Polskie trio z Borussii po raz kolejny pokazuje, że zdecydowanie więcej pożytku, niż reprezentacja PZPN, ma z nich drużyna Juergena Kloppa. Bardzo dobrze na tle Bayeru Leverkusen (3:0) wyglądali Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski, a Robertowi Lewandowskiemu wystarczyło, że wrócił ze zgrupowania kadry i przypomniał sobie, jak strzelać gole.
Dotychczasowy bilans „Lewego” w tym sezonie – ujmijmy to delikatnie – na kolana nie rzucał. W końcu w siedmiu oficjalnych występach zdobył tylko jedną bramką i już niemieckie media zaczynały liczyć, od jak dawna nie trafił do siatki. Do sobotniego meczu z Bayerem Leverkusen jego niemoc strzelecka trwała 533 minuty. I może nie jest to wynik, którego z miejsca należałoby się wstydzić, ale przecież wiadomo, że jak już się Robert zablokuje, to odblokować się nie może… W końcówce spotkania po dośrodkowaniu Marco Reusa strzałem głową wpisał się na listę strzelców i natychmiast złapał spory luz. Zdążył jeszcze błysnąć, bo minął kilku rywali, zaliczył asystę przy trafieniu Reusa, ale ten był na spalonym.
– Tę sytuację można ciągle pokazywać za wzór, jak po rzucie z autu na własnej połowie można zdobyć gola – mówił komentujący to spotkanie Andrzej Juskowiak. A było tak: w środku pola(!) piłkę dostał Lewandowski, zagrał prostopadle do Piszczka, ten wzdłuż linii pola karnego do Błaszczykowskiego… Raz, dwa, trzy i pozamiatane. Aż szkoda, że ani jednej takiej akcji nie zaprezentowali w zespole Waldemara Fornalika.
Ale to nie Polacy, przynajmniej na razie, królują w niemieckich mediach. Oczy wszystkich skierowane były bowiem na kanclerz Angelę Merkel, która z trybun oglądała mecz Borussii. I po pierwszym golu Matsa Hummelsa zaczęła się uśmiecha, bić brawo, chciała podnieść się z krzesła, aż nagle zreflektowała się, że chyba jej nie wypada… Wygraną z Leverkusen dortmundczycy rozpoczęli trzytygodniowy maraton, w trakcie którego rozegrają pięć spotkań w Bundeslidze i dwa w Lidze Mistrzów. – Jeszcze nie jesteśmy na takim poziomie, na jakim byśmy chcieli być – przestrzegał jeszcze w piątek Michael Zorc, dyrektor sportowy. Po dzisiejszym zwycięstwie wstrzemięźliwy i skromny zazwyczaj Klopp przyznał, że jego piłkarze grali wyjątkowo dobrze. Bo gdyby nie odrobina pecha, poprzeczka czy nieznaczny spalony, mogliby wygrać znacznie wyżej.
PT