Marek Chojnacki o sytuacji w ŁKS-ie: Trzeba skończyć z życiem na debet

redakcja

Autor:redakcja

16 września 2012, 11:49 • 9 min czytania

– Nie mam nic przeciwko temu, żeby nawet w IV lidze ktoś płacił potężne pieniądze – skoro go stać, niech płaci. Ale nie może być takiej sytuacji, że na papierze widnieją wielotysięczne kontrakty, a budżet jest napisany w oparciu o jakieś przewidywania wzięte z sufitu – mówi w rozmowie z Weszło Marek Chojnacki, trener فódzkiego Klubu Sportowego. Rekordzista pod względem występów w Ekstraklasie opowiada o sytuacji w klubie po spadku, nowym stadionie w Łodzi oraz różnicy między poziomem sportowym, a widowiskowością pierwszej ligi.
To jest pańskie trzecie podejście do ŁKS-u, za pierwszym razem miał pan Hajtę, czy Niżnika, za drugim Kłosa i Milę, a teraz z większym doświadczeniem w Ekstraklasie został jedynie Bogusław Wyparło i Paweł Sasin. Da się w ogóle jakoś porównać te zespoły?
– Ł»ycie biegnie teraz bardzo szybko, w piłce nożnej jeszcze szybciej. Prześledziłem ostatnio składy فKS-u na przestrzeni ostatnich pięciu lat i praktycznie co pół roku był to zupełnie inny zespół. To zresztą nie tyczy się tylko ŁKS-u, ale większości klubów. Praktycznie nie ma stabilizacji, czy na poziomie Ekstraklasy, czy I ligi, czy nawet na tych niższych szczeblach. Mamy wolny rynek, zawodnikom kończą się kontrakty, przelatują przez kluby – to jest normalne i trzeba się z tym pogodzić. Na pewno nie jest to łatwe dla trenerów, bo żeby nasza praca miała efekty musi mieć ciągłość. Czasem kiedy ma się zaledwie pół roku na wykrzesanie z piłkarzy umiejętności – ciężko coś w takim okresie zrobić, więcej w grze jest przypadku, niż pracy trenera.

Marek Chojnacki o sytuacji w ŁKS-ie: Trzeba skończyć z życiem na debet
Reklama

Zaczęliśmy od porównania składów – فKS w poprzednich latach często skupiał u siebie weteranów, czy piłkarskich rozbitków, tym razem postawił na wychowanków. Pan sam wychował się w Łodzi, na ŁKS-ie – to ułatwia pracę z chłopakami jak choćby Sarafiński, Papikyanowie, czy Golański?
– Nie postrzegam tego w ten sposób. Dla mnie każdy zawodnik jest tak samo ważny, a na tym etapie, z takimi zawodnikami chcę ich przede wszystkim czegoś wartościowego nauczyć, by w przyszłości mogli wykorzystać swoje możliwości. Jasne, cieszę się, że ŁKS – choć sportowo nie prezentuje się za dobrze – gra wychowankami. Jest to sytuacja wymuszona przez finanse i problemy organizacyjne, ale już wcześniej فKS wychowywał sporo utalentowanych zawodników, którzy potem stanowili o sile zespołów Ekstraklasy.

فKS-u nie było stać na zatrzymanie ich w Łodzi…
– Nad tym trzeba ubolewać – oni w ŁKS-ie spędzają góra rok, czy dwa i rozjeżdżają się po całej Polsce… Zresztą nie dotyczy to tylko ŁKS-u, ale wszystkich klubów. Idealne byłoby, gdyby w każdym zespole grali przede wszystkim wychowankowie, nikomu nie ujmując – tacy ludzie zawsze są bardziej przywiązani, walczą na całego. Kibice bardziej się identyfikują z takimi zawodnikami, oni sami czują się w domu o wiele lepiej. Jeśli w klubach byłaby płynność finansowa – piłkarze nie musieliby jeździć za chlebem. Niestety póki co to chyba jedynie naiwne marzenia.

Reklama

Wszystko rozbija się o pieniądze. Jak pan ocenia zmiany pod tym względem w ŁKS-ie? Nowi włodarze narzucili limity płacowe…
– Musimy twardo stąpać po ziemi. Siedem, osiem lat temu, gdy Danielowi Goszczyńskiemu „szło” w interesach, mógł inwestować w ŁKS, rozwijać klub. Wiadomo jednak jak jest w biznesie – kończy się koniunktura, przychodzi krach i wtedy trzeba ratować swoje interesy. Od tego momentu w ŁKS-ie zaczęło się dziać źle i to zaciskanie pasa trwa do dziś. Moim zdaniem błędem było stawianie na takie krótkowzroczne sukcesy sportowe, byle się utrzymać, byle awansować. Trzeba było ściągać „na szybko” zawodników, oferowano im wysokie kontrakty, oczywiście potem ich nie płacono – w ten sposób pojawiły się długi, które ciągną się za nami cały czas. W lutym prawie wycofaliśmy się z ligi! Co do limitu płac – myślę, że to wszystko będzie szło w tym kierunku, zarówno w piłce, jak i w sporcie. W końcu sponsorzy zaczną podpisywać takie umowy, na jakie ich stać, a nie ciągle uciekać w kolejne debety.

Tu pojawia się kontrolowanie finansów klubowych przez choćby PZPN.
– Ta instytucja pod tytułem „licencje” nie jest moim zdaniem zbyt wiarygodna. Jeśli mielibyśmy do tych warunków licencyjnych podejść rzetelnie, to w Ekstraklasie powinny grać trzy, albo cztery kluby. Każdy ma jakieś długi, problemy… My w ŁKS-ie mieliśmy do wyboru – grać na poziomie I ligi i grać takimi zawodnikami, jakich teraz mamy, albo zaczynać od samego początku, od IV, czy V ligi. Moim zdaniem sporym problemem jest podział inwestowanych w klub pieniędzy. Płaci się wszystkim, poza piłkarzami i trenerami. Ochrona, rejestracja zawodników, składki związkowe, sędziowskie… W dodatku istnieje przymus zakładania spółek akcyjnych, co w przypadku większych problemów klubu może skutkować upadłością, albo przeniesieniem do innego miasta. W przypadku rejestracji klubów jako stowarzyszeń, takie sytuacje nie miałyby miejsca. Potem klub musi kombinować jak pokryć wszystkie możliwe wydatki, zapominając czasem o zawodnikach, a przecież to oni powinni być najważniejsi.

Dlatego w ŁKS-ie wprowadzono limity płacowe? Myśli pan, że szukając oszczędności, inne kluby zdecydują się na podobne rozwiązanie?
– Ja nie mam nic przeciwko temu, żeby nawet w IV lidze ktoś płacił potężne pieniądze – skoro go stać, niech płaci. Ale nie może być takiej sytuacji, że na papierze widnieją wielotysięczne kontrakty, a budżet jest napisany w oparciu o jakieś przewidywania wzięte z sufitu. Układanie budżetu szacując na przykład zyski z biletów, oczekując, że przyjdzie określona ilość kibiców jest bardzo ryzykowne, bo przecież nie wiadomo co się może w międzyczasie wydarzyć. Trzeba realnie patrzeć na swoje portfele, a nie kreować jakieś wirtualne zyski. Gdzieś wyczytałem, że Śląsk ustalał budżet przewidując w nim zyski z awansu do kolejnej rundy w europejskich pucharach. Wiadomo, łatwiej jest w Ekstraklasie, gdzie zawsze na czas wpływa określona pula pieniędzy z Canal +. W I lidze możemy się ewentualnie domyślać, ile dostaniemy pieniędzy z miasta. Nie wiem jak to potoczy się w innych klubach, ale z pewnością trzeba twardo stąpać po ziemi – ile mamy w kasie, na tyle sobie możemy pozwolić. Ciągłe życie na długu nie ma prawa bytu.

Skoro już jesteśmy przy organizacyjnych sprawach – pamięta pan kiedy rozpoczęto w Łodzi rozmowy na temat nowego stadionu? Niedługo minie chyba dekada od pierwszych deklaracji…
– فódź jest specyficznym miastem. To co było w Łodzi już nie wróci – to miasto żyło przemysłem lekkim, z którego teraz już nic nie zostało. Na marginesie – mimo tej nieciekawej sytuacji, w zeszłym sezonie byliśmy chyba na pierwszym miejscu jeśli chodzi o zespoły w Ekstraklasie. Dwa zespoły piłki nożnej, dwa zespoły koszykówki kobiet, koszykówka męska, utytułowana drużyna rugbistów… To jest ewenement.

Jeżeli zaś chodzi o stadion – zawsze dyskusja dotyczyła tematu – czy jeden, czy dwa, jeśli jeden to gdzie, jeśli dwa to za ile. Wiadomo, że mamy dwa zasłużone kluby i nawet dzisiaj, już po zapadnięciu wszystkich decyzji, trwają protesty niektórych niezadowolonych, że obiekt stanie na terenach należących do ŁKS-u. Inna sprawa, że będzie to przecież stadion miejski, więc jeśli Widzew zapragnie grać tu swoje mecze, nic nie będzie im mogło w tym przeszkodzić. Zresztą, podobne głosy niezadowolenia były już przy budowaniu Atlas Areny, a teraz wszyscy mieszkańcy chętnie z niej korzystają. Swoją drogą, to trochę nie wypada, że przy takiej hali stoi taki stadion…

Nowy stadion jest nadzieją dla فKS-u na inwestora, przełom w klubie?
– Nie robiłbym sobie zbyt dużych nadziei. Musimy się zastanowić, czy nas w ogóle będzie stać na ten stadion! Pierwsza myśl – fajnie, będzie stał nowy, piękny stadion, ale druga – kto będzie tym zarządzał? Wiadomo, że miasto najchętniej znalazłoby jakiegoś operatora. Operator, jeśli wykupi od miasta prawa do zarządzania obiektem, na początku będzie chciał zarobić. Tu powstaje pytanie – czy my będziemy w stanie podołać cennikowi.

Tak było z sekcją koszykówki męskiej, która w pewnym momencie zrezygnowała z występów w Atlas Arenie.
– Dokładnie, dlatego ja odnośnie nowego stadionu mam pewne obawy. Chciałbym, by obiektem zarządzało miasto, bo na pewno z nimi byłoby się zdecydowanie łatwiej dogadać, ale nawet wtedy trzeba przecież będzie płacić. Taka jest druga strona medalu.

A wierzy pan w ogóle w to, że stadion powstanie? W Łodzi w ostatniej dekadzie było już siedemnaście przetargów, trzydzieści projektów i niezliczona ilość zapowiedzi, a pierwszą łopatę wbito dopiero dwa miesiące temu…
– (śmiech) Tak, nie tylko w Łodzi, ale ogólnie w Polsce, dopóki obiekt nie stoi i – co równie ważne – nie zostanie odebrany, nie możemy się jeszcze cieszyć. W takich czasach żyjemy, najlepszy przykład – Stadion Narodowy. Tam przecież w dodatku działała presja nadchodzącej imprezy, a i tak komplikacji z samą budową, jak i późniejszym oddaniem do użytku było naprawdę dużo.
W فodzi też budowlańców będzie gonić termin przed Mistrzostwami Świata w siatkówce – obok Atlas Areny musi stać druga hala, na której będzie można przeprowadzić rozgrzewkę. To może trochę przyspieszyć cały proces. Z drugiej strony wiadomo jak jest – budowlańcy rozkopali autostrady, minęły trzy miesiące i zwinęli interes. To banał, ale – pożyjemy, zobaczymy.

Na koniec słowo o I lidze – za sprawą ogólnopolskich transmisji nieco zwiększyło się zainteresowanie mediów tymi rozgrywkami i… zewsząd słychać pochwały, szczególnie jeśli chodzi o widowiskowość i liczbę bramek. Jak to jest z tym poziomem piłkarskim na zapleczu Ekstraklasy?
– Na pewno trzeba rozgraniczyć dwa pojęcia – poziom piłkarski oraz atrakcyjność widowiska. Na pewno mecze w pierwszej lidze są bardzo efektowne, pada dużo goli, jest dramaturgia i emocje. Z drugiej strony jeśli chodzi o poziom sportowy – jest kilka zespołów, które reprezentują już naprawdę niezłą piłkę, ale jest też kilka drużyn, które są nieco słabsze. Mimo to nie ma zbyt wielu nudnych meczów, co jest na pewno bardzo atrakcyjne dla kibiców. Trzeba też pamiętać, że w I lidze, może nie wszędzie, ale w kilku miejscach są bardzo ładne stadiony i personalnie silne składy. Zawisza Bydgoszcz, Cracovia, Miedź Legnica, Arka Gdynia, Warta Poznań, فęczna… Mówiąc o poziomie musimy poczekać z weryfikacją na awans i późniejszą ich grę w Ekstraklasie. Z poprzednich rozgrywek awans ugrały Pogoń i Piast, które nie radzą sobie wcale źle. Kolejna weryfikacja – Puchar Polski, gdzie zespoły z zaplecza sprawiły sporo problemów teoretycznie silniejszym klubom z Ekstraklasy.

A jak pan, ekstraklasowy rekordzista, czuje się w na boiskach takich jak w Stróżach, czy Niecieczy?
– (śmiech) Tam akurat jeszcze nie byłem, będę dopiero w środę. Ale do wszystkich takich klubów podchodzę z sympatią, sport na tym polega, że liczą się wyniki na murawie. Im też się coś należy, kiedy im było dane obejrzeć u siebie firmy takie jak Cracovia, czy ŁKS? Trzeba im to oddać, sportowo zasłużyli na I ligę i pewnie sporo zasłużonych klubów z niższych lig chciałoby być teraz na ich miejscu.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama