Ekstraklasa to taka przedziwna liga, w której wyniki może osiągać nawet zespół prowadzony przez oryginała z Hiszpanii, którego główne zainteresowania to MS Paint oraz reklamowanie swojego konta na Twitterze w prywatnych wiadomościach do przypadkowych użytkowników. To taka liga, w której bez przeszkód radzi sobie trener z hiszpańskich peryferii, to taka liga, w której niezły początek sezonu może zanotować nawet szkoleniowiec wyciągnięty z Niemiec po serii ośmiuset piętnastu porażek i spadku z ligi.
Od dawna w Polsce trwała licytacja: kto odda drużynę lepszemu ananasowi, a ona mimo to będzie regularnie punktować. Od Staszka i jego roweru Wigry 3, przez Angela Pereza Garcię, aż po Ramireza i Lettieriego – Ekstraklasa udowadniała, że jest jedną z bardziej otwartych klas rozgrywkowych świata. Nikogo nie skreśla, każdemu daje szansę, niczego nie wymaga. Dlatego choć rozśmieszyło nas powierzenie zespołu mistrza Polski specjaliście od organizowania akademii młodzieżowej, uznaliśmy, że nie ma sensu zbyt wcześnie wyrokować – też czasem mamy wrażenie, że wyniki Ekstraklasy to efekt losowania i wobec tego to, kto usiądzie przy linii jest sprawą absolutnie drugorzędną.
Romeo Jozak jest w Legii od niecałych trzech tygodni. Trudno oceniać wpływ jego pracy na grę drużyny, trudno oceniać jego warsztat, trudno w ogóle cokolwiek powiedzieć o jego zajęciach z zespołem. Ale są pewne rzeczy, które można ocenić już teraz. Choć słowo “ocena” jest tu niekoniecznie na miejscu – ot, to suche fakty.
Po pierwsze – Jozak nie zmienił w żaden sposób taktyki. Jak Legia grała nudnym i przewidywalnym 4-2-3-1, tak nadal gra nudnym i przewidywalnym 4-2-3-1.
Po drugie – Jozak nie zmienił w znaczący sposób personaliów. Nadal smutne, umęczone twarze Pazdana, Moulina czy Kucharczyka są smutnymi, umęczonymi twarzami Pazdana, Moulina i Kucharczyka. Ograniczenie roli np. Mączyńskiego to trochę za mało, by dostrzec fundamentalna zmianę kierunku, w którym podąża zespół.
To jednak jeszcze żaden powód do krytyki – Jozak gra tym, co ma, a ma na ten moment grupę piłkarzy wyjątkowo pod formą, rozbitych psychicznie, zawiedzionych, sfrustrowanych, złych na cały świat i samych siebie. Kluczem więc powinno stać się to, co Jozak robi, by rozbici psychicznie, zawiedzeni, sfrustrowani i źli na cały świat piłkarze choć w minimalnym stopniu oczyścili głowy. Jozak wydaje się człowiekiem, który ma na to sposób. Co bowiem może zadziałać na piłkarza pod formą lepiej niż…
– bezlitosna zjebka?
– Czułem się zdradzony przez piłkarzy. To, co graliśmy, nie było tym, o czym rozmawialiśmy przed spotkaniem. Nie znajduję absolutnie nic dobrego w tej porażce. To jest gra dla mężczyzn, a nie dla dziewczynek. (za interia.pl)
– bierne przypatrywanie się oklepywaniu piłkarzy?
Noc z niedzieli na poniedziałek piłkarze Legii zapamiętają długo. Na Łazienkowskiej czekał na nich komitet powitalny – jak się okazało wcale nie w celu zdyscyplinowania zawodników poprzez ostre słowa, ale poprzez ciosy. Te sypały się na tyle gęsto, że np. Aleksandar Vuković oberwał przez przypadek (za co podobno został później… przeproszony). Sytuacja była znacznie poważniejsza niż 19-lat temu, kiedy również po porażce z Lechem 0:3 w Warszawie użyto siły. Jedno wydaje nam się oczywiste: zawodnicy nie pójdą w ogień za trenerem, który takim scenkom przygląda się z założonymi rękoma. (nasze info)
– tłumaczenie się chorwackiej prasie, że “nie uciekł ze stadionu, ale kibice poinformowali go, że to nie jego sprawa”?
Po powrocie z Poznania czekało na nas 70 fanów. Ich przywódca zbliżył się do mnie i powiedział: “trenerze, to nie dotyczy ciebie, tylko piłkarzy”. Wtedy kibice przede mną i sztabem krótko fizycznie rozliczyli się z piłkarzami, potem mówili o rozczarowaniu wynikami zespołu w ostatnich dwóch meczach. To nowa, niezwykła sytuacja dla mnie, presja jest duża. Ale nie poddaję się i zrobię wszystko, by zespół wrócił na zwycięską ścieżkę po reprezentacyjnej przerwie. (vecernji.hr)
Czyli tak: Jozak na razie nie zmienił nic, ale zdążył zapakować trzy gole swoim piłkarzom, najpierw jadąc z nimi w swoich oficjalnych wypowiedziach, potem przypatrując się, jak dostają wpierdy pod stadionem, a na końcu bagatelizując cały incydent w chorwackich mediach. Wszystko to dzieje się w drużynie, w której problem w dużej mierze tkwi w głowach – bo przecież reprezentanci Polski nie zapomnieli z dnia na dzień, jak kopać piłkę w pszenno-buraczanej lidze.
Nie jesteśmy do końca przekonani, że drogą do odrodzenia zdewastowanych zawodników jest ich kilkukrotne przeoranie, ale w tej lidze sprawdzały się obrazki tygrysów podpisane w Paincie. Może to jest jakiś sposób, w razie czego – Romeo, korzystaj śmiało.
Fot. FotoPyK