy amerykańskiego Chicago Fire, gdzie spotkał się z Tomaszem Frankowskim. Zdarzało się, że obaj panowie mieszkali w jednym pokoju podczas zgrupowań. – W szatni wszyscy pytaliśmy, w którym jest miesiącu ciąży. Ze śmiechem odpowiadał, że w piątym. Robienie brzuszków w siłowni go nie interesowało. Jeśli już musiał brać udział w ćwiczeniach, to wykonywał niezbędne minimum. Jeśli trzeba było zrobić od pięciu do dziesięciu wyciśnięć sztangi, robił pięć – mówił jakiś czas temu na łamach „Przeglądu Sportowego” snajper Jagiellonii. Po co miał męczyć się ze sztangą, skoro i bez tego zawsze wyróżniał się na boisku.

Meksykanin był wielką gwiazdą całej MLS. Według niektórych jeszcze większą od Davida Beckhama. Chociaż zarabiał trochę mniej, bo 2,7 mln dolarów. Dzięki niemu MLS oglądało jeszcze więcej jego rodaków. Respekt czuli nawet szkoleniowcy, którzy po prostu bali się sadzać go na ławce. Przecież to wielki Cuauhtemoc!

Za czasów gry w Chicago „Cuau” wsławił się też jedną z najniższych „łapówek” w historii futbolu. Mecz ligowy pomiędzy „strażakami”, a Columbus Crew zakończył się remisem 2:2. Z pozoru nic nadzwyczajnego, ale przy stanie 2:0 jeden z zawodników drużyny z Columbus został wyrzucony z boiska. Po meczu Meksykanin widziany był w drodze do pokoju sędziowskiego wraz ze swoją koszulką, na której widniał złożony wcześniej autograf. Przypadek?

Jeśli chodzi o inne dziwne incydenty w USA z jego udziałem, to w jednym ze spotkań z D.C. United Blanco chciał wydłubać oko jednemu z rywali, a później, gdy schodził z boiska (tym razem ponoć przypadkiem) zaatakował ochroniarza. Zdarzało się też, że pięściami próbował rozwiązywać konflikty z kolegami na treningach.

W Stanach Zjednoczonych udało się mu strzelić około 20 bramek w 70 spotkaniach. Trzeba jednak pamiętać, że w późniejszej fazie swojej kariery Meksykanim częściej grywał na pozycji ofensywnego pomocnika, aniżeli był prawdziwym snajperem.

Cuauhtemoc jest prawdziwą ikoną meksykańsiej Ameriki. Każde źródło podaje inne liczby, ale to pewne, że w ponad 300 spotkaniach strzelił blisko 140 bramek. Do dzisiaj jest drugim najlepszym strzelcem w historii klubu. W sumie, z przerwami na wypożyczenia do Clubu Necaxa, Veracruz i hiszpańskiego Valladolid występował w niej przez 15 lat. Pięciokrotnie wybierany był na MVP ligi meksykańskiej, co osiągnął również w MLS. W barwach Ameriki też często pokazywał charakterek. Osiem lat temu z premedytacją uderzył łokciem jednego z rywali, co zapoczątkowo wielką bójkę w spotkaniu Copa Libertadores z Sao Caetano. Mimo tego, że został wyrzucony z boiska, po chwili na nie wrócił, żeby dokończył to, co zaczął.

Często do podobnych sytuacji dochodziło w trakcie spotkań ligi meksykańskiej. I to nie tylko w koszulce Ameriki. Po meczu z Sao Caetano został ukarany kilkunastomiesięczną dyskwalifikacją i odszedł na wspomniane wypożyczenie do Veracruz. – Jesteś pierdoloną miernotą – powiedział na lotnisku w Los Angeles do kolegi z reprezentacji, Israela Lopeza. Tak naprawdę daleko im było do koleżeństwa. Zaczęło się od tego, że Blanco nazwał mierzącego 166 cm wzrostu, ówczesnego zawodnika Toluki karłem. Piłkarze często zcierali się na boisku oraz wielokrotnie grozili sobie śmiercią i wyzywali własne matki.

Jeśli dodamy do tego bijatyki z negatywnie oceniającymi jego grę komentatorami i źle wypowiadającymi się na temat jego kobiet kelnerami, można się przez chwilę zastanowić, czy gdyby nie wybuchowy temperament, Meksykanin nie osiągnąłby jeszcze więcej. Z pewnością byłby jeszcze bogatszy, bo kary za incydenty z przeciągu całej kariery można liczyć w milionach dolarów.

Blanco z 39 bramkami na koncie jest drugim najlepszym strzelcem w historii reprezentaji Meksyku. Zagrał na trzech mistrzostwach świata: we Francji, Korei i Japonii oraz RPA. A wystąpiłby również w Niemczech, ale przeszkodził mu w tym konflikt z selekcjonerem Ricardo La Volpe. Zapoczątkował go oczywiście Blanco, który kilka lat wcześniej, po strzeleniu bramki w barwach Ameriki położył się przed szkoleniowcem. Poza tym, nazwał jednego z jego zawodników psem. Gdy La Volpe objął już reprezentację, często dochodziło między nimi do kłótni. Zdarzało się nawet, że Blanco groził trenerowi. Kibice stali murem za swoim idolem, ale nie udało się im nic wskórać.

Aha, jeśli chodzi o psa, to Cuauhtemoc często prowokował rywali wcielając się w małego szczeniaczka. Po strzeleniu gola podbiegał do ofiary, podnosił łapę do góry i udawał, że oddaje mocz.

W 1999 roku Blanco zdobył ze swoją reprezentacją Puchar Konfederacji. Wraz z Ronaldinho został współkrólem strzelców imprezy. Sięgał też po Złoty Puchar CONCACAF. W 2008 roku poinformował o zakończeniu reprezentacyjnej kariery, ale kilkanaście miesięcy później, za sprawą Javiera Aguirre postanowił do niej wrócić. Zresztą odejść z kadry chciał już w 2001 roku, kiedy to obraził się na rodzimą federację, która nie chciała zapłacić za bezpośredni lot z Hiszpanii do Meksyku.

Na zgrupowaniu przed mundialem w RPA, Blanco został przyłapany na imprezowaniu, czym złamał wewnętrzny regulamin drużyny. Trener przymknął jednak na to oko.

Jego bramka z rzutu karnego w drugim spotkaniu grupy A z Francją, która przypieczętowała zwycięstwo nad „Trójkolorowymi” spowodowała, że w meksykańskich szkołach przerwano lekcje, a w firmach pracę. Kibice chcieli nawet, żeby jego podobizna znalazła się na jednym z narodowych banknotów. Meksyk ostatecznie wyszedł z grupy, ale jego przygodę na mundialu w 1/8 finału zakończyli Argentyńczycy. Sam Blanco, który nie licząc bramkarzy był najstarszym zawodnikiem imprezy, wyrównał rekord Antonio Carvajala w liczbie gier na mistrzostwach świata. Obaj zatrzymali się na 11 spotkaniach.

Zdecydowanie największą sławę przyniósł mu jednak mundial z 1998 roku. Strzelił na nim tylko jedną bramkę, ale to wtedy Blanco po raz pierwszy zaprezentował niecodzienną sztuczkę, „Cuauhteminę”. Polega ona na chwyceniu futbolówki między łydki i szybkim skoku. Tak, tak, to właśnie Meksykanin jest jej autorem.

39-latek występuje obecnie w barwach drugoligowego Deportivo Irapuato, którego jest najlepszym strzelcem. W przyszłości – prócz gry w serialach – chciałby na dobre zająć się trenerką. Cóż, można tylko zacierać ręcę na obserwowanie sposobów prowadzenia przez niego drużyny.

MATEUSZ MICHAفEK

Najnowsze

Ekstraklasa

Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”

redakcja
0
Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”
Ekstraklasa

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

redakcja
2
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama